Sprawiedliwy oprawca. Aleksandra Marinina
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Sprawiedliwy oprawca - Aleksandra Marinina страница 18
Po obiedzie położyła się, wsuwając poduszkę pod plecy, i zabrała do rozwiązywania krzyżówek. W pokoju zaległa cisza, przerywana tylko szelestem gazetowych stron – Paweł studiował prasę.
– Jeśli interesują pana wiadomości polityczne, może pan włączyć telewizor – powiedziała Nastia, nie odrywając oczu od krzyżówki. – To mi nie przeszkadza.
– Bardzo pani uprzejma – odparł Saulak spokojnie, ale w jego głosie znowu zabrzmiała ledwo zauważalna ironia. Świetnie, to znaczy, że budzi się ze swojej śpiączki, zaczyna okazywać emocje.
Włączył telewizor piętnaście minut później, gdy na kanale ORT zaczął się program informacyjny. Nie powiedziano w nim nic ciekawego, była niedziela – dzień niezbyt bogaty w sensacje i polityczne skandale. Paweł poklikał pilotem i znalazł lokalny kanał z jakimś programem publicystycznym. Dziennikarz próbował ożywić dyskusję prowadzoną przez dwóch zaproszonych urzędników, z których jeden reprezentował merostwo, a drugi Dumę Miejską. Ale dyskusja szła opornie, obaj mówili o tym samym i przyznawali sobie rację. Chodziło o to, w jakiej mierze władze miejskie powinny ponosić odpowiedzialność za działania organów administracji oraz ich szefów. Gospodarz programu dwoił się i troił, przejęty zapewne laurami znanego dziennikarza telewizyjnego, którego goście – dwaj ważni politycy omal się nie pobili na wizji. Straciwszy nadzieję na to, że uda mu się rozkręcić debatę, wyciągnął asa z rękawa, widocznie uznając, że zmuszeni do obrony rozmówcy okażą się agresywniejsi.
– Jak państwu wiadomo – zaczął, zwracając się do widzów – w naszym mieście już od dwóch lat działa stowarzyszenie rodziców, których dzieci padły ofiarami zboczeńca. Do tej pory przestępcy nie ujęto i nie ukarano za jego zbrodnie. Członkami stowarzyszenia są ojcowie i matki nie tylko z naszego miasta, ale też z niektórych sąsiednich miejscowości, gdzie działał przestępca. Rodzice mają wyrobione zdanie na temat odpowiedzialności władz miejskich za stan walki z przestępczością. Zobaczmy nagranie.
Na ekranie pojawiła się jakaś sala konferencyjna, kamera pokazała z bliska siedzących i zaczęła przesuwać się po twarzach uczestników zebrania. Wszystkie były młode, najwyżej czterdziestoletnie, naznaczone piętnem tragizmu.
– Dzisiaj ci ludzie zebrali się razem nie po to, żeby potępić bezczynność organów ścigania – mówił głos za kadrem. – Nie liczą już na milicję i prokuraturę, pragną zrobić, co tylko możliwe, żeby tragedia, która ich spotkała, nigdy więcej się nie powtórzyła. Chcą zapobiec nowym ofiarom i ocalić życie naszych małych obywateli. Dzisiaj omawiają kwestię zdobycia funduszy na przygotowanie i wydanie broszury „Jak pomóc dziecku, żeby nie padło ofiarą przestępstwa”. Grupa założycielska podpisała umowę ze znanym specjalistą do spraw przeciwdziałania przestępstwom przeciwko dzieciom, który gotów jest podzielić się swoją wiedzą i udzielić praktycznych porad oraz wskazówek zarówno rodzicom, jak i dzieciom.
Teraz na ekranie ukazała się twarz kobiety z oczami pełnymi gniewu.
