Ty i ja dwa różne światy. Elżbieta Kosobucka
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ty i ja dwa różne światy - Elżbieta Kosobucka страница 14
Na sobotę umówiliśmy się na ryby. Przyjechał po mnie o czwartej nad ranem, więc cichutko wyszłam, żeby nie obudzić babci. Pojechaliśmy w odległe miejsce, gdzie natura wyglądała jeszcze dziko i tajemniczo. Czułam się, jakbym przeżywała coś niepowtarzalnie cudownego.
Zawsze miałam ze sobą chociaż szkicownik, ołówek i kredki. Jasne, że to nie to samo co płótno, ale lepsze niż nic. Kamil zaczął łowić, a ja nie mogłam sobie odmówić narysowania tego pejzażu, z nim na pierwszym planie. Toń jeziora była niczym tafla szkła, nawet najmniejsza fala nie burzyła jego spokoju. Słońce leniwie wyłaniało najpierw swoje delikatne ciemnoczerwone światło, zmieniające się w łagodny odcień pomarańczy, z ledwo wyczuwalnym tchnieniem złota, który kładł się barwami wczesnego poranka na wodzie. Wilgoć nocy i poświata dnia dawały ten niepowtarzalny urok lekko zamglonego obrazu, rozproszenia, gdzie szczegóły krajobrazu delikatnie rozmywają się. Stwarzało to poczucie nierealności i baśniowego wymiaru. Zaś moje uczucia do Kamila wrysowywały go w tę magię w jedyny miłosny rytm serca.
Malowałam szybko, bo światło zmieniało się z minuty na minutę, a ja nie chciałam malować z pamięci, tylko czerpać z inspiracji uczuć, wywołanych w czasie, który nazywa się teraz. Jeszcze jedno spojrzenie na ciemną plamę lasu po lewej stronie, ostatnia poprawka ołówkiem pomostu, na którym nieruchomo siedział ten niesamowity mężczyzna i szkic był skończony. Z zadowoleniem wrzuciłam kredki do torby, na co Kamil obejrzał się w moją stronę. Gdy zobaczył co robiłam, odłożył powoli wędkę na pomost i kocim krokiem szedł w moją stronę.
Chciał, żebym mu pokazała swój rysunek, a ja droczyłam się z nim. Zanim do mnie doszedł szybko wstałam i uskoczyłam w bok. Zaczął mnie gonić, a ja uciekałam wzdłuż linii brzegowej. Planowałam schować się za drzewa, ale nie zdążyłam do nich dobiec. Złapał mnie i przewrócił na miękki mech przygniatając sobą. Patrzyliśmy sobie w oczy i jakby czas się dla nas zatrzymał. Zrobiło się intymnie. Ten mężczyzna był wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. Przy nim czułam, że wszystko ma inny, lepszy smak, a życie nabierało pełniejszego wymiaru. Byliśmy zatopieni w sobie nawzajem. Starałam się nie poruszać, ale i tak czułam każde drgnienie jego napiętych mięśni. Oczy mu pociemniały, a wzrok spoczął na moich ustach, jakby chciał je wchłonąć. Nagle przerwał tę magiczną chwilę, wyrywając mi szkicownik i wstając. Spoważniał.
– Nie wiedziałem, że jesteś taka dobra – powiedział przyglądając się mojej pracy.
– Podoba ci się? – Obserwowałam jego reakcję.
– Mało powiedziane. Dasz mi go? – Podał mi rękę i pomógł podnieść się z ziemi.
– Nie ma mowy – odmówiłam otrzepując się.
– Dlaczego? – Wyglądał na niepocieszonego.
– Chcę mieć tę chwilę przy sobie, przynajmniej na razie. Uważam, że była wyjątkowa. W ten sposób będę przechowywała niepowtarzalność dzisiejszego poranka. – Wyciągnęłam dłoń po rysunek i dłuższą chwilę czekałam.
– Wystarczająco fair. – Zdecydował wreszcie i oddał mi go.
