.
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу - страница 4
Stukot kół pociągu wpływał na mnie uspokajająco. Za oknem mijałam znajome obrazy, które myślałam, że zniknęły z mej pamięci. Małe miejscowości, duże miasta, lasy, jeziora, wszystko poznawałam od nowa. Pamiętałam, jakie niesamowite wydawały się małej dziewczynce, którą mama zawoziła pierwszy raz, w tak odległe miejsce. Jednak nie byłam już małą dziewczynką, tylko kobietą, która trzymała się z dala od mężczyzn, nosząc jednocześnie w sercu pamięć o miłości do tego jednego, którego mieć nie mogła.
Po dziesięciu godzinach jazdy z Pomorza na sam dół mapy, pociąg wtoczył się na stację w Limanowej. Założyłam plecak, zarzuciłam torbę na ramię, zamknęłam za sobą drzwi przedziału i wysiadłam. Skierowałam swe kroki w stronę dworca. Jeszcze tylko półgodzinna jazda autobusem i będę na miejscu. Tym razem nie miał kto po mnie wyjść – tylko babcia wiedziała, że przyjeżdżam. Po raz pierwszy nikomu więcej nie powiedziałam.
Weszłam do poczekalni, aby przejść przez nią do miasta. Przy drzwiach wyjściowych zobaczyłam mężczyznę. Było w nim coś co przyciągało moją uwagę. Wyglądał bardziej niż interesująco: wysoki, dobrze zbudowany, a sposób w jaki się poruszał wskazywał na pewność siebie. Całe jego ciało mówiło o stanowczości, lekko uchwytnej nucie arogancji i niezmierzonym morzu bezpieczeństwa, jakim może otoczyć swoją kobietę. Emanował z niego jakiś spokój i siła, której żadna kobieta nie musi się obawiać. Nigdy wcześniej nie spotkałam kogoś takiego. Myślałam, że moje serce jest martwe, tymczasem na jego widok wyprawiało w mojej piersi galop. Boże gapiłam się na niego! Natychmiast odwróciłam wzrok, gdy tylko zerknął w moją stronę. Pospiesznie skupiłam się na tablicy rozkładu jazdy. Uspokoiłam się myślą, że mężczyzna na pewno mnie nie zauważył. O kimś takim jak on mogłam sobie pomarzyć w pokoju u babci.
Jak miałam przejść obok niego, żeby nie zorientował się, co szaleje we mnie na jego widok? Jak będę tak tu tkwiła, to zorientuje się, że coś jest ze mną nie tak. Idiotka – skrytykowałam sama siebie, jakby nie miał nic innego do roboty, tylko myśleć o tym, że jakaś babka leci na niego – perswadowałam sobie samej. To mnie trochę otrzeźwiło. Ruszyłam do wyjścia, gdzie cały czas stał, rozglądając się. Najpewniej po kogoś przyjechał, aż dziw, że ta osoba kazała mu na siebie tak długo czekać. Ja bym na pewno nie spóźniła się na spotkanie z nim. Tak, ale on nie na mnie czekał. Docierając do drzwi wstrzymałam oddech. Spod mocno nasuniętej czapki z daszkiem i zsuniętych lekko okularów przeciwsłonecznych prześlizgnęło się po mnie jego spojrzenie. Gdy jego czarne jak noc oczy, spojrzały prosto w moje, zrobiło mi się gorąco. Czas na ten moment zatrzymał się, a serce zaczęło bić mocniej. Odwróciłam szybko wzrok, wyminęłam go i wyszłam na zewnątrz. Z wrażenia przystanęłam, wzięłam uspokajający wdech i dopiero po chwili byłam w stanie pójść dalej. Co to było? Co się ze mną działo? Chyba byłam przemęczona. Tacy mężczyźni nie istnieją.
