Bastion. Стивен Кинг
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Bastion - Стивен Кинг страница 25
W obleczonych lateksowymi rękawicami dłoniach trzymała opaskę aparatu do mierzenia ciśnienia. Uśmiechała się, jakby oboje dzielili jakiś radosny sekret.
– Nie – odparł Stu.
Uśmiech pielęgniarki przygasł.
– To tylko pomiar ciśnienia krwi. Nie zajmie nawet minuty.
– Nie.
– Takie jest zalecenie lekarza – dodała bardziej oficjalnym tonem. – Proszę.
– Jeżeli to zalecenie lekarza, chciałbym z nim porozmawiać.
– Obawiam się, że to niemożliwe. Jest w tej chwili bardzo zajęty. Gdyby tylko zechciał pan…
– Wobec tego zaczekam – oświadczył Stu, który nawet nie rozpiął guzika u rękawa koszuli.
– Wykonuję jedynie swoje obowiązki. Chyba nie chce mi pan przysporzyć kłopotów, prawda? – zapytała pielęgniarka. – Gdyby tylko pozwolił pan…
– Nie – uciął Stu. – Niech pani im powie, żeby tu kogoś przysłali.
Pielęgniarka podeszła do stalowych drzwi i przekręciła klucz w zamku. Pompa została uruchomiona, drzwi otworzyły się z sykiem i dziewczyna przeszła na drugą stronę. Zanim drzwi się zamknęły, posłała Stu spojrzenie pełne wyrzutu. Odpowiedział jej ironicznym uśmiechem.
Kiedy zniknęła, wstał i podszedł do podwójnego okna okratowanego od zewnątrz – jednak zrobiło się już ciemno i nic nie zdołał zobaczyć. Wrócił na swoje miejsce i usiadł. Miał na sobie sprane dżinsy, koszulę w kratkę i brązowe buty, których szwy zaczęły się wybrzuszać na bokach. Przesunął dłonią po boku twarzy i skrzywił się, wyczuwając pod palcami kłującą szczecinę. Nie pozwolono mu się ogolić, a jego zarost rósł bardzo szybko.
Nie miał nic przeciwko testom, ale nie mógł się pogodzić z tym, że trzymali go tu w ciemnościach, w ciągłym strachu. Nie był chory, przynajmniej na razie, ale bał się, i to bardzo. Domyślał się, że wdepnął w jakąś śmierdzącą sprawę, nie miał jednak zamiaru w niej uczestniczyć, dopóki ktoś mu nie powie, co się działo w Arnette i co miał z tym wspólnego facet o nazwisku Campion, który rozwalił dystrybutory na stacji. Wtedy przynajmniej jego strach miałby jakąś solidną podstawę. Spodziewali się, że już wcześniej będzie próbował ich wypytywać – widział to wyraźnie w oczach badających go lekarzy.
W szpitalach mają zwyczaj ukrywania przed tobą różnych rzeczy. Cztery lata temu jego żona zmarła na raka (miała dwadzieścia siedem lat); choroba zaczęła rozwijać się w jej łonie, a potem jak błyskawica objęła całe ciało. Stu zauważył, jak wymijająco odpowiadali na jej pytania, zmieniali temat lub karmili ją niezrozumiałą naukową papką. Właśnie dlatego nie zadawał żadnych pytań i widział, że to ich martwiło. Teraz jednak nadszedł czas, aby zacząć pytać i otrzymać odpowiedzi – krótkie, zwięzłe i treściwe. Niektóre białe plamy potrafi wypełnić sam.
Campion, jego żona i dziecko musieli zarazić się czymś naprawdę potwornym. Objawy przypominały zwyczajną grypę lub anginę, ale choroba miała gwałtowny przebieg i kończyła się śmiercią – prawdopodobnie w wyniku zadławienia się flegmą albo gorączki. I była bardzo zaraźliwa.
Zabrali go po południu siedemnastego – dwa dni temu. Czterech wojskowych i lekarz. Byli uprzejmi, ale stanowczy. Nie mógł odmówić pójścia z nimi, to nie wchodziło w grę, bo żołnierze byli uzbrojeni.
