Sprawiedliwy oprawca. Aleksandra Marinina

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sprawiedliwy oprawca - Aleksandra Marinina страница 15

Sprawiedliwy oprawca - Aleksandra  Marinina

Скачать книгу

uzbroić się w cierpliwość i wykazać pomysłowością. Jedną cechę Pawła Saulaka już odkryła: nie potrafi błyskawicznie zmieniać sposobu bycia. Wczoraj w restauracji, gdy nagle nazwała go Paszeńką i odezwała się czułym, proszącym głosem, zrezygnował z surowych zasad, które przyjął. Nie dlatego że jej uległ, ale dlatego że się stropił. Tym właśnie można wytłumaczyć jego zachowanie podczas tańca. Ten mężczyzna traci zimną krew, gdy czegoś nie rozumie. No cóż, to właśnie trzeba wykorzystać.

      Przez pewien czas leżała w milczeniu z uniesionymi dłońmi, uważnie studiując manikiur. Potem przewróciła się na brzuch, oparła brodę na rękach i wbiła wzrok w Pawła. Ten w ogóle nie zareagował, nawet się nie poruszył, jak gdyby skamieniał.

      – Pańskim zdaniem oni siedzą na dole czy pilnują nas na ulicy? – zapytała.

      – Najprawdopodobniej jeden siedzi na dole, a drugi w holu na naszym piętrze. Przecież przed sobą też się ukrywają.

      – Tutaj nie Moskwa, długo się nie da. Musimy ich gdzieś wyciągnąć, niech się spotkają.

      – Chce pani poeksperymentować? – Uchylił powieki, ale nie odwrócił głowy.

      – Czemu nie? Tylko panu wolno? Lubię się rozerwać, nuda mnie przygnębia i pozbawia chęci do pracy. Kompan z pana żaden, a skoro nie mogę zabawić się ze wspólnikiem, spróbuję wykorzystać do tego wrogów. Co pan na to?

      – Ten, kto panią wynajął, jest chyba zupełnym idiotą – wycedził Saulak. – Ciekawe, skąd panią wytrzasnął?

      – Niech pan nie będzie niegrzeczny, Pawle Dmitrijewiczu. Gdybym nie odebrała pana przy bramie pańskiego dobroczynnego zakładu, już by się pan poniewierał w przydrożnym rowie, a drobny lutowy śnieżek przysypałby pana martwe ciało. Może to prawda, że nie mam dość doświadczenia, by bezpiecznie odstawić pana na miejsce, ale przynajmniej podarowałam panu dodatkowy dzień życia. Więc choćby za to mógłby mi pan podziękować.

      – Nie ma dodatkowych dni życia, podobnie jak pieniędzy.

      – No proszę, pan jeszcze filozofuje! Godny pozazdroszczenia spokój. Wie pan, że ktoś na pana poluje, powierzył pan życie niedoświadczonej i głupiej histeryczce, więc ma pan jakieś trzydzieści procent szans na to, że ocaleje. A pan się wykłóca o drobiazgi, liczy pieniądze, które wydaję na jedzenie, nawiasem mówiąc, nie z pańskiej kieszeni, i dywaguje na temat marności życia. Brawo! No cóż, Pawle Dmitrijewiczu. Albo przestanie pan odgrywać samowystarczalnego pyszałka i zaczniemy wreszcie normalnie rozmawiać, albo idę na obiad do miasta. Niech się pan rozkoszuje wyniosłą samotnością, zobaczę, jak długo pan wytrzyma, gdy do pokoju zaczną się dobijać pańscy życzliwi znajomi. Jest ich co najmniej czterech, niewykluczone, że już się poznali i działają ramię w ramię. A pan nie ma nawet broni.

      – Czyżby pani ją miała?

      – Ja też nie mam. Mam za to tajemnicę, która mnie otacza. Póki jej nie odgadną, nie ruszą pana w mojej obecności, bo musieliby wyrządzić mi krzywdę, a jeszcze nie wiedzą, czy mogą to zrobić. Gdy tylko się pożegnamy, sytuacja diametralnie się zmieni. Beze mnie będzie pan całkiem bezbronny.

      – O co pani chodzi? Czego pani ode mnie chce?

