Pan Perfekcyjny. Jewel E. Ann

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pan Perfekcyjny - Jewel E. Ann страница 14

Pan Perfekcyjny - Jewel E. Ann

Скачать книгу

Okropnie jest usłyszeć coś takiego.

      – Cóż… – Wzruszam ramionami z uśmiechem. – …ci są kiepskimi tancerzami. Bezdusznymi, nieczującymi rytmu, słabymi tancerzami. – Patrzę mu w oczy. – Jesteś taki, Flint?

      Coś nieokreślonego przyciąga mnie do tego człowieka. Chcę mu pomóc. Ale w czym? Jeszcze nie wiem. Muszę go poczuć, usłyszeć, wtedy będę wiedzieć.

      – Powinnaś odejść.

      Opuszczam głowę, wzrok kieruję na stykające się czubki naszych butów.

      – Dlaczego? – pytam szeptem.

      – Ponieważ masz białą koszulę.

      Unoszę głowę. Ciągnie za palce rękawiczkę, zdejmuje ją i upuszcza na ziemię, po czym to samo robi z drugą.

      – Masz trzynaście dni. – Odlicza czas do usunięcia mnie z budynku.

      – Trzynaście dni – powtarzam.

      – A teraz odejdź, nim ubrudzę twoją białą koszulę. – Taksuje wzrokiem moje ciało.

      Mrowi mnie skóra. Flint stanowi przeciwieństwo każdego znanego mi mężczyzny.

      Nie chcę niczego znajomego – bo właśnie to mnie zniszczyło.

      Nie chcę przewidywalności – bo to nic ponad bolesną iluzję.

      Kierowanie się rozumem za bardzo boli. Chcę po prostu zaistnieć w czysto fizyczny sposób.

      – To tylko koszula – szepczę.

      Obejmuje moją głowę i całuje w usta.

      Ostro.

      Niestosownie.

      To najlepsze, co przytrafiło mi się od lat.

      Dotyk. Umieram. Żadna potrzeba nie była wcześniej tak potężna – tak konieczna.

      Flint pogłębia pocałunek, popychając mnie na metalowy, zastawiony roślinami stolik. Jedna z doniczek upada na ziemię. Nie potrafię wystarczająco nacieszyć się jego ciałem, przywierającym do mojego. Moja wielka ochota mogłaby być żenująca, gdybym nie wyczuwała, że sam jest równie zdesperowany. Pochłania moje usta, próbuje rozpiąć guziczki przy mojej koszuli, ze zniecierpliwieniem urywając kilka z nich.

      Walczę z jego rozporkiem, nucąc tuż przy jego ustach. W końcu zsuwa materiał mojej koszuli z ramion, a biustonosz przesuwa w dół. Obejmuje moje piersi, a ja wkładam rękę w jego bokserki.

      Jego pierś wibruje od niskiego warkotu. Kiedy po raz ostatni podnieciłam faceta dotykiem samych palców? Nie pamiętam i to jest smutne.

      Flint nie zwalnia tempa pocałunku, przesuwając dłońmi po moich bokach, chwytając spódniczkę i podciągając ją do pasa. Jakbyśmy przeżywali tę scenę tysiąc razy wcześniej, zsuwam mu spodnie wraz z majtkami, aby uwolnić członek. Flint sadza mnie na metalowej ławce, rozszerza moje nogi i rozdziera rajstopy.

      Emocje sprawiają, że czuję ucisk w gardle. Żadna terapia nie pomoże wypełnić fizycznej pustki – ciemnej dziury powstałej przez lata odrzucenia.

      Przerywa pocałunek.

      Na chwilkę.

      Na sekundę, ale to wystarcza, by do akcji wkroczyły nasze umysły.

      Nie chcę tego. Głupota i impulsywność też mają swoje miejsce i czas.

      Teraz.

      Potrzebuję ich równie mocno, jak miliona lat mądrości. Na łożu śmierci nikt nie mówi: „Pamiętacie, jak niewiarygodnie było podejmować mądre decyzje?”. Chcę zapamiętać, jak to jest oddać się fizycznemu pożądaniu. Chcę pamiętać ciepłe wargi, jęki rozkoszy i oślepiające, odurzające doznanie rozpadania się na kawałeczki pod wpływem dotyku palców tego mężczyzny.

      Flint rozchyla usta, więc czekam na słowa, przez które poczuję się, jakby podczas mojego ulubionego programu telewizyjnego ktoś wyrwał przewód zasilający z gniazdka. Ale ich nie ma. Rozchylone wargi lądują na mojej szyi, ssąc, zęby przygryzają, nim ich właściciel mówi:

      – Odsuń majtki.

      Mój umysł się zamyka, gdy jedną ręką chwytam go za włosy, a drugą odsuwam materiał w kroku. Do diabła ze śmiercią. Odmawiam umierania, póki w pełni nie doświadczę życia. Przysuwam się do Flinta, pragnąc ostatecznego połączenia.

      – Kurwa… nie mogę. – Odsuwa się, jakby nagle się mnie wystraszył.

      Zanim mam szansę postawić stopy na ziemi, ręka zsuwa mi się z krawędzi metalowej ławki i ląduję na ziemi, a podczas upadku trafiam przedramieniem na coś ostrego.

      – Au!

      – Cholera! Ellen… – Flint podciąga spodnie. Przez mój biały rękaw przesącza się krew. – Pokaż. – Kuca i chwyta mnie za rękę.

      Plama szkarłatu jest coraz większa.

      Sapię, gdy rozpina guziki przy mankiecie i podwija go, ujawniając głębokie rozcięcie.

      – Cholera… – mamrocze. – Bez szwów się nie obejdzie.

      Przygryzam wargę, walcząc z bólem. Kiwam głową.

      Flint wstaje i przeczesuje włosy palcami.

      – Zaraz wrócę.

      – Dokąd idziesz? – Krzywię się, przechylając się na bok, by obity tyłek tak bardzo nie bolał.

      Nie odpowiada. Jakieś pięć minut później wraca z pomocą. Myślałam, że zaniesie mnie do auta i zawiezie na pogotowie. Jestem zaskoczona jego decyzją.

      Abigail nie potrafi ukryć zaskoczenia, gdy patrzy na mnie, a chwilę później krzywi się, wracając spojrzeniem do Flinta. Gdybym wiedziała, że nie wróci sam, wysiliłabym się, by obciągnąć spódnicę i zakryć co nieco lub zapiąć te kilka guzików w koszuli, albo chociaż zdjąć podarte rajstopy.

      Kobieta kuca.

      – Ellen, dobrze się czujesz…?

      – Uzgodniliśmy, że nie będzie pytań. – Flint zaciska usta.

      Abigail posyła mu ostrzegawcze spojrzenie. Mężczyzna wzdycha i odwraca wzrok.

      – Rozcięłam rękę. – Odsuwam przedramię od piersi, by jej pokazać.

      Przygląda się uważnie ranie, po czym patrzy mi z troską w twarz.

      – Czy on… – zaczyna, ale zaciska zęby, oceniając porwane ubranie – …zrobił ci krzywdę?

      Ból z rozciętej ręki odchodzi w niepamięć, gdy żołądek mi się kurczy, kiedy dociera do mnie, że Abigail pyta,

Скачать книгу