Star Force. Tom 10. Wygnaniec. B.V. Larson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Star Force. Tom 10. Wygnaniec - B.V. Larson страница 14

Star Force. Tom 10. Wygnaniec - B.V. Larson

Скачать книгу

się do Marvina.

      – Chcesz się wytłumaczyć?

      – Nie.

      Wbiłem w niego wzrok. Teraz zgadzałem się z tatą: wszystko utrudniał, wymigiwał się od wyjaśnień i był nieprzewidywalny.

      – Marvin, możesz sobie chcieć albo nie, ale musisz wyjaśnić, czemu tu jesteś, bo inaczej kapitan zamknie cię w areszcie aż do powrotu na Ziemię. – Podsunąłem kapitanowi ten pomysł w nadziei, że tak zrobi i uwolni mnie od Marvina.

      – Czemu? – zapytał robot.

      – Bo nie wolno ci tu przebywać – powiedziałem ze złością. Coraz bardziej współczułem tacie, który kiedyś musiał się z nim użerać na co dzień.

      – Błąd. Moje upoważnienie jest całkowicie prawomocne.

      – Słuchaj, robocie… – zacząłem.

      – Nie widzę potrzeby, by uciekać się do obelg – przerwał mi Marvin niemal oburzonym tonem.

      – „Robocie”? To nie obelga. Tym właśnie jesteś!

      – Jak byś się czuł, gdybym powiedział „słuchaj, niedoinformowana istoto biologiczna płci męskiej”?

      – Miałbym ochotę kopnąć cię w tyłek. Marvin, jeżeli masz jakieś upoważnienie, musisz nam je pokazać, a poza tym zakradanie się na okręt wojenny jest wbrew przepisom. Wytłumacz się albo pójdziesz do aresztu.

      Marvin wyciągnął mackę i włączył holowyświetlacz, na którym pojawiło się kilkanaście stron tekstu. Urządzenie przypominało staromodne stoły planistyczne, ale potrafiło wyświetlać obrazy 3D dzięki chmurze nanitów unoszących się w polu magnetycznym i zamkniętych w obudowie z nanoszkła.

      – Oto ostatnie rozkazy, jakie otrzymałem od Sił Gwiezdnych. Upoważniają mnie do przeszukiwania wszystkich znanych układów gwiezdnych w celu, cytuję, „zlokalizowania, zbadania, skatalogowania i zgłoszenia instalacji, które pozostawili po sobie obcy”. Tutejszy pierścień jest właśnie taką instalacją.

      Nachyliłem się, żeby przeczytać podświetlony ustęp.

      – Faktycznie, ma na nas haka – powiedziałem. – Hej, ten rozkaz ma prawie dwadzieścia lat!

      – Kosmos jest duży – odpowiedział Marvin. – Byłem zajęty.

      Odwróciłem się do kapitana.

      – Marvin był naszym pasażerem na gapę. Widział też, jak ktoś majstrował przy Charcie. – Dotarło do mnie, że opowiadam strasznie chaotycznie i z jakiegoś powodu zacząłem go bronić. Odwróciłem się do robota i kontynuowałem: – Więc czemu nie przyleciałeś tu sam, Marvinie? Ojciec mówił, że kiedyś umiałeś odbywać loty kosmiczne.

      – Imperator Riggs nakazał mi ograniczyć się do tego podstawowego ciała, a nie udało mi się legalnie zdobyć własnego statku.

      Zastanowiłem się, czy w takim razie zdobył go nielegalnie. Tato zawsze powtarzał, że Marvin interpretował prawa, przepisy i polecenia w wyjątkowo elastyczny sposób. Potrafił wyszukiwać luki prawne jak doradca podatkowy. Ale w tej chwili nie zaprzątałem sobie głowy tymi myślami.

      – Czego więc oczekujesz ode mnie, Marvinie? – zapytałem.

      – Że pomożesz mi zbadać nowy pierścień, rzecz jasna. Mogę być bardzo pomocny dla waszego zespołu naukowców.

      – Tak, słyszałem, jaki bywasz „pomocny” – mruknąłem.

