Star Force. Tom 10. Wygnaniec. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Star Force. Tom 10. Wygnaniec - B.V. Larson страница 3
Olivia wyszczerzyła ząbki, dostrzegłszy moje badawcze spojrzenie. Nachyliła się i szepnęła mi do ucha:
– O czym myślisz?
– Zastanawiam się, jak szerokie są koje na tym jachcie.
Prychnęła i pokręciła głową.
– Tylko jedno ci w głowie.
Objąłem ją i pocałowałem, ale nie próbowałem niczego więcej. Nie chciałem się spieszyć.
Planowałem „zadziałać”, gdy tylko zostawimy za sobą stację paliw. Musiała się spodziewać, że zrobię pierwszy krok, bo inaczej nie sprowadziłaby mnie tutaj. Nasza relacja nabierała rumieńców.
Jako świeżo upieczeni oficerowie mieliśmy zgłosić się do służby dopiero za dwa miesiące. Zamierzaliśmy więc spędzić trochę czasu, latając po Układzie Słonecznym, i przeżyć ostatnią przygodę przed rozpoczęciem intensywnego kursu pilotażu. Oboje już jako nastolatki zdobyliśmy uprawnienia do pilotowania cywilnych modeli, takich jak Chart. Poza tym mózg statku potrafił samodzielnie kierować maszyną.
Nagle jacht podskoczył i szarpnął. Rzuciłem ostre spojrzenie pilotowi, ale mnie zignorował. Wiedziałem, że gdybym to ja siedział za sterami, zbliżylibyśmy się znacznie łagodniej. Przylgnęliśmy do magnetycznych zaczepów stacji orbitalnej, a do zbiornika zaczęło płynąć bogate w deuter i tryt paliwo do generatora fuzyjnego. W tym momencie pilot wstał i powiedział:
– Tutaj wysiadam. Życzę państwu przyjemnej podróży.
W spojrzeniu, którym mnie obdarzył, było chyba coś w rodzaju pogardy. Może to przez zazdrość o laskę u mojego boku, a może raczej przez reputację Riggsów.
Olivia kiwnęła głową. Patrzyliśmy, jak pilot opuszcza niewielki mostek statku.
– Wróci promem i zajmie się następnym zadaniem – oznajmiła Olivia, tak jakby mnie to obchodziło.
Poczuliśmy kolejne wstrząsy, gdy zautomatyzowana stacja napełniała zbiornik paliwem. Usiadłem i zacząłem dopasowywać ustawienia przyrządów do swoich preferencji. Zapowiadała się niezła zabawa. Kilka minut później odłączyliśmy się od zaczepów. Zgodnie z poleceniem Olivii wyznaczyłem kurs na pierścień Tyche. Wciąż nie chciała zdradzić, dokąd dokładnie lecimy.
– Ruszamy na przygodę – obwieściła, a potem z jej kuszących ust nie padło ani jedno słowo.
Gdy oddaliliśmy się od stacji i opuściliśmy orbitę Ziemi, kazałem Olivii zapiąć pasy. Nawet przy wysokiej klasy polach inercyjnych, jakimi dysponował statek, lepiej było uważać, a ona była szczególnie narażona, bo nie przeszła jeszcze terapii nanitami. Fotele otoczyły nasze plecy i boki osłonami z inteligentnego metalu, z których wyrosły wypustki opasujące nas w kilku miejscach. Nie było to wygodne, ale zapewniało bezpieczeństwo.
Popchnąłem przepustnicę, zwiększając dopływ mocy do trzech wielkich silników. Chart, będący jachtem wyścigowym, miał mocy pod dostatkiem. Uwielbiałem te przyspieszenia. Człowiek odnosił wrażenie, że podłoga się przechyla, bo przeciążenia wyczuwało się pomimo działających pól inercyjnych – które specjalnie zredukowałem, żebyśmy poczuli kopa. Wystrzeliliśmy z orbity jak pocisk, mknąc w przestrzeń międzyplanetarną.
