Rebel Fleet Tom 1 Rebelia. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Rebel Fleet Tom 1 Rebelia - B.V. Larson страница 4
Przez następną godzinę kochaliśmy się, a w przerwach zwierzaliśmy się sobie z najgłębszych przemyśleń. Kim nigdy wcześniej nie miała tak bliskiego spotkania ze śmiercią i mocno to przeżyła. Gdy człowiek jest świadkiem odejścia innej osoby, dociera do niego kruchość życia. Przerażała ją więc wizja długiej, bezsennej nocy i miała ochotę na odrobinę intymności… nawet z kimś takim jak ja.
Gdy wreszcie odpłynęła, okazało się, że to ja mam problem z zaśnięciem. Nie mogłem przestać myśleć o dzisiejszych wydarzeniach.
Poczucie obowiązku kazało mi kogoś o tym powiadomić – kogoś z władz. W ciągu kilku bezsennych godzin podjąłem decyzję. Wyślizgnąłem się spod pogrążonej we śnie Kim, wziąłem komórkę i wyszedłem na balkon. A potem połączyłem się z Waszyngtonem.
Można by pomyśleć, że nocny telefon do stolicy jest nie tylko bezsensowny, ale wręcz nieuprzejmy, jednak sześciogodzinna różnica czasu zmieniała sytuację. Na Wschodnim Wybrzeżu był późny ranek.
Spróbowałem połączyć się ze swoim dawnym dowódcą, ale się nie udało. Zamiast zrezygnować, zadzwoniłem do biura informacji Pentagonu. Odebrał jakiś znudzony urzędniczyna. Gdy wyjaśniłem, o co chodzi, połączył mnie z kimś postawionym o szczebel wyżej. Była to kobieta, która przynajmniej brzmiała jak ktoś, kto ma pewne pojęcie o swojej pracy.
– Nazwisko? – zapytała.
– Porucznik Leo Blake, rezerwista marynarki wojennej.
Usłyszałem stukanie w klawisze.
– Co mogę dla pana zrobić, poruczniku?
– Zeszłej nocy brałem udział w zdarzeniu związanym z przepływem gwiezdnym.
– Poruczniku Blake – przerwał mi głos – każdego tygodnia coś takiego widzą na niebie tysiące ludzi. To naturalne zjawisko, którego nauka po prostu jeszcze nie umie wyjaśnić. Wpadanie w panikę jest zupełnie nieuzasadnione i…
– Proszę posłuchać – teraz to ja jej przerwałem – nie dzwonię do was, żeby się wypłakać. Coś chyba spadło na dno oceanu i podpłynąłem do tego obiektu. Mój przyjaciel dotknął tego czegoś i zmarł.
Głos ucichł na kilka sekund.
– Panie Blake, mam rozumieć, że wszedł pan osobiście w kontakt z nieznanym obiektem mającym związek z przepływem gwiezdnym?
– Dokładnie to staram się powiedzieć.
– Proszę chwilkę zaczekać.
Wywróciłem oczami, ale posłuchałem. Rozmowa z urzędasami przywodziła najróżniejsze wspomnienia. Poszedłem do marynarki wojennej przekonany, że zrobię w niej karierę. Byłem wówczas świeżo po ślubie. Jednak małżeństwo się rozpadło, żona mnie zostawiła. Ja z kolei porzuciłem karierę wojskową.
Na Hawaje wyjechałem, żeby się odprężyć i zebrać myśli, zastanowić się nad przyszłością. Szybko zmieniłem się w śpiącego na plażach włóczęgę, ale to nie było złe życie. A teraz wracały wspomnienia z dawnej egzystencji.
Czekałem na linii dziewięć minut. Taki już jest problem z komórkami – one dokładnie powiedzą człowiekowi, ile czasu zmarnował.
Wreszcie coś znowu zatrzeszczało na linii. Rozległy się jakieś piśnięcia i już myślałem, że mnie rozłączyli, gdy nagle usłyszałem nowy głos.
– Mówi wiceadmirał Shaw – powiedział.
Natychmiast się ocknąłem. W całej US Navy było tylko dwustu szesnastu różnego rodzaju admirałów, czyli maksymalna liczba dopuszczona przez prawo. Nie można więc powiedzieć, że są często spotykani. Fakt, że rozmawiałem z jednym z nich, zakrawał na cud.
– Hm, przepraszam, że zawracam głowę, admirale Shaw – powiedziałem. – Chciałem tylko donieść o nietypowym spotkaniu, które mogłoby…
– Zadam panu kilka pytań, Blake – przerwał mi Shaw. – Dotknął pan znalezionego obiektu?
– Nie, sir, nie bezpośrednio. Zanurkowałem, żeby ratować kolegę, który to zrobił. Ręka przymarzła mu do obiektu, z którego unosiły się pęcherzyki powietrza.
– Więc to ktoś inny wszedł w kontakt z obiektem? – zapytał ostro Shaw.
– Tak jest. Ale nie przeżył. Zmarł przed paroma godzinami.
– Rozumiem.
Nastąpiła przerwa, podczas której dotarło do mnie, że admirała wcale nie zdziwiło to, co mówiłem. Nie dopytywał o pęcherzyki powietrza ani o światło, ani o zimno. Nawet nie zaskoczył go fakt, że Jason zmarł po dotknięciu obiektu.
Odniosłem wrażenie, że mężczyzna konsultuje się z kimś jeszcze, a może robił notatki, więc czekałem. Z natury jestem niecierpliwy, ale potrafię siedzieć grzecznie i cicho podczas rozmowy z admirałem.
– Blake, czemu wystąpił pan z marynarki? – zapytał mnie nagle Shaw.
– Yy… z przyczyn osobistych, sir.
– Ach tak, pańska żona. Daty się pokrywają. Przykro mi słyszeć, że pańskie życie osobiste wywróciło się do góry nogami, ale zobowiązania wobec sił zbrojnych są ważniejsze. Jest pan wyszkolonym lotnikiem, a my tego rodzaju inwestycji nie lubimy marnować.
Zmarszczyłem brwi. Nie wiedziałem, jak zareagować. Facet brzmiał jak rekruter.
– Odsłużyłem swoje i wypełniłem warunki kontraktu, sir. I nadal jestem na liście rezerwistów.
– Zgadza się. A ja, z tytułu stanu wyjątkowego, niniejszym przywracam pana do czynnej służby. Ze skutkiem natychmiastowym. Proszę nikomu o tym nie wspominać, zrozumiano?
– O Jezu! – wykrzyknąłem, nie mogąc się opanować. – To znaczy… Przepraszam, sir, jestem w szoku. Hm… A odpowiadając na pytanie: tak, zrozumiałem.
Shaw zaśmiał się pod nosem.
– Witamy z powrotem w marynarce wojennej, Blake. Proszę pozostać w promieniu piętnastu kilometrów od swojej obecnej pozycji. Tak, namierzyliśmy pański telefon. Wyślę tam kogoś z Pearl[2], żeby pana odebrał.
Mój umysł wirował jak spuszczony w toalecie owad. Wszystko działo się za szybko. Co miałem robić? Co powiedzieć? Nie mogłem się z nim przecież kłócić o kwestie prawne. Wiedziałem, że jeśli zechce, zdoła pociągnąć za odpowiednie sznurki. I wtedy przyszło mi do głowy jedno pytanie.
– Sir, więc co to było, tam na dnie? Pan na pewno wie.
Odpowiedź nie nadeszła. Telefon zamilkł. Admirał musiał się w którymś momencie rozłączyć. Drań nawet nie raczył powiedzieć „do usłyszenia”.
– Cholera – syknąłem, odsuwając komórkę