Sprawiedliwy oprawca. Aleksandra Marinina
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Sprawiedliwy oprawca - Aleksandra Marinina страница 17
Jedną ze zdobyczy reformy ekonomicznej stało się zacieranie różnic między stolicą a prowincją w kwestii zaopatrzenia mieszkańców w towary i usługi. W sklepach Uralska było dużo artykułów spożywczych, których asortyment pozwolił Nasti przygotować przyzwoity obiad w hotelowych warunkach. Włoskie sałatki w plastikowych pudełkach, zupy w kubeczkach, które należało tylko zalać gorącą wodą i zostawić na trzy minuty, rozmaite jogurty i słodkie desery, a nawet francuskie sery pokrojone w cienkie plastry. Pieniędzy otrzymanych od generała Minajewa było sporo, więc Nastia bez wahania wkładała wybrane artykuły do plastikowego koszyka.
– Ma pani wielkopańskie nawyki – zauważył Paweł, z dezaprobatą patrząc na kolejną jaskrawą paczuszkę orzechów, która trafiła z półki do koszyka.
– Nic podobnego – zaoponowała. – Po prostu jestem z natury leniwa, stąd moja zapobiegliwość. Kto wie, jak długo będziemy tkwić w tym mieście, póki nie polecimy do Jekaterynburga. Nie będziemy przecież biegali do sklepu za każdym razem, gdy zgłodniejemy. Jaki ser pan woli, śmietankowy, z krewetkami czy z szynką?
– Wszystko jedno.
– Ale one mają przecież zupełnie inny smak. Naprawdę nie ma to dla pana znaczenia?
– Żadnego. W ogóle nie lubię sera, więc niech pani wybiera według własnego uznania.
– Dobrze. A co pan lubi? Niech się pan nie krępuje, mój klient nie zbiednieje przez pana.
– Nic. Wszystko mi jedno.
– Do licha, zakupy z panem to żadna przyjemność – burknęła Nastia. – Kto widział takiego nudziarza? Trzeba korzystać z przyjemności życia, pan zaś pozbawia się drobnej ziemskiej radości w postaci smacznego jedzenia. Zawsze ma pan taki wisielczy humor?
– Proszę wyświadczyć mi grzeczność i zostawić mój humor w spokoju.
– Dobrze. W takim razie niech się pan rozejrzy, co porabiają nasi przyjaciele. Przynajmniej będzie z pana jakiś pożytek.
Już stali w kolejce do kasy, gdy Nastia zauważyła Jurę Korotkowa przy wejściu. Futrzaną czapkę dostrzegła, gdy opuszczali hotel, a pary z wołgi w ogóle nie widziała. Ciekawe, gdzie oni zniknęli?
– Wszyscy są na miejscu – oznajmił Saulak. – Biorą z pani zły przykład i też robią zakupy.
– A wielbiciel?
– Już się obkupił i czeka na ulicy.
– Może zaprosimy go na obiad? Byłaby jakaś rozrywka.
– Niech pani przestanie mnie dręczyć swoim pędem do zabawy. Jest pani w pracy, no to niech pani pracuje. Ja tutaj nie widzę nic zabawnego.
– To znaczy, że jeszcze pan nie wie, czym jest prawdziwy strach.
– Co ma pani na myśli? – Saulak się zachmurzył.
W tej samej chwili stojąca przed nimi kobieta zabrała resztę i się odsunęła. Teraz była ich kolej, więc Nastia postanowiła nie odpowiadać. Jeżeli Paweł naprawdę jest ciekaw, co miała na myśli, z pewnością o to zapyta. Zignoruje swoje idiotyczne zasady i odezwie się pierwszy. A wtedy będzie go można przycisnąć.
Zawartość zielonego plastikowego koszyka pochłonęła sporą sumę i Nastia, uśmiechając się, pomyślała, że z jej pensją nie może sobie pozwolić na tak drogie rzeczy, których w zasadzie wystarczy tylko na obiad i kolację. Tyle, ile zapłaciła teraz, wydawali z Loszą w tydzień.
