Stara Flota Tom 4 Niepodległość. Nick Webb
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Stara Flota Tom 4 Niepodległość - Nick Webb страница 4
– Och, no… To znaczy wszyscy o tym mówią, więc zakładałem… Znaczy pomyślałem, że skoro pani tam była, walczyła z Rojem nad Ziemią, nad Brytanią i w ogóle, to chyba mogłaby pani trochę nam opowiedzieć o… – Głos młodzieńca cichł z każdym słowem.
Proctor wbiła w niego świdrujący wzrok, aż zaczął się wiercić.
– Wiesz, co się dzieje, gdy przyjmuje się założenia? Wychodzi się na głupca. – Pokręciła głową. – Marny ze mnie nauczyciel, skoro jeszcze tego nie zrozumiałeś.
Większość widowni wybuchła śmiechem. Na użytek reszty Proctor dodała:
– Zwykle robienie założeń odbija się na obu stronach, ale dzisiaj uderza to wyłącznie w tego chłopca z ostatniego rzędu.
Studenci znów parsknęli śmiechem, a wskazany chłopak zarumienił się jeszcze bardziej.
– Ale… uch, znaczy… Myślałem tylko, że dobrze będzie porozmawiać o zagładzie Roju i…
– „Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie czują potrzeby ubrania tego w słowa”. To, że potrafisz otworzyć usta i wypluć jakieś wyrazy, które ledwie składasz w zrozumiałe zdania, nie sprawi, że wrażliwe i tajne informacje, o których tak lekkomyślnie wspomniałeś, staną się przez to jawne. Wróg nie powinien takich wiadomości usłyszeć, bo łatwo wykorzysta je przeciwko nam. Może nie jesteśmy na akademii wojskowej, młody człowieku, ale to nie znaczy, że można tu lekceważyć procedury bezpieczeństwa, zwłaszcza na moich wykładach.
Młodzieniec wyraźnie się zawstydził – twarz mu poczerwieniała, zaczął nerwowo bawić się kilkunastoma chyba kolczykami w uchu. Był jak inne dzieciaki z tego pokolenia, nie miał pojęcia o ofiarach poniesionych, zanim się urodził, ani o poświęceniu, w tym poświęceniu Shelby Proctor. Bezczelnie rzucał takimi słowami jak „zagłada”, choć ledwie rozumiał ich znaczenie. Proctor skrzywiła się, gdy dostrzegła, że chłopak znowu otwiera usta.
– Niech to, pani profesor, tylko zapytałem. Po co te nerwy i…
Nerwy?
Proctor upuściła kredę, która upadła i rozpękła się na kilka kawałków.
– Posłuchaj, młody człowieku. Zdaję sobie sprawę, że słuchanie z pełnym zrozumieniem jest całkowicie poza twoim zasięgiem przez te wszystkie nanowibratory wystające ci z uszu, więc pozwolę sobie powtórzyć jeszcze raz specjalnie dla ciebie. W tej sali nie rozmawiamy o militarnym gównie. Rozmawiamy o nauce. Rozumiesz?
W audytorium zapadła cisza jak w kosmicznej próżni. Student zaczął zbierać swoje rzeczy.
– To była mikroagresja, profesor Proctor. Pani słowa mnie zraniły i zamierzam złożyć skargę do komisji praw studenckich oraz zażądać upomnienia za tak brutalną reakcję na proste pytanie studenta…
– Och, błagam – prychnęła Proctor, po czym podniosła kawałek kredy. – Oboje wiemy, o co ci chodziło. Próbowałeś zasugerować, że zamordowałam z zimną krwią i zadowoleniem ostatnie niedobitki gatunku, który terroryzował naszą cywilizację przez dziesiątki lat. Pozwól, że coś ci powiem, chłopcze. Nie masz pojęcia, jak to było.
Nic nie wiedział. Wszyscy oni nie mieli pojęcia. Bo niby skąd? Jak ktokolwiek mógłby to zrozumieć? Jednak teraz, gdy tama pękła, Proctor ani myślała sobie żałować.
– Nie masz pojęcia, jak to jest, gdy się nie wie, czy kolejne starcie z Rojem będzie już ostatnim. Dlatego jeżeli nie chcesz przekonać się na własnej skórze, co to znaczy makroagresja, doradzam ci czym prędzej zabrać stąd tyłek.
