Star Force. Tom 10. Wygnaniec. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Star Force. Tom 10. Wygnaniec - B.V. Larson страница 5
Usiadłem na podłodze i zacząłem obrzucać sam siebie ciągiem wyzwisk tak obelżywych, że mama doznałaby szoku, a i tato byłby zaskoczony. Nigdy nie miałem skłonności do obwiniania się, ale teraz mogłem doświadczyć poczucia winy w całej pełni. Nie wiedziałem, co jeszcze mógłbym zrobić. Próbowałem przypomnieć sobie hinduską modlitwę o uzdrowienie, której nauczyła mnie w dzieciństwie mama, ale nie umiałem przywołać słów z pamięci.
– Radykalne środki ratownicze zawiodły – obwieścił jakiś czas później automat medyczny. Zerwałem się na równe nogi i położyłem dłonie na szybie. Odniosłem wrażenie, że Olivia spokojnie śpi, ale nie umiałem poznać, czy oddycha.
Gorączkowo sprawdziłem odczyty funkcji życiowych. Zobaczyłem tylko płaskie, czerwone linie.
Rąbnąłem ręką w nanoszkło, znów pokrywając je siateczką pęknięć, a potem bezwładnie osunąłem się na podłogę. Zacząłem głęboko oddychać, ale i tak miałem wrażenie, że do moich płuc nie dociera powietrze.
Chciało mi się wrzeszczeć na tę głupią maszynę, ale wiedziałem, że to nie pomoże. Nawet w pełni zautomatyzowane urządzenie może pracować lepiej, gdy obsługujący je człowiek przynajmniej przeczyta instrukcję, a ja tego nie zrobiłem. Właściwie to całkiem spieprzyłem sprawę, wskakując sobie beztrosko na Charta prosto z farmy, bez odprawy poświęconej bezpieczeństwu i bez choćby pobieżnego zapoznania się z systemami tego konkretnego statku. Cztery lata szkolenia w Akademii wyparowały mi z głowy przy pierwszej okazji.
Nie wierzyłem ludziom, którzy nazywali mnie aroganckim dupkiem – aż do teraz. Mieli w stu procentach rację, a Olivia leżała martwa, bo mnie wydawało się, że oboje jesteśmy nieśmiertelni.
Gdy wreszcie odzyskałem oddech, zacząłem się zastanawiać, jak doszło do tego „wypadku” i – co najważniejsze – kto jest za niego odpowiedzialny.
Rozdział 3
Co innego mi zostało oprócz powrotu na Ziemię? Wcześniej nie mogłem się doczekać, aż zasiądę za sterami, a teraz jedyne, czego chciałem, to cofnąć czas. Miałem ochotę się upić i pójść spać. Może kiedy się obudzę, odkryję, że to był tylko zły sen? Kazałem mózgowi jachtu wylądować na posesji rodziny Olivii. Musiałem się z nim przez chwilę spierać, ale gdy już go przekonałem, że personel dowódczy nie żyje, uruchomił się jakiś protokół awaryjny i statek mnie posłuchał.
A potem upiłem się i zasnąłem.
Wylądowaliśmy na angielskiej prowincji. Był szary, deszczowy dzień, który idealnie oddawał moje uczucia. W drodze powrotnej przekazałem ojcu Olivii absolutne minimum informacji – wiedział tylko tyle, że stało się coś strasznego. Na dwór wyszło kilkudziesięciu służących, dozorców, masztalerzy i ochroniarzy, w sumie jakieś siedemdziesiąt osób. Wszyscy obserwowali, jak wielki jacht osiada na lądowisku na tyłach posiadłości, w pobliżu niewielkiego stawu.
Po rampie wbiegł personel medyczny, a ja bez słowa wskazałem im drogę do automatu. Nie wyciągałem stamtąd Olivii. Jeśli istniała choćby maleńka szansa, że się myliłem i jednak dałoby się ją uratować, ta maszyna i jej nanity stanowiły jedyną nadzieję.