– Czy jest coś lepszego od tych przeciążeń? – zapytałem, przekrzykując ryk silników.
– Nie ma za co – odpowiedziała Olivia.
– A, tak, dzięki, że pozwoliłaś mi pilotować.
– Tylko nie mów ojcu – powiedziała, mając na myśli lorda Granthama Turnbulla, którego rodzina i przyjaciele znali po prostu jako lorda Granthama.
Wreszcie zmniejszyłem moc silników, żeby Olivia mogła odetchnąć. Pozwoliłem grawitacji się ustabilizować i zredukowałem przyspieszenie. Lecieliśmy teraz miarowo w kierunku Tyche. Mieliśmy dotrzeć do celu za kilka dni. Za czasów taty potrwałoby to znacznie dłużej, ale dzięki nowej technologii statki mogły utrzymywać ciągłe przyspieszenie, podczas gdy pasażerowie niemal tego nie zauważali.
Mózg zameldował, że kilka czujników na kadłubie wymaga naprawy. Zmarszczyłem brwi i pomyślałem, że tak drogi jacht powinien być lepiej zadbany. A może to ja przesadziłem z szybkością i je uszkodziłem?
Zostawiliśmy pilotaż mózgowi statku, a sami siedzieliśmy tylko, wpatrzeni w gwiazdy. Olivia wtuliła się we mnie. Podróż rozpoczynała się cudownie.
– Spójrz – powiedziałem. – Plejady.
– Siedem Sióstr… zabawne. Zawsze chciałam mieć więcej sióstr, ale cóż… jedna chyba musi wystarczyć.
– No tak. Przykro mi. – Znałem tę historię: jej mama umarła podczas narodzin Olivii, co w czasach nanitów i innych cudów medycyny było zdumiewające. – Może my będziemy mieć siedem córek? Co ty na to?
– Brzmi wspaniale. – Przysunęła się bliżej. – Hmm. Milutko.
– O tak.
– Na pewno nie masz ochoty na coś więcej? – zapytała i pocałowała mnie namiętnie.
Wiedziałem, że to będzie ta noc. Robiliśmy aluzje, a ja próbowałem każdej sztuczki, jaką znałem, ale jak dotąd nie wyszliśmy z Olivią poza fazę pocałunków. Co ciekawe, dzięki temu jeszcze bardziej mnie do niej ciągnęło. Fakt, że się nią nie znudziłem i nie poszedłem poszukać sobie nowej dziewczyny, odczytałem jako oznakę przywiązania. Zabawne, że facet potrafi sam siebie zaskoczyć.
– Oczywiście, że chcę więcej – powiedziałem. – Sprawdźmy te koje.
Ruszyła w kierunku części mieszkalnej, a ja podążyłem za nią. Stanęła przed moją kajutą i weszła do środka, a potem zamknęła mi przed nosem drzwi z inteligentnego metalu.
– Daj mi się przygotować – poprosiła.
Mruknąłem coś z niezadowoleniem i podszedłem do najbliższego bulaju. Spoglądałem w kosmos przez potrójną warstwę nanoszkła. Na niebie świeciło więcej gwiazd, niż można zobaczyć z górskiego szczytu na Ziemi.
Katastrofa spadła na nas, gdy już zaczynałem się zastanawiać, co ona tam robi. Zaczęło się od dziwnego stukania, a potem usłyszałem dźwięk rozdzieranego metalu. Zarejestrowałem to pierwszy, bo mój ulepszony nanitami słuch był bardziej wyczulony.
– Co to? – zapytałem, rozglądając się.
– Co takiego? – zawołała Olivia przez drzwi.
Nagle statkiem wstrząsnęła eksplozja, a drzwi z inteligentnego metalu zmieniły się w setki metalicznych kropelek. W kadłubie ziała wyrwa, dokładnie przed Olivią. Fala uderzeniowa rzuciła nami o pokład. Grad odłamków niemal natychmiast