W drodze powrotnej do hotelu przechodzili koło kiosku z gazetami. Paweł zwolnił nieco kroku, a Nastia domyśliła się, że chce kupić gazety, ale nie potrafi poprosić jej o pieniądze. Był bez grosza. Nastia miała tylko chwilę na podjęcie decyzji. Okazać szlachetność i nie zmuszać go, żeby się poniżał? Czy udać, że nie zauważyła, żeby poczuł się od niej zależny? Jak postąpić, żeby nie oddać za jednym zamachem z trudem zdobytych pozycji?
– Czyżby poczuł pan pociąg do słowa drukowanego? – zapytała z kpiną, przekładając torbę z jednej ręki do drugiej. – Kupię panu gazety tylko dla zasady. Może znajdzie pan w którejś rubrykę dotyczącą savoir-vivre’u i ze zdziwieniem przeczyta, że mężczyzna nie powinien pozwalać damie dźwigać toreb z zakupami. Nikt pana tego nie uczył?
Paweł w milczeniu wziął od niej torbę, usta zacisnął jeszcze mocniej, aż utworzyły wąską kreskę. Nastia kupiła parę gazet, zarówno ogólnokrajowych, jak i lokalnych, a także cienką broszurę z krzyżówkami.
– Jeżeli będzie pan wciąż pozował na obrażonego królewicza, porozwiązuję sobie krzyżówki. Kim pan jest z wykształcenia? – zapytała, upychając gazety do torby.
– Technikiem – rzucił krótko.
– Wspaniale. Będzie mi pan pomagał odgadywać słowa, których nie znam.
– A jakie pani ma wykształcenie?
– Uniwersyteckie, matematyczno-fizyczne.
– Coś podobnego! Otworzyli tam wydział dla aktorów?
– Raczej nie. Skąd to pytanie?
– Przecież mówiła pani, że jest aktorką.
– Coś podobnego! – zawołała Nastia, przedrzeźniając Pawła i łobuzersko się uśmiechając. – A mnie się zdaje, że nic takiego nie mówiłam. Chyba się panu zdawało.
Jego twarz natychmiast zastygła, oczy na chwilę się zamknęły, jak gdyby próbował odzyskać poczucie rzeczywistości i się opanować. Rozgniewał się, pomyślała Nastia. To dobrze. Niech mnie uważa za głupią, najważniejsze, żeby nie rozumiał. Jeśli będzie sądził, że jestem głupia, na pewno zechce się dowiedzieć, co mi siedzi w głowie. Dlaczego wczoraj mówiłam jedno, a dzisiaj co innego? Czy tylko kłamię i nie zapamiętuję swoich bajeczek, łamiąc starą zasadę, że oszust musi mieć dobrą pamięć? A może plotę, co mi ślina na język przyniesie? Paweł musi się mną zainteresować. To sprawa zwyczajnej ludzkiej ciekawości, której nie powstrzymuje strach przed ewentualnymi kłopotami. Strach przed niepowodzeniem może sprawić, że przestanie być ciekaw. Nie ma duszy hazardzisty. Jeśli nie będzie czuł strachu, jeśli nie dostrzeże we mnie złożonej osobowości, na pewno zapragnie rozebrać mechanizm, żeby zobaczyć, jak działa. Wtedy cię przyłapię i „nigdzie przede mną nie czmychniesz, mój kochany”, jak mówiono w pewnym znanym serialu telewizyjnym. Chyba w Wiecznym zewie.
W pokoju Nastia od razu włączyła grzałkę, żeby zrobić sobie kawę, i zajęła się szykowaniem obiadu. Tym razem Saulak nie powiedział, że nie jest głodny, i nie odmówił poczęstunku, ale Nastia widziała, że jedzenie rośnie mu w ustach. Czyżby nie miał wcale apetytu? To dziwne. Może coś go boli, żołądek albo wątroba?
– Nie