Lord Grantham Turnbull powitał mnie nienagannym uściskiem dłoni, z lodowatą miną i plecami wyprężonymi jak struna.
– Tak mi przykro, proszę pana – zacząłem. Długo przygotowywałem się na tę chwilę, ale teraz wszystko, co planowałem powiedzieć, wydało mi się bezcelowe. – Pańska… – Tyle udało mi się wykrztusić, zanim mój umysł odmówił posłuszeństwa, uciekając przed bólem. – Przykro mi – powtórzyłem.
– Dziękuję – powiedział sztywno starszy mężczyzna. Spojrzał na statek. Gdy zauważył uszkodzenia, zmrużył oczy. – Co się dokładnie stało?
– Wiem niewiele więcej niż to, co już panu mówiłem. Coś w nas uderzyło, a może wybuchło, i zrobiło dziurę w ścianie mojej kajuty. Olivia ucierpiała najbardziej. Zaniosłem ją do automatu medycznego tak szybko, jak się dało, ale było za późno.
– W ścianie twojej kajuty? – zapytał, świdrując mnie wzrokiem.
– Tak, proszę pana. – Nie było sensu unikać faktów, więc postanowiłem niczego nie upiększać. Przecież nie byliśmy za młodzi, by ze sobą sypiać.
– Więc to coś było wymierzone w ciebie.
Część mnie poczuła ulgę, że nie rozzłościł się za rozdziewiczenie mu córki. Inna część skupiła się na wnioskach, jakie wynikały z jego słów.
– Pan myśli, że to nie był wypadek?
Lord Grantham pokręcił głową.
– W młodości zdobyłem trochę doświadczenia w wysadzaniu. Górnictwo i takie tam. I to – powiedział, wskazując na wyrwę w kadłubie – była eksplozja. Na tyle słaba, żeby nie zniszczyć statku, tylko zabić ciebie. Myślę, że o to chodziło. Olivia miała przeżyć i to ty powinieneś wrócić w trumnie.
Spojrzałem na niego z zaskoczeniem i rozżaleniem. Poczułem kolejną falę wyrzutów sumienia.
Grantham ze smutkiem w oczach położył mi dłoń na ramieniu.
– Bóg mi świadkiem, że znajdę ludzi, którzy to zrobili.
– Dziękuję, proszę pana. Jeśli jest coś, co mogę zrobić…
– Dam ci znać. – Jego ton dawał jasno do zrozumienia, że za nic nie dopuściłby do śledztwa nieobliczalnego Cody’ego Riggsa.
Mniej więcej wtedy lekarze zeszli z rampy, prowadząc unoszącą się na repulsorach kapsułę automatu medycznego z ciałem Olivii w środku. Wszyscy patrzyli na to ze smutkiem i nikt nie protestował, gdy załadowali ją do ambulansu. Domyśliłem się, że władze musiały odbębnić swoje procedury, choćby nie wiem co.
– Panie Riggs, mam pewne sprawy do załatwienia. Jak sądzę, poznaliście się już z Adrienne? – Lord Grantham odwrócił się do uderzająco pięknej młodej kobiety, która stała w pobliżu. Bardzo przypominała Olivię, choć w przeciwieństwie do swojej siostry brunetki miała włosy w odcieniu ciemnego blondu. Wyglądała też na bardziej wysportowaną. Olivia mówiła, że siostra sporo ćwiczyła i w przeszłości pracowała jako instruktorka jogi, a efekty wciąż były widoczne w postaci zgrabnie wyrzeźbionego ciała. Jeśli dobrze pamiętam, była o rok starsza od Olivii i robiła na Oxfordzie doktorat z inżynierii przemysłowej. Myślę, że była wyjątkowo utalentowana, a Olivia często się nią chwaliła.
– Tak, znamy się –