      – Chcę wykonać swoje zadanie. W tym celu muszę co nieco wiedzieć. Przyzna pan, że niezwykle ciężko pracować po omacku. Skoro pan, Pawle Dmitrijewiczu, odmawia rozmowy na tematy, które mnie interesują, będę popełniać błąd za błędem, narażając siebie i pana na niepotrzebne ryzyko. Przecież mogę zaraz pójść na komisariat i oznajmić, że zginął mi dowód. Podam milicjantom swoje prawdziwe dane, oni zaś wyślą zapytanie do Moskwy, potwierdzą moją tożsamość i wydadzą mi zaświadczenie, w którym będzie figurować prawdziwe nazwisko, a nie Saulak. Jestem gotowa to zrobić, jeśli mi pan wytłumaczy, dlaczego nie powinnam posługiwać się pańskim. Ale pan przecież milczy, skryty i nieprzystępny. Traktuje mnie pan jak idiotkę, która plącze się pod nogami i przeszkadza wrócić do Moskwy albo tam, gdzie planował pan udać się na wolności. Owszem, to prawda, że mam niewielkie doświadczenie i nie jestem gigantem myśli, ale plan, który próbuję wdrożyć, pozwolił nam przetrwać już ponad dobę, więc chyba nie jest głupi. Dlaczego nie przyzna pan choćby tego?

      – Już w samolocie powiedziałem, że wybrała pani słuszną taktykę. Chce pani, żebym ją chwalił co pięć minut?

      – Naturalnie! – Roześmiała się. – Jestem kobietą, a to mówi samo za siebie, jeśli oczywiście w ciągu dwóch lat nie zapomniał pan, co to takiego. Kobiety odbierają otaczający świat za pomocą werbalnych komunikatów, nie zwracają uwagi na czyny. Mężczyzna może przynosić pensję, robić prezenty, nie upijać się i nie zdradzać żony, ale jeśli nie będzie jej trzy razy dziennie powtarzał, że ją kocha, ona uzna, że źle ją traktuje. I odwrotnie, mąż może zachowywać się skandalicznie, zdradzać żonę na prawo i lewo, a nawet ją bić, ale jeśli bez przerwy będzie jej mówił, że jest najpiękniejsza i jedyna, ona będzie przekonana, że ją ubóstwia, i przebaczy mu każdą podłość.

      – Na szczęście nie jestem pani mężem, więc niech pani nie oczekuje ode mnie komplementów.

      – Z czego się pan cieszy? Nawiasem mówiąc, bycie moim mężem wcale nie jest złe. Zarabiam przecież przyzwoicie, wikłając się w afery podobne do tej. Nie narzekam na brak klientów. A właśnie, może zechce mnie pan wynająć.

      – Po co mi pani? Zdaje się, że już pani zapłacono za mój bezpieczny przejazd. Chce pani upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu?

      – Ależ skąd. Mogę na przykład się dowiedzieć, kto się na pana uwziął. Mój obecny zleceniodawca chyba dobrze to wie. A pan?

      – Obejdę się bez pani usług.

      – Jak pan chce. Pytam po raz ostatni: idzie pan ze mną do miasta?

      – Wolałbym inne rozwiązanie.

      – No to niech je pan zaproponuje.

      – Możemy coś kupić i zjeść tutaj, w pokoju.

      – Nie ma sprawy.

      Oczywiście, że nie ma sprawy, pomyślała Nastia. W końcu się rozgadałeś. Nawet gdybyś mi zaproponował, żebyśmy poszli kupić gazety i wytapetowali nimi pokój, też bym się zgodziła. Najważniejsze to zmusić cię, żebyś włączył się w proces analizy i zaczął wyrażać własne zdanie – krótko mówiąc, rozwiązać ci język. Zasugerowałeś kompromisowe rozwiązanie – okazuję gotowość pójścia na ustępstwo. Musimy się zaprzyjaźnić, Pawle Dmitrijewiczu, inaczej poniesiemy fiasko. Musisz się zniżyć do mojego poziomu, ja zaś, mimo że głupia i ograniczona, jestem uparta i kuta na cztery nogi. Dopiero gdy poczujesz nade mną przewagę, to się otworzysz. Jeżeli będziesz widział we mnie silnego przeciwnika, nic nie zdziałamy. Swoją ambicją mógłbyś obdzielić z dziesięć osób, a dumą z tuzin. Ale nie masz w sobie żyłki hazardzisty, w przeciwnym razie silny przeciwnik rozpaliłby ci krew w żyłach, on zaś cię drażni. A może budzi w tobie strach? Może brakuje ci pewności siebie? Ciekawe. Bez względu na to, jaka jest prawda, powoli zaczynam cię rozumieć. A to już nieźle.

***

      Grigorij Walentinowicz Czincow nade wszystko w świecie lubił knuć

Скачать книгу