Świetlany mrok. Krzysztof Bonk
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Świetlany mrok - Krzysztof Bonk страница 6
IV. PRZYBOCZNY
Danen przyglądał się, jak najwyższa kapłanka Magi żegna się ze swoją bliźniaczą siostrą. Obie kobiety były podobne do siebie niczym dwie krople wody. Te same długie, kręcone, kasztanowe włosy, łagodne rysy twarzy, nieco zadarte noski, pucułowate policzki, tajemnicze, zielone oczy.
Magi czule pocałowała siostrę w czoło. Obie kobiety popatrzyły jeszcze na siebie bez słowa, po czym każda udała się konno w inną stronę. Siostra Magi do pobliskiej Kryształowej Świątyni, ona sama na północ, w kierunku ziem Cesarstwa. Po chwili dołączył do niej Danen.
– Jesteś pewien, że nikt was nie śledził? – zapytała go nieufnie Magi, kiedy zrównali gniade konie.
– Ręczę, że nikt z ludzi, ale sama wiesz… to tereny Zakonu. Nie dam sobie głowy uciąć, że nie nadzialiśmy się po drodze na jakąś varekai. – Danen rozłożył wymownie ręce, wskazując na bujną, tropikalną roślinność po obu stronach drogi.
– Rozumiem. Niestety Elea staje się nieznośnie podejrzliwa, nawet wobec mnie, choć uchodzę w jej oczach za słodką idiotkę. Nie mogę opuścić świątyni na dłużej niż dwa cykle snu, nie wzbudzając dodatkowych podejrzeń. Stąd podmiany musieliśmy dokonać już tutaj.
– Coraz bardziej ryzykujesz. Ufam, że wiesz, co robisz, zresztą… jak zwykle. – Danen puścił kobiecie oko. Osobiście nie obawiał się komplikacji. Zawsze dopisywało mu szczęście, liczył więc, że i tym razem nie będzie wyjątku.
– Robię to, co niezbędne dla wyższego dobra. I… dziękuję ci, że mogę na ciebie liczyć, Danenie.
– Zawsze do usług.
– A gdzie pozostawiłeś resztę oddziału?
– Jedenaście cykli snu stąd, na północ, poza granicami Zakonu. Tam oczekuje nas dwunastu zbrojnych. To pewni ludzie.
– Oczywiście. A jak przebiega nasza rewolta?
– Zgodnie z twoimi zaleceniami przeszliśmy do defensywy.
– Słusznie. To nie czas na przewrót. Jednak taki czas nadchodzi. Niebawem większość varekai zostanie odesłana daleko do księstwa Aria. To nam oczyści przedpole i utoruje drogę do śmielszych poczynań. Wtedy uderzymy z całą siłą i definitywnie odbiorę memu ojcu władzę.
– To ostateczna decyzja? – zapytał obojętnie Danen, bardziej po to, by podtrzymać dyskusję, niż z powodu rzeczywistego zainteresowania tematem.
– Tak. Sam wiesz, jak się sprawy mają. Odkąd umarła moja matka, pozycja Zakonu stale się umacnia na cesarskim dworze. W sytuacji, kiedy Zakonem faktycznie włada Elea, jest to absolutnie nie do zaakceptowania. Ta kobieta jest opętana szaleństwem swej ambicji i nie zatrzyma się przed niczym, aby zdobyć to, czego pragnie, a mierzy bardzo wysoko. Z kolei mój ojciec stale jej ulega. Musi więc odejść, postanowione.
– A jak wysoko może mierzyć ta… Elea? – spytał Danen, powstrzymując się przed głębokim ziewnięciem. Ten bezwarunkowy odruch tłumaczył osłabiającym, nieznośnym upałem. Jego rozmówczyni dla odmiany cały czas wypowiadała się pełnym pasji głosem. Danen wiedział, że po dłuższym pobycie w Świątyni Światła, gdzie udawała kogoś, kim nie była, musiała odreagować, opowiadając mu o ważnych dla siebie sprawach, które jego samego niespecjalnie interesowały, mimo że nieraz łączyły się z jego późniejszymi zadaniami.
