Pan Perfekcyjny. Jewel E. Ann

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pan Perfekcyjny - Jewel E. Ann страница 19

Pan Perfekcyjny - Jewel E. Ann

Скачать книгу

– Posyła mi coś, co można by uznać za uśmiech.

      Tak, poprzebijałam…

      – Nie czeka na ciebie stolik w restauracji? Randka? Kobiece towarzystwo?

      – Ellen…

      Kładąc rękę na biodrze, patrzę w podłogę i kręcę głową.

      – Podobało mi się. – Unoszę głowę. – Gdy mnie dotykałeś. Gdy ja dotykałam ciebie. Podobało mi się. To coś dla mnie znaczyło, ale… nie to, o czym myślisz. Nie miłość. Żaden związek. To tylko fizyczne doświadczenie, które było dla mnie istotne. Nie chcę skazić tego słowami. Kiedy odejdę, nie chcę pamiętać tego, co ci powiedziałam, ani co ty powiedziałeś mi. Chcę pamiętać jedynie twój dotyk w tamtej chwili.

      Tak. Zdezorientowałam go. Widzę, jak marszczy brwi.

      Śmieję się.

      – Idź. Czekają na ciebie. Nie wyczytuj niczego pomiędzy wierszami. Nie pozwól, by to, co między nami zaszło, powstrzymało cię przed skorzystaniem z poobiednich planów. W porządku. Nic nas nie łączy, a jeśli sądziłeś inaczej, zapewniam, że tak nie jest.

      Kiwa kilkakrotnie głową, na jego twarzy widać zadumę, gdy odwraca się i zmierza do windy. Gaszę światła i zamykam za sobą drzwi. Flint czeka na mnie, przepuszcza pierwszą do kabiny. Chwilę później, gdy z niej wysiadamy, chwytam go za rękę. Patrzy w dół, po czym unosi spojrzenie do mojej twarzy.

      Puszczam i biorę się za poprawianie krawata.

      – Podoba mi się ten garnitur. Nic nie przebije klasycznego czarnego garnituru z czerwonym jedwabnym krawatem. – Wygładzam materiał dłonią.

      – Nucisz.

      – Mmm… – Unoszę głowę i się uśmiecham. – Idź, uszczęśliw jakąś kobietę. Tylko nie pozwól jej się w sobie zakochać, jak stało się w moim przypadku. – Odwracam się i odchodzę, nie oglądając za siebie.

Flint

      W jednej z bocznych kieszeni marynarki mam paczkę miętowych gum do żucia, w drugiej trzy prezerwatywy. Rodzice zostają z Harrisonem. Syn dał mi swoje błogosławieństwo, bym mógł spokojnie cieszyć się „kobiecym towarzystwem”. Mam w telefonie pięć numerów, każdy z nich zapewni mi wieczorem dobrą zabawę – niezobowiązujące bzykanko.

      Mimo tego pragnę tylko jej. Wciąż czuję smak Ellen. Jakim cudem potrafi sprawić, że jednocześnie czuję się rozdrażniony i spragniony? Patrzy na mnie w sposób, w jaki robiła to Heidi. To niepokojące.

      Siedząc w samochodzie zaparkowanym kilka przecznic od własnego domu po odwiezieniu syna i rodziców, wciskam kontakt z jej imieniem i wpatruję się w numer. Kciuk wisi nad ikonką zielonej słuchawki. Rezygnuję jednak i postanawiam wybrać jeden z tych mniej skomplikowanych kontaktów. Przerzucam je w tę i z powrotem, aż mój kciuk postanawia wybrać za mnie.

      Kobieta odbiera po trzecim sygnale.

      – Halo?

      – Hej.

      – Flint?

      – Lubisz jazz?

      – Ee… – Śmieje się cicho. – Tak, lubię.

      – Przyjadę po ciebie za dziesięć minut.

      Kończę rozmowę i wprowadzam jej adres do nawigacji. Kiedy parkuję przed blokiem, Ellen podchodzi do mojego samochodu i podciąga kołnierz trencza pod szyję. To tyle, jeśli chodzi o maniery dżentelmena. Zamykam drzwi, skoro nie zdążyłem wysiąść.

      – Brrr… – Drży, wsiadając i pokazując mi w uśmiechu szczękające zęby. – Wiesz, nie oczekuję wyszukanego wieczoru. Wystarczy sam seks, jeśli tylko o to ci chodzi.

      Wrzucam bieg, kręcąc głową i włączam się do ruchu.

      – Powinnaś sprawić, by faceci nieco mocniej się starali.

      Milczy, ale kątem oka widzę, że się uśmiecha. Nie wiem, co wyczyniamy, co sam robię, ale czuję, że muszę, bez względu na powody.

      – Jak twoja ręka?

      – W porządku. Mógłbyś już o niej zapomnieć? – Wzdycha i nuci cicho. – Jesteś bardzo podobny do mamy. Mówił ci już ktoś o tym?

      Śmieję się. W ogóle nie jestem do niej podobny.

      – Przeoczyłaś mojego ojca, tego wysokiego ciemnowłosego faceta, a skupiłaś się na mojej mamie, niskiej blondynce?

      – Dla większości osób zapewne jesteś podobny do taty, ale ja zauważyłam kształt twoich oczu, uszu, to, jak oboje wymawiacie „R”. Kształt waszych ust, gdy się uśmiechacie, i ton głosu, gdy się śmiejecie. To wszystko masz po matce.

      Z każdą mijającą chwilą porywa mnie do tego swojego nieznajomego świata. Jest bystra i tak cholernie seksowna, że to wystarczy, by przykuć moją uwagę. Mrugam jednak i widzę blask, jakim promienieje w sposób, którego nigdy wcześniej nie widziałem.

      Kiedy staję na parkingu, Ellen natychmiast wysiada. Otworzyłbym jej drzwi.

      – Brrr…

      Śmieję się z powodu jej nietolerancji dziesięciostopniowej aury. Obejmuje się rękami, więc kładę dłoń na jej plecach i kieruję do drzwi pod neonem, które prowadzą do najlepiej strzeżonych tajemnic w tym mieście.

      – Elle! – Ochroniarz ściska ją na powitanie.

      Tego się nie spodziewałem.

      – Cam, co tam u ciebie? – Odpowiada, również go tuląc.

      – Wszystko w porządku, mała. Nie widziałem cię tu od dłuższego czasu.

      – Przeniosłam się do innego mieszkania. Nie jest na tyle blisko, by tu przychodzić.

      – A słyszałaś kiedyś o samochodzie lub transporcie publicznym?

      Śmieje się.

      – Tak, tak… Cam, poznaj Flinta.

      – Znam Hopkinsa. – Ochroniarz przybija ze mną żółwika. – Wszyscy go znają.

      – Tak? – Ellen wytrzeszcza oczy i unosi głowę, przesadnie taksując wzrokiem moje ciało.

      – Najwyraźniej nie oglądasz meczów – mówi Cam.

      – Najwyraźniej nie tak uważnie, jak powinnam. – Ellen przekrzywia usta na bok, próbując mnie rozgryźć.

      – Skąd się znacie? – pyta Cam, krzyżując grube ręce na odzianej w czarną koszulkę piersi.

      – Flint jest właścicielem budynku i wynajmuje mi lokal pod gabinet, ale próbuje mnie eksmitować, ponieważ nie rozumie charakteru mojej pracy ani tego, że szczury to jedne z najczystszych i najinteligentniejszych

Скачать книгу