Stara Flota Tom 4 Niepodległość. Nick Webb

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Stara Flota Tom 4 Niepodległość - Nick Webb страница 6

Stara Flota Tom 4 Niepodległość - Nick  Webb

Скачать книгу

co kryło się wśród gwiazd. Z pewnością powstały tam inne Roje, inne zagrożenia dla cywilizacji. A co administracja i sztab naczelny kazali robić Proctor podczas jej służby jako kapitan okrętu oraz potem, jako admirał floty?

      Kazali jej tak manewrować siłami zbrojnymi, żeby osiągnąć jak największe korzyści polityczne. Skierować je przeciw Konfederacji Rosyjskiej, przeciw Kalifatowi, przeciw Chińskiej Demokratycznej Republice Międzygwiezdnej… czy każdemu innemu oponentowi, któremu w danym dniu politycy Zjednoczonej Ziemi zamierzali zaimponować albo którego po prostu chcieli zastraszyć przy pomocy kilku okrętów.

      – Zjednoczona Ziemia? Phi! Administracja może się smażyć w piekle…

      Admirał Oppenheimer mruknął i pochylił się, aby podnieść kawałek kredy, którego Proctor nie zauważyła.

      – Rząd? Nie mówię o rządzie, Shelby. Prezydent Quimby może sobie grzebać nawet palcem w tyłku, mało mnie to obchodzi. Mówię o naszej cywilizacji. Setkach miliardów dzieci, kobiet i mężczyzn, którzy mieszkają na naszych światach. Właśnie ta Zjednoczona Ziemia cię potrzebuje.

      Proctor usiadła znowu. Popatrzyła na pusty monitor.

      Słyszała to już wcześniej wiele razy. Tę samą przemowę wygłaszał każdy urzędnik administracji i każdy senator, gdy Proctor była admirał naczelną floty.

      Jednak odpowiedź pozostawała wciąż ta sama.

      – Nie – stwierdziła i wstała. Chwyciła swoją teczkę (nigdy nie nazywała jej torebką) i otworzyła drzwi. – Znajdź sobie innego bohatera, Christianie. Dla mnie te czasy już się skończyły.

      – Jest jeszcze jedna sprawa, Shelby.

      Proctor zatrzymała się w progu.

      – Jaka?

      – O ile się orientuję, twój krewniak, syn twojego brata, mieszka na San Martin.

      – Owszem?

      – San Martin znajduje się w sektorze Irigoyen, Shelby. Podobnie jak Sangre de Cristo. A niecałe dwie godziny temu otrzymałem… raporty.

      Proctor poczuła ucisk w piersi. Danny był najstarszym synem jej brata i rok temu rozpoczął naukę w college’u na San Martin.

      – Jakiego rodzaju raporty?

      – Wywiad floty próbował poskładać informacje o tym… incydencie terrorystycznym.

      „Pięćdziesiąt tysięcy ofiar to incydent?” – pomyślała Proctor z oburzeniem.

      – Nie mogę ujawniać szczegółów – podjął admirał Oppenheimer. – Twój poziom dostępu uległ znacznym ograniczeniom. Jednak… ostatnio na San Martin zanotowano niepokoje społeczne. Nie takie, aby pojawiły się w wiadomościach sieciowych, rzecz jasna. Niepokoje związane są z GKL.

      – Jasne, wiem. Wszyscy to wiedzą.

      Oppenheimer wzruszył ramionami.

      – Jednak zapewne nie wiesz, że wywiad od prawie roku śledził Danny’ego…

      – Śledził Danny’ego? Czemu?

      – …a trzy tygodnie temu chłopak zniknął. Rozwiał się jak dym. I mamy powody podejrzewać, że mógł być zaangażowany w incydent na Sangre.

      Proctor odwróciła się i zatrzasnęła drzwi.

      – Niemożliwe. Danny to dobry dzieciak. Nigdy, przenigdy nie wmieszałby się w nic podobnego. Nigdy.

      Oppenheimer pokręcił głową.

      – Przekazuję tylko to, co słyszałem. Przemyśl to. „Chesapeake” został zniszczony przez nieznanego wroga, a kapitan Diaz zginął. Zaledwie dwadzieścia lat świetlnych dalej w tym samym sektorze małą kolonię zaatakowali terroryści, którzy spuścili bombę atomową na kopułę, a w tym samym systemie wybuchają coraz większe niepokoje społeczne i polityczne. Wydarzenia najwyraźniej nie są powiązane, ale… no cóż, sama wyciągnij wnioski. W końcu chodzi o twoją rodzinę.

      Tak, Danny należał do rodziny. Tak samo jak Diaz. Zanim został kapitanem, był prawą ręką Proctor, jej pierwszym oficerem.

      Niech to szlag, Oppenheimer wiedział dokładnie, jak ją wmanewrować.

      – Dobra. Ale tylko ten jeden raz. Tylko ta misja. Po jej zakończeniu i uporządkowaniu sprawy odejdę na dobre.

      Admirał uśmiechnął się półgębkiem.

      – Wiedziałem, że się zgodzisz. Świetnie. – Wyciągnął z kieszeni niewielki komunikator i uderzył palcem w wyświetlacz. Zaraz potem w drzwiach stanęło kilku oficerów. – Mamy dla ciebie okręt, załoga jest już na miejscu… Oczywiście oprócz głównej kadry. Udzieliłem ci przywileju, żebyś sama sobie wybrała współpracowników. Możesz wziąć każdego, kto służy w ZSO.

      – A jakiż to stary wrak zarekwirowałeś któremuś z beznadziejnych kapitanów floty?

      Oppenheimer wyszczerzył się w promiennym uśmiechu.

      – Stary wrak? Nic podobnego. Tym razem, Shelby, nawet ty powinnaś być pod wrażeniem. Obecny tutaj komandor Yarbrough zaprowadzi cię i pokaże „Niepodległość”.

      Nazwa okrętu przywołała wspomnienie sprzed lat.

      – Dlaczego ta nazwa wydaje mi się znajoma?

      – Ponieważ stocznie ZSO przygotowały projekt za twojej kadencji. Było to i nadal jest ściśle tajne przedsięwzięcie.

      – Dlaczego?

      Oppenheimer ruszył do drzwi.

      – Niedługo sama się przekonasz – rzucił przez ramię, zanim wyszedł.

      ROZDZIAŁ 3

      Brytania, Whitehaven

      Uniwersytet Oxford Novum

      Budynek im. Curie, audytorium numer 201

      – Pozwoli pani ze mną. – Komandor Yarbrough wskazał drzwi. Proctor popatrzyła na niego z niechęcią, jednak podniosła teczkę i ruszyła do wyjścia. Yarbrough prawie dreptał jej po piętach. Był młody i wydawał się beznadziejnie nadgorliwy. – Myślę, że spodoba się pani to, co zrobiliśmy z konstrukcją okrętów przez ostatnie kilka lat. – Niemal podskakiwał przy każdym kroku, gdy to mówił. Proctor uznała, że to żałosne.

      – Na pewno.

      Pozwoliła się poprowadzić do promu czekającego na lądowisku i usiadła w fotelu drugiego pilota, obok komandora.

      – Lecimy do Scotland Yardu? – Z pozorną obojętnością wskazała w stronę suchych doków stoczni

Скачать книгу