– Przecież wiesz, że celem Elei są narodziny świetlistego dziecka i w konsekwencji ostateczne zniszczenie ciemności – tłumaczyła żywiołowo Magi. – Jego krew złożona w dziewiątym pierścieniu mroku ma rozpalić bliźniacze, czarne słońce po drugiej stronie globu. Jest to osobista, przez nią forsowana, inicjatywa tej… Elei.
– Może nie byłoby to takie złe? Cóż dobrego może wynikać z istnienia mroku?
– Równowaga, mój drogi Danenie, równowaga. Jeżeli zostanie zachwiana, nie wiesz, co się wydarzy i dokąd to ostatecznie doprowadzi. Jeżeli mrok odejdzie, nagle połowa tego świata stanie otworem przed ludźmi światła. Wszyscy władcy pogranicza rzucą się na nowe ziemie niczym chmara wygłodniałych sępów, jak i sobie nawzajem do gardeł. Będzie to zarzewiem kolejnych konfliktów, krwawych wojen. Kto zaś na tym najbardziej skorzysta i zabezpieczy artefakty w dziewiątym pierścieniu mroku?
– Niech zgadnę… Zakon Światła? Elea?
– Właśnie, przede wszystkim Elea. – Trzymając dłonie na wodzach, Magi zacisnęła je w pięści. – Nie dopuszczę do tego, aby wpływy tej kobiety jeszcze bardziej się umocniły. Jeżeli nic nie stanie jej na przeszkodzie i połączy pradawne moce światła i mroku… Nawet nie chcę snuć domysłów, czemu mogłoby jej to posłużyć. Zamiast tego wolę…
– Działać.
– Właśnie, działać. Otóż to.
– Nie przesadzasz trochę z tym wszystkim…?
– Nie sądzę. W każdym razie nie zamierzam być bierną obserwatorką wydarzeń. Pamiętaj, że wszystko, co czynię, czynię dla wyższego dobra.
– Którym jest…?
– Równowaga, jak wiesz, równowaga, drogi Danenie. – Kobieta pokiwała znacząco głową, jakby sama utwierdzała się w słuszności wypowiadanych słów.
– Jakie więc kroki zamierzasz przedsięwziąć?
– Na początek otrzymasz ważną misję. Wybacz, nie przypadnie ci do gustu.
– Podróż w mrok…
– Nie inaczej. Siły mroku także są podzielone. Podobnie jak ludzie światła nie stanowią monolitu. Wśród nich znajdują się różne frakcje i wchodząc z niektórymi w układy, możemy wiele zyskać.
– Co zatem mam uczynić? – zapytał bez wiary Danen. Magi zaczęła wyliczać:
– Po pierwsze udasz się w podróż do Artów. Przekażesz im informację o dokładnym miejscu i czasie zaćmienia. Niech uderzą na księstwo Aria, kiedy ponownie zaświeci nad nim słońce.
– Czemu to robimy?
– To rodzinne księstwo Elei. Sama postanowiła je podpalić. My zadbamy o to, aby został z niego już tylko popiół.
– Wśród najwyższych kapłanek kwitnie siostrzana miłość, chwała niech będzie Świetlistej Bogini. – Ręce Danena uniosły się w szyderczym geście.
– To polityka. Nie zna litości, sam wiesz. – Magi skarciła mężczyznę srogim wzrokiem. – Kiedy rozmówisz się z Artami, zapłacisz im, aby ich szamani wprowadzili cię w mrok, umawiając wcześniej na spotkanie z mrocznym lordem, Dagothem. Musisz się od niego dowiedzieć, gdzie, kiedy i z czyjego łona narodzi się w świetle mroczne dziecko. Z tą informacją powrócisz do mnie.
– Chcesz zabić to dziecko? – Obojętność