Star Force. Tom 10. Wygnaniec. B.V. Larson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Star Force. Tom 10. Wygnaniec - B.V. Larson страница 13

Star Force. Tom 10. Wygnaniec - B.V. Larson

Скачать книгу

tylko udaje, że jej to nie obchodzi.

      Po jakiejś godzinie Chart zapowiedział przychodzące połączenie z Nieustraszonego, krążownika liniowego, który obecnie znajdował się na powierzchni Yale i którym dowodził stryj Adrienne, kapitan sir William Turnbull.

      Odchrząknąłem, zerkając na dziewczynę. Zauważyłem, że Marvin wpatruje się w swoją konsolę i nie skupia na mnie ani jednej kamery, całkiem jakby unikał kontaktu wzrokowego.

      – Sir, mówi podporucznik Cody Riggs z pokładu Charta. Pańska bratanica Adrienne jest ze mną. – Na razie nie wspominałem o Olivii ani o tym, co się stało. Nie miałem pojęcia, ile słyszał, a nie chciałem być posłańcem złych wieści.

      – Tak, Grantham mi o was mówił – odparł czyjś surowy głos. – Jesteś jakiś nierozgarnięty? Włącz ten cholerny kanał wideo.

      Najpierw upewniłem się, że kamera nie obejmie Marvina. I już po chwili widziałem twarz swojego rozmówcy. Był rumiany i mógł poszczycić się imponującymi wąsami. Zamiast typowego uniformu z inteligentnej tkaniny nosił szyty na miarę mundur z prawdziwego materiału, co wiele o nim mówiło. Ja z kolei nie wpadłem na to, żeby włożyć choćby zwyczajny strój roboczy.

      – Cześć, stryju Williamie – odezwała się Adrienne. – Możemy wylądować i wejść na pokład?

      – Nie, nie możecie. To obszar o ograniczonym dostępie. Urządziliście sobie wycieczkę, a teraz możecie zawrócić i lecieć do domu.

      – Stryju Williamie, naprawdę musimy zobaczyć się z tobą osobiście – poprosiła. – Albo przynajmniej podporucznik Riggs. W końcu jest oficerem Sił Gwiezdnych.

      – Sir – wtrąciłem się – przebyliśmy kawał drogi i bardzo przydałaby nam się pańska pomoc. Przy okazji, ojciec kazał pana pozdrowić i zapytać o zdrowie. Wspominał, jak świetnie spisał się pan w układzie Martwego Słońca.

      – Och, doprawdy? – Twarz Turnbulla rozjaśniła się.

      Mój blef działał. Kadziłem mu jeszcze przez chwilę, aż wreszcie z ociąganiem zgodził się, żebyśmy wylądowali obok Nieustraszonego na jałowej powierzchni Yale.

      Yale nie zawsze tak wyglądał, ale podczas jednej z ostatnich bitew z makrosami wszystkie trzy księżyce uległy dewastacji. W przypadku Yale najpierw wyschły oceany – wyssane przez pierścień, który obecnie badaliśmy – a potem dzieła zniszczenia dopełniły makrosy. Harvard spotkał jeszcze gorszy los. Marvin pozbawił go sporej części skorupy, aby skonstruować sondę z gwiezdnego pyłu. Tato znalazł i pokonał makrosy w układzie Martwego Słońca, ale Skorupiaki nigdy nam nie wybaczyły.

      Pod nami, na powierzchni Yale, widniał tajemniczy pierścień, a w nim, tuż przy krawędzi, stał Nieustraszony. Okręt przypominał zabawkę, którą jakieś dziecko zostawiło wewnątrz obręczy sporządzonej z gęstej materii gwiezdnej. Sam pierścień miał kolor grafitowy.

      Posadziliśmy Charta tuż obok krążownika. Następnie poleciłem mózgowi wysunąć krótki korytarz z inteligentnego metalu, który połączył nasze śluzy powietrzne hermetycznym tunelem. Szybko włożyłem mundur podporucznika Sił Gwiezdnych, który kupiłem całkiem niedawno na Ziemi, a potem wspólnie z Adrienne wkroczyliśmy na pokład Nieustraszonego. Mężczyzna w stopniu porucznika zaprowadził nas na mostek, gdzie powitał nas kapitan Turnbull. Mój salut przyjął z dostojną wyniosłością. Adrienne poinformowała mnie, że jej stryj William ma fioła na punkcie protokołu, więc starałem się zaprezentować wyniesione z Akademii dobre maniery.

