Pan Perfekcyjny. Jewel E. Ann
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pan Perfekcyjny - Jewel E. Ann страница 17
– Żartujesz – szepcze.
Puszczam do niej oko.
– Dobra… super. Do zobaczenia.
Kiedy zamykają się za nią drzwi, kładę talerzyk z ciastem na biurku i opieram się o futrynę gabinetu Flinta.
– Wszystkiego najlepszego.
– Nie uprawialiśmy seksu. – Wpatruje się w zawartość leżącej przed nim teczki, przekładając dokumenty.
– Uprawialiśmy. Kiedy dotarłam do domu, w myślach dokończyłam tę scenę. Byłam niesamowita. Ty średnio się spisałeś. Muszę przyznać… że byłeś pierwszym facetem, który płakał podczas orgazmu. Brakowało ci trochę męskości, ale nadrabiałeś czułością. Na zawsze zapamiętam delikatną pieszczotę twoich łez, spływających na moje policzki.
Flint unosi spojrzenie zmrużonych oczu tak wolno, że to niemal tortura. Przygryzam wargę, by się nie roześmiać. Bum! Wygląda tak seksownie z tymi swoimi nastroszonymi piórkami.
– Nie potrzebuję dziś tego.
– Ponieważ to twoje urodziny?
Z trudem przełyka ślinę, coś nieprzyjemnego lub duchy przeszłości pojawiają się na jego twarzy, choć znikają w okamgnieniu.
– Ponieważ to moje pieprzone urodziny – mamrocze, wracając uwagą do dokumentów.
– Gdybym wiedziała, że je dziś masz, kupiłabym ci prezent albo przynajmniej kartkę okolicznościową.
– Nie przejmuj się tym.
– Nie zamierzam.
Ponownie unosi głowę, wzdychając ciężko, jakby istniała możliwość, że jeszcze bardziej go zirytuję.
Posyłam mu szeroki uśmiech.
– Możesz uznać, że wręczyłam ci prezent wczoraj, głaskając twojego fiuta. Nie musisz wysyłać kartki z podziękowaniem. Jestem pewna, że zleciłbyś to Amandzie, a to byłoby nieszczere.
– Dwanaście dni, a teraz wyjdź.
Czuł mnie. Smakował moich ust. Pozwolił pogłaskać się w kroku. A mimo to… mam dwanaście dni.
– Abigail Hamilton mówi, że powinnam zatrudnić prawnika, by walczył z tobą w tej sprawie. Powiedziała, że zna jakiegoś dobrego. – Staję prosto, ponieważ ja też mogę grać w tę grę.
Ma pochyloną głowę, a jednak widzę na jego twarzy cień uśmiechu.
– Poważnie? Zastanawiam się, kim on może być. Ma pani jakieś domysły, pani Rodgers?
Oczywiście. Szlag by go trafił.
– To ty – szepczę, wzdychając z porażką.
– Szczerze mówiąc, miała pani rację, póki nie przyniosła do pracy tego szczura.
– Przyniosłam go, ponieważ sądziłam, że spodoba się Harry’emu.
– Nie jest to dobra linia obrony, pani Rodgers.
Pani Rodgers. Pani Rodgers. PANI RODGERS! Ugh! Nie może zwracać się do mnie jak do swojej nauczycielki z podstawówki, skoro wczoraj powiedział mi swoim seksownym głosem, bym odsunęła majtki na bok.
Wyjmuję z torebki długopis i przebijam wszystkie jego balony.
Bum. Bum. Bum. Bum. Bum.
Dziecinne? Oczywiście. Żałuję? Pewnie, że nie.
– Muszę już iść. Kolejny pacjent uwielbia grać na bębnach i cymbałach. Miłego popołudnia!
To nie było kłamstwo. Landonowi pomagają głośne uderzenia. Ojciec dręczył go przez lata. Walenie w bębny czy cymbały daje chłopakowi siłę i poczucie kontroli. Podczas godzinnej terapii przechodzi od nieśmiałego dziecka do pewnego siebie dziewięciolatka z szerokim uśmiechem. Ja uśmiecham się z powodu jego postępów i ponieważ wiem, że Flint będzie siedział na dole, zatykając palcami uszy i nucąc pod nosem: „Dwanaście dni”.
– Cześć, Elle.
– Harry, jak tam? – pytam, zamykając laptopa i opierając się wygodnie w fotelu, gdy chłopak wyjmuje gitarę. Nie jestem pewna, jak do tego doszło, w jaki sposób nauczenie go kilku akordów zmieniło się w regularne lekcje gry. Nie jestem nauczycielką muzyki, ale nie potrafię go wyrzucić, nawet jeśli jego ojciec jest największym dupkiem na świecie. Jestem pewna, że Harrisona lubię bardziej niż Flinta, i to głównie przez niego podoba mi się jego ojciec. To bardzo skomplikowane.
– W szkole był alarm przeciwpożarowy. Ta głośna syrena chyba uszkodziła mi bębenek.
– Mam nadzieję, że jednak nie. Wziąłeś sobie kawałek tortu taty?
– Tak, ale był suchy.
Tak, był. Uśmiecham się.
– Co zamierzacie robić w jego urodziny?
– To, co zawsze, czyli będziemy oglądać nagrania rodzinne zrobione przed śmiercią mamy.
– Oj. To… przygnębiające.
Siedząc na podłodze, pociąga co jakiś czas za struny.
– Tak. Umarła w jego urodziny.
Podłoga znika pod moimi stopami, gdy jego słowa wysysają tlen z całego pomieszczenia. Jestem okropna. Jak mam to, u diabła, naprawić?
– Rozgrzej palce, a ja zaraz wrócę.
Schodzę po schodach, bo moje ciało nie wytrzyma czekania na przyjazd windy. Flint nadal siedzi za biurkiem. Ciężko chodzić z podwiniętym ogonem. Krzywię się na widok sflaczałych resztek balonów.
Unosi głowę, gdy wpadam do jego gabinetu. Podchodzę ostrożnie do jego biurka, więc mruży oczy, choć ja przez cały czas wpatruję się w jego twarz. Co mam powiedzieć? Co mogę powiedzieć? Kiedy przysuwam się do niego, ocierając się pośladkiem o krawędź biurka, odsuwa się z fotelem, dzięki czemu mogę stanąć pomiędzy jego rozchylonymi kolanami.
Po chwili milczenia unosi powoli dłoń i delikatnie bierze mnie za rękę, głaszcząc kciukiem zabandażowane miejsce.
– Powiedział ci.
Kiwam głową, krzywiąc się.
– Zrobiłam ci na złość w rocznicę śmierci twojej żony, dodając, że moim prezentem miało być głaskanie twojego penisa. Jestem chyba najgorszą osobą na Ziemi.
Wpatruje się w moją rękę, nadal dotykając bandaża.
– To ja jestem najgorszy na świecie, więc nie masz się