Wróciliśmy do łowienia. Ryby brały jak szalone. Wszystkie z haczyka ściągał Kamil, a ja wrzucałam je do wiaderka. Mieliśmy przy tym ubaw.
– Porsche pachnące rybami. – Śmiałam się. Niedawno zobaczyłam, co to za marka.
– Mogłem wziąć starego fiata.
– Masz swój pierwszy samochód? – Byłam zaskoczona.
– I to na chodzie – chwalił się – stoi w garażu i przypomina mi kogo nim najwięcej woziłem – mrugnął do mnie.
Uśmiechnęłam się. Ileż wspomnień pojawiło się w mojej głowie. To były jeszcze czasy, kiedy byliśmy prawie nierozłączni, przez wszystkie dni wakacji. Jego samochód służył nie tylko do jeżdżenia. Kiedy padał deszcz siedzieliśmy w nim naszą paczką. Graliśmy w gry, na przykład te słowne albo po prostu spotykaliśmy się by w nim posiedzieć. Przypomniałam sobie, że raz było nas w nim ośmioro i wyszło, że trzeba było siedzieć u kogoś na kolanach. Paskudnie lało, przyszłam ostatnia i jakaś dziewczyna siedziała na kolanach Kamila. Kto chciał, żebym z nim usiadła? Tego nie byłam sobie w stanie przypomnieć, ale to był jeszcze czas, że Kamil mnie nie unikał i zrobił coś, że byłam tam, gdzie chciałam. Powiedziałam o tym na głos.
– Tak, to były ostatnie wakacje, kiedy nie zgłupiałem do reszty i robiłem co należy, choć przyznam, że tamten dzień był jak tortura. Pamiętam go doskonale.
Miałam wtedy czternaście lat i rzeczywiście to był ostatni rok, gdy wszystko było między nami, jak należy. Rok później była pierwsza blondynka i ford, ale nim już tak często nie jeździłam. Co za pech, bo właśnie wtedy uzmysłowiłam sobie, że jestem w nim zakochana.
– Co ty nie powiesz? Wyglądałeś na zadowolonego. – Droczyłam się.
– Bo byłem. – Pociągnął mnie teraz do samochodu i posadził sobie na kolanach, prawie tak samo jak wówczas.
– Ja też byłam, chociaż nie wiedziałam dlaczego.
– Niestety wiem. Kręciłaś się na mnie, jak w fotelu, a ja miałem ochotę wygonić całe towarzystwo i porobić z tobą całkiem inne rzeczy. – Wsunął mi rękę pod bluzkę i dotknął brzucha, a mi zrobiło się gorąco.
– Dobrze sobie radziłeś, bo nie dałeś nic po sobie poznać. – Spojrzałam mu w oczy.
– Dziękuję, ale lekko nie było i mimo wszystko, tak zupełnie sobie nie odpuściłem.
– Nie? A co takiego robiłeś? Nie pamiętam jakieś niestosownej sytuacji – poczułam jego dłoń gładzącą moją skórę – takiej, jak ta teraz na przykład. Zerknął na mnie jak niewiniątko, nie przestając mnie jednak dotykać.
– Pamiętasz, jak cię objąłem w pasie? – Zrobił to samo teraz, tylko pod materiałem bluzki, a nie tak, jak wówczas na niej. Ciepło jego dłoni przyprawiło mnie o przyspieszony oddech.
– Chyba tak – powiedziałam niepewnie.
– A to, że tylko z tobą wtedy rozmawiałem?
– Pamiętam. – Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
– Jak odgarniałem twoje włosy z twarzy? – Zrobił to teraz, a ja poczułam miły dreszcz na swoim karku.
– Pamiętam. Wygłupiałeś się ze mną okropnie. – Wróciło do mnie wszystko, co się wtedy działo.
Na kolanach u niego siedziała Magda. Przyszłam spóźniona, bo babcia miała gości i chciałam jej pomóc w przygotowaniach. Amanda zawołała mnie żebym z nią usiadła. Wtedy Kamil, pomimo deszczu wysiadł do mnie