      Wiedział o śmierci bratanicy, ale nie byłem pewien, czy zna wszystkie szczegóły. Nie miałem ochoty ich relacjonować.

      – No dobrze, młody Riggsie, skoro już tu jesteście… – tyle zdążył powiedzieć, zanim rozryczały się syreny.

      – Wykryto nieupoważnione wejście na pokład. Wymagana weryfikacja. Wykryto nieupoważnione… – mechaniczny głos Nieustraszonego wciąż powtarzał zapętlony komunikat.

      Rozdział 6

      Na pokładzie rozbrzmiewał alarm.

      – Niech ktoś uciszy ten przeklęty jazgot i powie mi, co tu się wyprawia! – krzyknął Turnbull.

      – Sir – odezwał się porucznik – marines meldują, że złapali coś, co próbowało wślizgnąć się na pokład.

      – „Coś”? Jak to „coś”?

      – Mówią… sir, mówią, że przyprowadzą to tutaj, żeby przekonał się pan na własne oczy.

      Chyba wiedziałem, czym to „coś” było. Zapomniałem zakazać Marvinowi opuszczania jachtu.

      Gdy otworzyły się główne drzwi, zobaczyłem potężnego Azjatę w mundurze marines. Rozpoznałem w nim starszego sierżanta Kwona. W dawnych czasach odwiedzał nas na farmie. Razem z tatą siedzieli, pili piwo i wymieniali wojenne opowieści. Kiedy byłem młodszy, bardzo lubiłem te historie. Jeśli mi pozwalali, siedziałem z nimi, a jeśli nie, to zamiast iść spać, chowałem się u szczytu schodów, żeby podsłuchiwać. A kiedy byłem starszy, pierwsze piwa w życiu wypiłem z nimi na naszej werandzie, podziwiając nocne niebo nad Kalifornią.

      Kwon miał u pasa broń, ale nie był w pancerzu. Wkroczył na Nieustraszonego, niosąc Marvina jedną ręką. Robot przypominał dzieło szaleńca – mechaniczną ośmiornicę zmajstrowaną z przypadkowych części. Kwon przydźwigał go na środek mostka i rzucił z hukiem na pokład. Turnbull przyglądał się Marvinowi z niepokojem.

      – Proszę się nie martwić, sir, to tylko robot – powiedział Kwon do kapitana.

      – Robot? Poznaje pan tego intruza?

      – Tak, znam go – odparł Kwon. – Zagada człowieka na śmierć, jeśli mu się pozwoli.

      Marvin rozplątał swoje macki i stanął na kilku z nich.

      Kapitan Turnbull przyjrzał mu się z niezadowoleniem.

      – Ktoś tu sobie żarty stroi? – zapytał ostro. – To ty go tutaj sprowadziłeś, prawda, Riggs? Pewnie ci się zdaje, że jesteś okropnie bystry. Jazda mi z tym złomem z mojego okrętu.

      Westchnąłem.

      – Sir, mój ojciec zbudował tego robota, a on pomagał nam podczas wojen z makrosami. Ma na imię Marvin.

      – Marvin? Tamten okryty złą sławą pełzający kataklizm? A ty go tu sprowadziłeś? Rozum ci odjęło, człowieku? Samoświadome, obdarzone wolną wolą maszyny są obecnie zakazane, podporuczniku. Będzie go trzeba natychmiast rozmontować.

      Marvin skupił na Turnbullu wszystkie kamery oprócz jednej. Ostatnią wymierzył we mnie.

      – Demontaż jest niedozwolony – oznajmił. – Zgodnie z postanowieniem emerytowanego imperatora Kyle’a Riggsa mnie to prawo nie obejmuje.

      Podniosłem rękę.

      – Sir, Marvin stanowi szczególny przypadek, w którym te przepisy nie obowiązują.

Скачать книгу