Mina dzieciaka była bezcenna, warta oficjalnego upomnienia od administracji uczelni. Proctor wiedziała, że na pewno je dostanie. Podobnie jak poprzednim razem, gdy straciła nad sobą panowanie i napadła na innego bezradnego, lekkomyślnego studenta. W tamtym przypadku komisja nie przeprowadziła żadnych przesłuchań, tylko rektor wziął Proctor na stronę podczas spotkania kadry naukowej i surowo, ale z szacunkiem udzielił jej reprymendy. Bądź co bądź, była admirałem ZSO, a wcześniej walczyła u boku cholernego Bohatera Ziemi we własnej osobie, czyli kapitana Timothy’ego Grangera.
Dzieciak wstał i wyszedł oburzony, a pozostali studenci patrzyli na Proctor albo z czcią i umiłowaniem, albo ze świętoszkowatą urazą. Proctor jednak była już za stara, aby się przejmować, co ludzie powiedzą. Liczyła się dla niej teraz tylko nauka, wykłady i lampka dobrego caberneta wieczorem.
– Na czym skończyliśmy… A tak, mitochondrialne DNA. Jedna z bardziej ostatnio interesujących obserwacji, wynikająca z wymiany wiedzy na statku pokoleniowym Skiohra, „Dobroć”, udowodniła, że ich struktury komórkowe są…
Drzwi po prawej otworzyły się ze zgrzytem. W progu stanęło dwóch potężnych żandarmów w mundurach polowych ZSO – eskorta szychy z admiralskimi dystynkcjami i twarzą, którą Proctor pamiętała doskonale z dawnych czasów. Admirał wszedł do auli, jakby był u siebie. Biały mundur zalśnił w świetle sufitowych lamp, złote pagony rozbłysły na ramionach.
Skinął głową na powitanie, zerknął na rzędy studentów i oznajmił:
– Admirał Proctor, przykro mi, że przerywam, ale obawiam się, że sprawa jest pilna.
Dupek. Proctor dostrzegła złośliwy uśmieszek, gdy na audytorium rozległy się szmery i szepty. Wszyscy rozpoznali naczelnego dowódcę Zjednoczonych Sił Obronnych, międzygwiezdnej marynarki Zjednoczonej Ziemi. Ten drań zawsze lubił popisywać się przed chętną widownią, kochał przyciągać uwagę i pławić się w uwielbieniu cywilów.
– Koniec wykładu. – Proctor machnięciem ręki odprawiła studentów. Kiedy ostatni zebrał swoje rzeczy i zniknął za drzwiami, odwróciła się do niespodziewanego gościa.
– Admirale Oppenheimer, czemu zawdzięczam tę… przyjemność?
– Shelby. Dobrze cię widzieć. – Oppenheimer wyciągnął rękę.
Proctor udała, że tego nie zauważyła.
– Chciałabym powiedzieć to samo, Christianie. – Miała ochotę odgryźć się bardziej dosadnie, ale nawet na tak dyplomatyczne wyrażenie niechęci admirał się skrzywił. Był następcą Proctor na stanowisku naczelnego dowódcy ZSO i sprawował tę funkcję już od dziesięciu lat, a ich rozstanie nie należało do przyjacielskich. Nie polubili się od pierwszego spotkania podczas sytuacji kryzysowej w drugiej wojnie z Rojem. W jednej z ostatnich krwawych bitew tej wojny poświęcono „Konstytucję”, okręt Starej Floty, zaś „Wojownika” zniszczyły promienie antymaterii. Granger i Proctor przenieśli wtedy ocalałe załogi na pokład „Wiktorii”, na której Oppenheimer służył jako pierwszy oficer. Był wtedy opanowanym i rozsądnym mężczyzną, nie politykiem i pozerem jak obecnie. Jednak wiele w człowieku może się zmienić pod wpływem czasu, alkoholu i nieustannych potyczek z biurokracją, a Oppenheimer musiał się zmagać przynajmniej z dwoma z tych czynników.
– Mamy problem. – Admirał cofnął rękę i zaczął się przechadzać po katedrze. Żandarmi ruszyli za nim krok w krok, jakby zostało to wcześniej ustalone. – W sektorze Irigoyen coś się dzieje. Podobnie jak w sąsiednim,