– Chcemy zrobić, co tylko w naszej mocy, żeby podobne przypadki już się nie powtórzyły. Nie daj Boże, żeby ktoś musiał przeżyć to, co przeżyliśmy ponad trzy lata temu. Nasze stowarzyszenie istnieje zaledwie od dwóch lat, bo najpierw liczyliśmy, że milicja coś zrobi i złapie w końcu tego zwyrodnialca. Dopiero rok później do nas dotarło, że się nie doczekamy, że zbrodniarz wciąż pozostaje na wolności, więc postanowiliśmy się zrzeszyć, by ocalić inne dzieci, bo naszym już nic nie pomoże…
Przerwała, oczy zaszły jej łzami, kamera powoli się oddaliła, po czym pokazała grupę, która z ożywieniem omawiała coś przy samym podium. Nagranie się skończyło, na ekranie znowu pojawił się gospodarz programu i zaproszeni urzędnicy. Nastia oderwała się od krzyżówki. Wiedziała o tych przestępstwach. Ponad trzy lata temu w okolicy zabito jedenastu chłopców w wieku od siedmiu do dziewięciu lat. Ciała nie nosiły jakichkolwiek oznak przemocy seksualnej, ale na piersi każdego z chłopców wycięto prawosławny krzyż. Zabójcy rzeczywiście nie znaleziono, sprawę nadzorowało ministerstwo, ale to nie pomogło ująć okrutnego szaleńca.
Nagle ekran zgasł, Paweł wyłączył telewizor i znowu usiadł w fotelu, szeleszcząc gazetą.
– Nie chce pan posłuchać o zabójcy? – zapytała Nastia z irytacją.
– Już o nim słyszałem. Teraz wszyscy zaczną dyskutować na temat odpowiedzialności i spychać ją jeden na drugiego. To mnie nie interesuje. Ale jeśli chce pani posłuchać, mogę włączyć.
– Nie trzeba – odparła oschle.
W gruncie rzeczy miała wielką ochotę posłuchać, ale nie mogła tego pokazać. Wszystkich interesuje zabójca, to zrozumiałe i nie wzbudza podejrzeń. Tyle że dyskusja na temat władzy, kierowania walką z przestępczością i odpowiedzialności za organizację pracy może interesować major milicji Anastazję Kamieńską, a nie ograniczoną, ale odnoszącą sukcesy arogantkę. Dlatego zrobiła obojętną minę i znowu zabrała się do wpisywania liter w kratki krzyżówki. Po pewnym czasie uświadomiła sobie, że nie słyszy szelestu stron. Odwróciła się w stronę fotela. Paweł siedział nieruchomo z zamkniętymi oczami. Twarz miał szarą jak popiół, na czole krople potu. Wyglądał staro i sprawiał wrażenie ciężko chorego.
– Co panu jest? – Nastia się przestraszyła. – Źle się pan czuje?
– Wszystko w porządku – wycedził Saulak, prawie nie poruszając wargami.
– Na pewno? Nie jest pan chory?
– Przecież powiedziałem, że nic mi nie jest. Zdaje się, że chciała się pani rozerwać? No to się przejdźmy po mieście.
Nastia z nieukrywanym zdumieniem zerknęła na Pawła i wstała.
– Dobrze. Chce mi pan zrobić przyjemność? Doceniam pańskie staranie.
– Chcę się po prostu przejść – odparł, podnosząc się z fotela.
Rozdział 4
Korotkow dostał miejsce w czteroosobowym pokoju, razem z trzema facetami z Workuty, którym też nie udało się dotrzeć do Jekaterynburga, więc teraz osuszali butelkę za butelką. Ten fakt ucieszył Jurę. Spędziwszy pół godziny w pokoju przesiąkniętym wonią przetrawionego alkoholu, cebuli, czosnku i dymu z papierosów, ze skruszonym uśmiechem stanął przed recepcjonistką dyżurującą na piętrze.
– Nie będzie pani miała nic przeciwko, jeśli posiedzę tutaj i pooglądam telewizję? – zapytał.
Kobieta kiwnęła głową ze współczuciem.
– Pan z trzysta drugiego?
– Tak. Chyba się pani domyśla…
– Ma się rozumieć. Tam nawet karaluchy zdychają. Co poradzić, loty do Jekaterynburga zostały wstrzymane już trzeci dzień z rzędu, więc mężczyźni się zabawiają. Już im wspominaliśmy, że pociągiem dotarliby szybciej i bez problemu, ale na wszystko mają tę samą odpowiedź: kupili