Star Force. Tom 10. Wygnaniec. B.V. Larson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Star Force. Tom 10. Wygnaniec - B.V. Larson страница 7

Star Force. Tom 10. Wygnaniec - B.V. Larson

Скачать книгу

kondolencje.

      Wreszcie goście sobie poszli. Nie miałem w sumie planu działania, ale musiałem zacząć od jachtu i ustalenia przebiegu wydarzeń. Było na to pewnie za wcześnie, ale nie mogłem czekać, więc odszukałem lorda Granthama. Służący wskazał mi drogę do jego gabinetu, gdzie pan domu siedział za biurkiem, czytając raporty.

      – Tak, Riggs, o co chodzi? – Jego ton balansował między uprzejmą rezerwą a opryskliwością.

      – Chciałbym dowiedzieć się, co pan odkrył, sir.

      – Śledztwo wciąż trwa. – Zamknął teczkę, której zawartość przeglądał.

      – Chętnie usłyszałbym coś więcej, sir.

      Twarz lorda Granthama ściągnęła się.

      – Usłyszysz, co trzeba, kiedy będzie trzeba. Na razie powiem tylko, że podejrzewam sabotaż i zamach na twoje życie.

      Kontakty z tak wpływowymi ludźmi zawsze są trudne. Rozmawiając z osobą o niższym statusie społecznym, oczekują, że ten ktoś zamknie się i zrobi, co mu każą. Ale ja nie byłem jednym z jego sługusów, a moje nazwisko miało taki sam prestiż, jak jego.

      – Sir, nie mogę tak po prostu czekać i nic nie robić. Podobnie jak Olivia, jestem oficerem Sił Gwiezdnych. Muszę coś robić, muszę się angażować. Niech mi pan przydzieli jakieś zadanie przy śledztwie albo chociaż powie coś więcej.

      – Riggs, sprawą zajmuje się ponad dwudziestu profesjonalistów, nie licząc służb bezpieczeństwa i policji. Naprawdę nic tu nie zdziałasz. Nie wspominając o fakcie, że nie łączą nas więzy rodzinne, a od śmierci mojej córki również towarzyskie. A teraz z góry dziękuję za niewtrącanie się. Życzę miłego dnia.

      – Ale…

      – Powiedziałem „miłego dnia”. – Głos miał twardy jak stal.

      Z trudem poskromiłem temperament i wyszedłem z gabinetu. Aż we mnie kipiało. Przez jakiś czas chodziłem bez celu po rezydencji, skupiając na sobie ciekawskie spojrzenia służących. W sali bilardowej zastałem kilkunastu mężczyzn, którzy pili i palili w ramach czegoś w rodzaju nieoficjalnej kontynuacji stypy. Wprosiłem się do nich, szukając raczej alkoholu niż towarzystwa, i łykałem kieliszek za kieliszkiem drogiej whiskey, prawie nie czując smaku.

      Nie rozumiałem, czemu lord Grantham nie dopuszczał mnie do sprawy. Dotychczas traktował mnie bardzo uprzejmie, choć zawsze podejrzewałem, że miał pewne zastrzeżenia co do tego, czy nadaję się na męża dla Olivii. Wpadła mi do głowy pewna myśl: czy to absolutnie wykluczone, że właśnie on próbował mnie zabić?

      Pomysł nie był całkiem pozbawiony logiki, ale w końcu go odrzuciłem, z trzech powodów. Po pierwsze, próba zamachu na własnym jachcie automatycznie czyniłaby go podejrzanym. Po drugie, to trochę naciągane, żeby facet, który ma tyle do stracenia, próbował mnie zabić. Przecież nie byłem jakimś lecącym na kasę pasożytem, który chciał położyć łapę na rodzinnej fortunie. Po trzecie, zbyt wiele rzeczy mogło pójść nie tak – i faktycznie poszło. Nie wyobrażałem sobie, że mógłby w ten sposób ryzykować życie córki.

      To były moje ostatnie składne myśli tej nocy. Później alkoholowe otępienie przyćmiło frustrację i poszedłem spać do swojego pokoju.

      Rozdział 4

      Obudziłem się w środku nocy z czystym umysłem i zalążkiem planu. Ubrałem się, wymknąłem na korytarz i najciszej jak się dało zamknąłem drzwi. Nie założyłem butów, więc bezszelestnie stąpałem korytarzem, licząc drzwi i zakręty, aż dotarłem na miejsce.

      Uniosłem dłoń, żeby zapukać, ale zmieniłem zdanie i nacisnąłem klamkę. Drzwi otworzyły się gładko, a ja wślizgnąłem się do środka. Blask księżyca wlewał się przez wysokie okna i padał na śpiącą Adrienne.

      Nagle się podniosła.

      – Riggs? – syknęła, włączając lampkę na szafce nocnej i podciągając kołdrę pod szyję.

      – Tak, to ja.

      – Co ty, do cholery, wyprawiasz?

      – Wpadłem, żeby się spotkać. – Odstawiłem torbę i usiadłem w ozdobnym fotelu przy łóżku.

      – Lepiej, żeby to nie była jakaś chora romantyczna fantazja, w której zastępuję ci Olivię.

      Uniosłem ręce w obronnym geście.

      – Nic z tych rzeczy, Adrienne. Chcę po prostu wiedzieć, co się dzieje, a twój ojciec trzyma mnie na dystans.

      – Mogłeś przyjść porozmawiać wcześniej, a nie w środku nocy. Zanim postanowiłeś się upić. Tak, widziałam, jak się przyssałeś do tamtej butelki.

      – No, teraz już wytrzeźwiałem. Jestem tu i cię potrzebuję.

      – Riggs…

      – Nie w tym sensie. Posłuchaj, dobra? Powiedz, co wiesz. To znaczy musiałaś coś słyszeć.

      – Nie wolno mi o tym mówić. Poza tym niewiele tego jest.

      – Powiedz – poprosiłem z naciskiem.

      – Podsłuchałam jedną rzecz. Śledczy powiedział, że siłę ładunku wyliczono dokładnie tak, żeby zabić osobę w kajucie, ale nie zniszczyć reszty statku.

      Kiwnąłem głową.

      – Więc to na pewno próba zamachu.

      – Tak sądzę.

      Nachyliłem się i zajrzałem jej w twarz.

      – Wtedy, w samochodzie, mówiłaś, że chcesz coś zrobić. To było na poważnie?

      – No jasne.

      – No to się ubieraj. Musisz mi pomóc wejść na jacht.

      – Czemu? Myślisz, że odkryjesz coś, co inni przeoczyli?

      – Nie. Chcę go ukraść i polecieć tam, gdzie chciała mnie zabrać Olivia. To moja jedyna poszlaka.

      Na chwilę zaniemówiła. Wpatrywała się we mnie z otwartymi oczami.

      – Nabierasz mnie?

      – Mówię serio.

      Po chwili zastanowienia oznajmiła:

      – Jeśli chcesz mojej pomocy, lecę z tobą.

      – Mowy nie ma. Wystarczy, że Olivia zginęła. Twojego życia nie będę ryzykował.

      – Nie masz nic do gadania. To jacht mojego ojca i zareaguje tylko na moje dane biometryczne, a ty nawet nie wiesz, dokąd moja siostra chciała cię zabrać.

      Zmrużyłem oczy.

      –

Скачать книгу