Pan Perfekcyjny. Jewel E. Ann
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pan Perfekcyjny - Jewel E. Ann страница 15
Mężczyzna gapi się w ziemię.
Przytrzymując gazę przy ranie, Abigail pomaga mi się podnieść, poprawić spódnicę i zapiąć trzy pozostałe przy koszuli guziki.
– Doktor Hamilton? – Kobieta krzywi się, widząc, że pozostałe guziki nie pomagają zakryć najistotniejszych części. – Abigail? – mówię głośniej.
W końcu unosi głowę.
– To krępująca, a nie tragiczna sytuacja.
Zmarszczki na jej czole podpowiadają mi, że nie nadąża za moim tokiem myślenia.
– Wyszłam od ciebie, ponieważ w ogrodzie zauważyłam Flinta. Nie miałam pojęcia, że jest twoim sąsiadem.
Powoli kiwa głową, ale wciąż nie wygląda, jakby mnie rozumiała.
Wzdycham.
– Seks. Seks za obopólną zgodą, Abigail. A przynajmniej… – Patrzę na Flinta, który unosi głowę, przestając wgapiać się w cokolwiek tak go do tej pory interesowało. – …do tego zmierzała ta sytuacja.
Dlaczego ma tak zbolałą minę? To ja tu krwawię. To ja czuję się odrzucona.
– Skąd go znasz?
Nie potrafię powstrzymać uśmiechu.
– To od niego wynajmuję lokal.
– Seksowny Garniturek? – Obraca ku niemu głowę.
Flint unosi brwi.
Śmieję się. Sama. Dlaczego tylko ja uważam, że to zabawne?
– Od tej pory Uwodzący Garniturek. Chociaż w ostatniej chwili wypuścił piłkę z rąk, co jest nieco dziwne, biorąc pod uwagę, że na studiach miał całkiem duże doświadczenie w futbolu.
Ponownie tylko ja odnajduję humor w tej żenującej sytuacji.
– Dociskaj gazę. Przyniosę ci bluzę i dam znać Martinowi, że muszę wyjść.
– Nie wygłupiaj się, masz gości. W szpitalu znajdę lekarza, który mi to zszyje. Poza tym przypuszczam, że już coś wypiłaś.
Krzywi się, przeskakując kilkakrotnie wzrokiem pomiędzy mną a Flintem.
– Zawieź ją. Zostań przy niej. Nie okłamuj lekarza, który będzie ją badał. I proszę, następnym razem rozważ skorzystanie z łóżka.
Mężczyzna się wzdryga. Nie sądzę, by był jakiś „następny raz”.
– Wrócę z bluzą.
– Dam jej swoją. – Flint w końcu odzyskuje mowę.
Abigail potakuje. Przewraca oczami. Kręci głową. I odchodzi.
– Jedźmy. – Flint chwyta drzwi szklarni i przytrzymuje je przede mną otwarte.
– Naprawdę masz coś takiego jak bluza? Wydawało mi się, że wolisz białe koszule i swetry z dekoltem w serek.
Brak odpowiedzi, brak zaskoczenia.
Myliłam się. Ma sportową bluzę z logo drużyny Nebraski, która ma bogatą, leśną woń. Mogę mu jej już nie oddać.
– Zrobisz coś dla mnie? – pytam, gdy otwiera drzwi auta, kiedy stoimy pod budynkiem pogotowia. To pierwsze słowa, jakie padają między nami od wyjazdu z jego domu. – Pomóż mi zdjąć rajstopy. Rozcięcie na ręce i obity tyłek łatwo będzie wyjaśnić, ale rajstopy rozdarte w kroku nie pasują do seksu za obopólną zgodą.
Flint marszczy brwi, co jest seksowne. Ma do tego wyjątkowy talent, choć nie pomoże mi tym pozbyć się problemu.
Kręcę głową.
– Dobra, nie musisz, Panie Pomocny. – Trzymając zranioną rękę przy piersi, drugą wkładam pod spódnicę i chwytam gumkę.
– To weź… – Wzdycha, pochylając się do mnie. – …zabierz rękę.
Sapię, gdy wkłada mi dłonie pod spódnicę.
Znów marszczy brwi, ale teraz jakby inaczej. Ile ma tych min?
– Przepraszam. – Przygryzam wargę. Pomimo rany na ręce i obitych pośladków jego bliskość i dłonie dotykające mojego ciała sprawiają, że jestem podniecona.
Możliwe, że wyobrażałam sobie, jak ściąga mi rajstopy, choć w tej fantazji nie znajdowaliśmy się przed drzwiami pogotowia.
Zsuwa mi je do kolan, ściąga mi buty, zdejmuje rajstopy do końca, po czym z powrotem nakłada mi botki na stopy.
– Jezu… – Kręci głową. – Krwawisz i nucisz?
Robię to, by odciągnąć umysł od dotyku jego palców.
Nucę, by zapomnieć o pierwszym mężczyźnie, który mnie dotykał. Nucę, by zapomnieć o bólu płynącym z wiedzy, że już nigdy mnie nie dotknie.
Flint zostaje w poczekalni, gdy lekarz zszywa mi rękę, bada siniaki na pośladku i biodrze, po czym podaje zastrzyk przeciwtężcowy. Informuję młodego stażystę, że spadłam z metalowej ławki w szklarni na ziemię. Co jest przecież prawdą.
– Pięć szwów. – Unoszę zabandażowane przedramię.
– Ellen… – Kolejny oryginalny grymas Flinta.
Ruchem głowy wskazuję na wyjście.
– Chodźmy. Życie jest zbyt krótkie, by kłopotać się niepotrzebnymi przeprosinami.
ROZDZIAŁ 6
Życie mści się w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Dzisiejszy wieczór nie stanowił wyjątku. Wszystko się pieprzy, gdy moja pewność siebie prowadzi wojnę z lękami.
– Dzięki za podwózkę. – Ellen wyjmuje kluczyki z torebki, kiedy parkuję na swoim podjeździe.
– Możesz prowadzić?
– Uszkodziłam przedramię, nie dłoń. Tak, dam sobie radę.
Kiwam głową, czując się jak Harrison, który przeważnie mi tak odpowiada.
– Ellen…
– Wiem. Trzynaście dni.
– Nie to chciałem powiedzieć.
Trzymając klamkę, pociera o siebie wargami. Jednocześnie irytujące nucenie znów wypełnia przestrzeń pomiędzy nami.
– Chodzi