Na przystanku czekała mnie niemiła wiadomość. Była tam przyklejona kartka z informacją o awarii PKS-u. Kolejny miał być podstawiony za parę godzin! Coś podejrzewałam, że „kolejnym podstawionym” będzie ten zepsuty, jak go naprawią. Ręce mi opadły. Stanie na przystanku nie było moim ulubionym zajęciem, a w tych okolicznościach ogarnęła mnie beznadzieja. Do tego był koszmarny upał. Zapomniałam jak tu jest, bo to nie był pierwszy raz taki incydent z autobusem, tyle że do tej pory miałam alternatywny transport. Widać niewiele tu się zmieniło przez ostatnie lata. Poszłabym na piechotę, ale moje toboły uziemiały mnie. Po co ja tyle tego ze sobą wzięłam? Mijały minuty i coraz to następne samochody podjeżdżały i zabierały kolejnych uśmiechniętych podróżnych. Moją uwagę przykuło cichutko przejeżdżające sportowe auto. Niektórym to się powodziło. Oddałabym teraz wszystko, aby mieć choćby najmniejszy, własny samochodzik do swojej dyspozycji. Byłoby miło, nie musieć czekać na ten okropny autobus, ale o tym mogłam sobie jedynie pomarzyć. Na przystanku, zostałam tylko ja i jeszcze dwoje ludzi.
Podjęłam decyzję, żeby wrócić na dworzec i tam usiąść w poczekalni. Schyliłam się po torbę, gdy ktoś dotknął mojego ramienia. Przez głowę z nadzieją przemknęło mi, że może to któryś ze znajomych. Gdy się odwróciłam zobaczyłam, że obok mnie stał mój męski ideał z dworca. Z wrażenia cofnęłam się i potknęłam o własne bagaże. Zdążył złapać mnie za ramię i przytrzymać, a moje serce przyspieszyło od razu swój bieg. Przełknęłam ślinę i znowu chciałam się cofnąć.
– Spokojnie, nie gryzę – zażartował.
Jak ja się zachowuję? Spróbowałam wziąć się w garść. On pewnie wcześniej nawet mnie nie zauważył i teraz chciał o coś zapytać. Patrząc na pozostałą dwójkę podróżnych musiałam przyznać, że też bym siebie wybrała jako źródło informacji. Podchmielony starszy pan i zmęczona grubsza pani, nie zachęcali do podchodzenia do nich.
– Mogę w czymś pomóc? – wykrztusiłam.
Mężczyzna wyglądał na lekko skonsternowanego. Odchrząknęłam. Matko co się ze mną dzieje? Nigdy nie podejrzewałam, że mogę tak zgłupieć na widok zwykłego faceta, a nawet na widok tak nadzwyczajnego faceta.
– Raczej ja mogę pomóc tobie. – Wskazał za siebie.
Jego bezpośredni zwrot do mnie, trochę mnie zaskoczył, ale nie zaoponowałam. A potem spojrzałam za jego dłonią. O kurczę! Był właścicielem czarnego cacka, które przed momentem zwróciło moją uwagę. To się nazywa sprawiedliwość albo niesprawiedliwość, jak kto woli. Nieziemsko męski i jeszcze taki samochód na własność.
– Nie dziękuję. – Nie wierzyłam, że to powiedziałam i to w miarę moim głosem.
Próbowałam okazać mu obojętność i tylko ukradkiem z żalem, niemal tęsknie, zerknęłam na auto. Uznałam, że nierozsądnie byłoby skorzystać z jego oferty. Myśli galopowały w mojej głowie: niedowierzanie, szczęście, że nie musiałabym tu czekać nie wiadomo ile, no i fakt, że taki mężczyzna zauważył mnie. Jednak wiedziałam, że to nie był dobry pomysł. Jakby czytał w moich myślach, bo po chwili dodał:
– Nie bój się. Nie zaczepiam kobiet dla zabawy – powiedział rozbrajająco szczerze. – Skoro już tu jestem, to z przyjemnością zawiozę cię na miejsce – powiedział głębokim głosem.
Ledwie trzymałam się na nogach, a jego oferta była bardzo kusząca, jednak wolałam nie ryzykować.
– No nie wiem – wydukałam próbując odgonić zmęczenie. – Dlaczego akurat mnie chcesz podwieźć? I po co w ogóle podwieźć kogokolwiek? – spytałam podchwytliwie.
– A kogo? – Wymownie zerknął na pozostałą dwójkę, czym wywołał uśmiech na mojej twarzy. – A dlaczego? Hm – zastanawiał się dosłownie sekundę – chcę pomóc ze względu na bagaże.
Zabrzmiało to jak jawne kłamstwo, a mnie się spodobało. Zmyśla na poczekaniu i się z tym nie kryje. Był fascynującym mężczyzną, a ja, z niewiadomego powodu, czułam się przy nim dobrze. Mimo wszystko zdrowy rozsądek wygrywał z chęcią przebywania w jego towarzystwie.