Właśnie wtedy zaczął się bać. Naprawdę się bał. Z Arnette na pas startowy pod Braintree wyruszył cały tabor ciężarówek. Stu jechał z Vikiem Palfreyem, Hapem, Bruettami, Hankiem Carmichaelem, jego żoną i dwoma podoficerami. Byli stłoczeni w ciężarówce jak sardynki w puszce. Żołnierze milczeli, przez całą drogę nie odezwali się ani słowem mimo histerycznych krzyków Lili Bruett.
Inne ciężarówki również były pełne. Stu nie widział, ilu mieszkańców Arnette spędzono do samochodów, ale zauważył całą piątkę Hodgesów oraz Chrisa Ortegę, brata Carlosa. Chris był barmanem w Indian Head. Zauważył też Parkera Nasona i jego żonę, starszą parę z kempingu znajdującego się niedaleko jego domu. Przypuszczał, że zgarniano wszystkich, którzy mieli jakikolwiek – choćby nawet tylko pośredni – kontakt z Campionem.
Na rogatkach miasta w poprzek drogi ustawiono dwie oliwkowozielone ciężarówki. Stu podejrzewał, że inne drogi dojazdowe do Arnette również były zablokowane. Żołnierze rozciągali zasieki z drutu kolczastego, a kiedy miasteczko zostanie całkowicie odizolowane, będą pewnie pilnować wszystkich blokad na drogach.
A zatem sprawa była poważna. Śmiertelnie poważna.
Siedział cierpliwie na krześle obok szpitalnego łóżka, z którego nie mógł korzystać, i czekał, aż pielęgniarka kogoś przyprowadzi. Być może jeszcze przed świtem przyślą tu kogoś, kto będzie potrafił mu wyjaśnić, co się dzieje.
Mógł zaczekać. Cierpliwość zawsze była jego mocną stroną.
Aby zabić czas, zaczął się zastanawiać nad stanem zdrowia ludzi, których wraz z nim przewieziono na pas startowy. Nie ulegało wątpliwości, że Norm był poważnie chory. Kaszlał, pluł flegmą i gorączkował. Ale u pozostałych wyglądało to jak zwykłe przeziębienie. Luke Bruett kichał. Lila Bruett i Vic Palfrey cicho kasłali. Hap pociągał nosem i wciąż wydmuchiwał go w chustkę. Przypominali dzieciaki, z którymi Stu chodził do szkoły – większość z nich była zwykle przeziębiona.
Najbardziej jednak przeraziło go to, co się stało w momencie, gdy wjechali na pas startowy – choć oczywiście mógł to być tylko zwykły przypadek, zbieg okoliczności. Ni stąd, ni zowąd wojskowy kierowca zaczął kichać jak z armaty. Tak, to na pewno zbieg okoliczności. Czerwiec w środkowo-wschodnim Teksasie był niedobrym okresem dla alergików. Zresztą być może kierowca złapał zwykłe przeziębienie, a nie to dziwne choróbsko, które dopadło innych. Stu bardzo chciał w to wierzyć, ponieważ coś, co mogło w takim tempie przenosić się od jednej osoby do drugiej…
Żołnierze razem z nimi weszli na pokład samolotu, ale nie chcieli rozmawiać – powiedzieli tylko, że lecą do Atlanty, gdzie im wszystko wyjaśnią (jeszcze jedno kłamstwo). Po udzieleniu tej informacji nabrali wody w usta. Podczas lotu obok Stu siedział Hap, który sprawiał wrażenie nieźle nabuzowanego. Samolot należał do wojska i znajdowało się w nim tylko niezbędne wyposażenie, jednak alkohole i jedzenie były doskonałe. Oczywiście nie podawała ich śliczna stewardesa, tylko sierżant o posępnej twarzy, ale jeśli ci to nie przeszkadzało, nie było źle. Nawet Lila Bruett zdołała się uspokoić po wypiciu kilku głębszych.
Hap pochylił się, spowijając Stu ciepłą mgiełką oparów szkockiej.
– Przyjrzałeś się tym chłopakom, Stuart? Wszyscy mają poniżej pięćdziesiątki i u żadnego nie zauważyłem ślubnej obrączki. Zawodowi, stary. Niżsi stopniem.
Jakieś pół godziny przed lądowaniem Norm Bruett nagle zasłabł i Lila znowu zaczęła krzyczeć. Dwóch stewardów o ponurych twarzach natychmiast owinęło go w koc. Ale Lila