      – W twoim głosie wyczuwam nutę sarkazmu, Cody Riggsie. Jeśli zapytasz Kyle’a Riggsa, potwierdzi, że kilkakrotnie pomogłem ocalić od wyginięcia cały gatunek ludzki.

      – Naprawdę jesteś taki tępy? – warknął sir William. Jego dotychczas czerwona jak burak twarz wreszcie odzyskała swój naturalny, rumiany kolor, a oddech wrócił do normy. – Ja tu dowodzę i mówię, że idziesz do aresztu.

      Marvin odpowiedział:

      – To byłoby nierozsądne. Pańscy…

      – Cisza! – ryknął kapitan. – Sierżancie Kwon, proszę zamknąć tego łajdaka w celi i dopilnować, żeby nie uciekł.

      – Świetny pomysł, sir! – Kwon chwycił Marvina i zaczął go wlec.

      – Pańska ekipa naukowców mnie potrzebuje, kapitanie – powiedział Marvin. Nie opierał się, ale spoglądał na nas swoimi kamerami na wypustkach. – Posiadam bogate doświadczenie z technologią pierścieniową. Jeśli nie dopuści mnie pan… – W tym momencie zatrzasnął się za nim właz.

      – Cóż, przynajmniej już wiemy, że na żywo jest tak irytujący, jak przyjęło się uważać – skwitował Turnbull, poprawiając marynarkę munduru. – Kłopoty się ciebie trzymają, Riggs.

      Miałem ochotę mu powiedzieć coś w rodzaju „a idź pan do diabła”, ale był tu najstarszy stopniem, a ja wciąż musiałem się dowiedzieć, kto stał za zamordowaniem Olivii.

      – Sir, czy ja i Adrienne możemy porozmawiać z panem na osobności?

      Gdy Adrienne mnie wsparła, Turnbull niechętnie zaprowadził nas do swojego gabinetu.

      – Słucham.

      Adrienne pozwoliła mi mówić. Tak rzeczowo, jak tylko potrafiłem, zdałem kapitanowi raport z ostatnich kilku dni, pomijając fakt, że nie poprosiliśmy o zgodę na zabranie jachtu. Facet i tak zjechał mnie od góry do dołu. Nie szkodzi, spodziewałem się ochrzanu. Prawdę mówiąc, przywykłem do zbierania batów, ale tym razem naprawdę sobie zasłużyłem. Bądź co bądź, miał rację, że przyczyniłem się do śmierci Olivii.

      Kiedy ochłonął, a ja przeprosiłem kilkanaście razy, wyprosił mnie z gabinetu, żeby pomówić z Adrienne w cztery oczy. Wiadomo, rodzina to rodzina, a zresztą może chciał zweryfikować moją historię. Pewnie najchętniej by mnie powiesił. Cóż, belki na naramienniku podporucznika nie bez przyczyny nazywano „tarczami ignorancji”.

      Na korytarzu zauważyłem Kwona. Przebrał się w swój pancerz i teraz pod jego krokami pokład się aż trząsł. Podszedłem, aby odnowić znajomość. Powiedział, że zamknął Marvina, więc zasugerowałem, że mógłby mnie oprowadzić. Wielki marine, choć dobijał pięćdziesiątki, nadal trzymał się świetnie, sprawny i krzepki jak zawsze. Nanity utrzymywały ludzi w dobrym zdrowiu i podejrzewaliśmy, że opóźniają proces starzenia, choć jeszcze nikt nie żył z nimi na tyle długo, by stwierdzić, do jakiego stopnia zwiększają długowieczność.

      – Miło tu pana widzieć, starszy sierżancie – powiedziałem, gdy przechadzaliśmy się po krążowniku. Pozwoliłem Kwonowi iść przodem, bo w swojej zbroi zajmował całą szerokość korytarza.

      – Mnie również jest miło, sir – odparł Kwon. – Pański głos brzmi znajomo. Jakby należał do bliźniaka pańskiego ojca. Jak dawno widzieliśmy się ostatnio na waszej farmie?

      –

Скачать книгу