Rebel Fleet Tom 1 Rebelia. B.V. Larson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rebel Fleet Tom 1 Rebelia - B.V. Larson страница 5

Rebel Fleet Tom 1 Rebelia - B.V. Larson

Скачать книгу

życie obrało nowy, niespodziewany kierunek.

      Raz po raz powtarzałem sobie pytanie: „Leo, co cię podkusiło, żeby wykonać ten cholerny telefon?”.

      3

      Kazali mi się nie ruszać, więc uznałem, że równie dobrze mogę zaczekać u Kim. Na pewno lepiej tu niż w przydrożnej budzie, którą wynajmowałem.

      Wślizgnąłem się do łóżka, Kim już nie spała.

      – Z kim rozmawiałeś? – zapytała.

      – Z nikim – skłamałem, bo taki otrzymałem rozkaz.

      Kopnęła mnie w bok, a ja stęknąłem z niezadowolenia.

      – Nie daruję ci tego – powiedziała. – Wynoś się.

      Spojrzałem na nią zmęczonymi oczami. Naprawdę potrzebowałem się przespać.

      – Co? Czemu?

      – Nie będę spać z kimś, kto wydzwania do innych kobiet z mojego własnego pokoju.

      – To nie…

      Znów mnie kopnęła.

      – Wynocha – burknęła.

      – Niech to cholera – jęknąłem i wstałem.

      Zdarzało się już, że wykopano mnie z łóżka, dosłownie i w przenośni. Mogłem się sprzeczać, ale wiedziałem, że nic nie zdziałam. Nawet jeśli pozwoli mi wrócić, nie zaznam odpoczynku.

      – Zadzwoń, jeśli zmienisz zdanie – rzuciłem i wyszedłem.

      Dowlokłem się chwiejnym krokiem do plaży. Była bliżej niż przytułek, w którym dzieliłem z Jasonem wynajęty pokój. Była też czystsza. Przed jednym z przylegających do plaży hoteli stał szezlong. Wiedziałem, że przy odrobinie szczęścia prześpię na nim kilka godzin, zanim mnie przepędzą.

      Ukradłem ręcznik, owinąłem sobie twarz i położyłem się. Z drzemką na plaży wiązały się pewne zagrożenia, ale byłem zdesperowany. Po pierwsze, ktoś mógł mnie okraść. Poza tym więcej niż raz budziłem się z potwornym poparzeniem słonecznym po zbyt wielu godzinach bez kremu z filtrem.

      Postanowiłem zaryzykować. Zapadłem w głęboki, choć pełen niepokojących majaków sen, z którego wyrwał mnie facet z surową miną i krótkofalówką w ręku.

      – Mogę zobaczyć pańską kartę-klucz? – zapytał.

      Rozejrzałem się. Była na oko dziesiąta rano.

      – Chyba została w pokoju – skłamałem. – Skoczę po nią. Żona mnie wpuści.

      Odprowadził mnie podejrzliwym wzrokiem do wejścia. Musiałem się spieszyć, żeby nie zdążył zapytać o nazwisko. W razie czego podałbym jakieś zmyślone, ale wolałem nie wikłać się w kłamstwa.

      Zauważyłem, że mi się przygląda, rozmawiając przez krótkofalówkę. Gdybym wyglądał na bezdomnego, pewnie zadzwoniłby po policję. Na szczęście los obdarzył mnie wyglądem człowieka, który raczej ma pracę i odnosi sukcesy. Ten fakt wielokrotnie wybawił mnie z kłopotów w trakcie życia plażowego włóczęgi.

      Gdy dotarłem do drzwi, dopisało mi szczęście. Jeden z gości akurat wychodził, więc wślizgnąłem się do środka. Minąłem lobby i skręciłem prosto do łazienki, gdzie umyłem się najlepiej jak mogłem. Niesamowite, ile można zdziałać samym mydłem, wodą i garścią papierowych ręczników.

      Następnie dołączyłem do tłumu gości idących niespiesznie na śniadanie. Nikt mnie nie zatrzymał, więc najadłem się jak król. Wróciłem nawet po dokładkę.

      Odświeżony i wypoczęty, wyszedłem drzwiami frontowymi. Sekret polega na tym, żeby zachowywać się jak ktoś, kto zapłacił za luksusy, z których korzysta. Odźwierny kiwnął głową i uśmiechnął się, chyba czekając na napiwek. Mogłem powiedzieć, że nie mam przy sobie pieniędzy, ale tylko skinąłem mu głową.

      – Mógłby wezwać pan dla mnie taksówkę? – zapytałem. – Muszę pojechać do szpitala.

      Spochmurniał, ale bez zastrzeżeń spełnił prośbę. Taką obsługę lubię.

      Dojechałem do szpitala i zapłaciłem taksówkarzowi, uszczuplając swój wątły zapas gotówki, po czym udałem się na oddział intensywnej opieki medycznej. Zapytałem o doktora Changa. Odpowiedź była dla mnie zaskoczeniem.

      – Został… zatrzymany – powiedziała recepcjonistka. – Ale kazano nam spodziewać się pana. Proszę usiąść.

      – Zatrzymany? – zapytałem. – To znaczy, że nie ma teraz dyżuru?

      – Powinien pracować od północy do przedpołudnia. Ale jakiś czas temu wyszedł.

      Miałem złe przeczucia, jednak skinąłem głową, jakby mnie to nie dziwiło.

      – Zgarnęli go faceci z marynarki, prawda?

      Zamrugała, a potem przytaknęła.

      – Dwóch? – rzuciłem konwersacyjnym tonem.

      – Nie, trzech. Ale tylko jeden w mundurze.

      – Rozumiem. Cóż, wrócę później.

      – Chwileczkę, miałam do nich zadzwonić.

      Wyciągnęła wizytówkę. Zanim zdążyła zareagować, wyrwałem jej kartonik z ręki.

      – Proszę pana? Jest mi potrzebna…

      Przeczytałem numer, po czym oddałem wizytówkę. Zmarszczyła brwi.

      – Czy pan jest przestępcą? – zapytała stanowczo.

      – Nie – zapewniłem. – Nie bardziej niż doktor Chang.

      Odpowiedź ją chyba zadowoliła, bo zniżyła głos i zapytała bardziej przyjaznym tonem:

      – O co w tym wszystkim chodzi, panie Blake?

      – Eksperymenty wojskowe – powiedziałem. – Jestem z marynarki.

      – Ach tak… Ten wczorajszy przepływ! To był pan, prawda? Wszyscy mówią tylko o jednym: o biednym chłopaku, którego pan przywiózł.

      Wtedy przypomniały mi się rozkazy admirała Shawa.

      – Nie wolno mi o tym mówić.

      – Rozumiem.

      Znów zrobiła się oschła, więc zostawiłem ją w spokoju. Wyszedłem na zewnątrz i zobaczyłem zatrzymujące się auto. W środku było trzech mężczyzn. Jeden miał na sobie mundur marynarki wojennej. Wyglądali poważnie, zwłaszcza tych dwóch w cywilu miało bardzo nieprzyjemny wyraz twarzy.

Скачать книгу