Sedno życia. Katarzyna Kielecka
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Sedno życia - Katarzyna Kielecka страница 14
– Gadaj! – zakomenderowała, gdy tylko zdołała klapnąć na krześle obok.
– Jestem czysta – odpowiedziałam, intensywnie badając wzrokiem jej twarz.
Podniosła oczy.
– Ja też – oznajmiła cicho, jakby nagle opadła z sił. Zaczęła beczeć.
Szlochałyśmy i smarkałyśmy w duecie, póki nie zeszło z nas całe napięcie, zanim nie spłynęła na nas jasna i prosta konkluzja: jest wiosna, świat wypiękniał, a my wyzdrowiałyśmy. Życie przed nami!
– Będziemy dzisiaj pić – zdecydowała nagle, kiedy już jako tako wróciłyśmy do równowagi.
– Jak to pić? – zdziwiłam się, bo żadna z nas nie tykała alkoholu.
– Normalnie. Trzeba to opić. Nie dyskutuj ze mną. Spijemy się jak bąki.
Wieczorem, po odwaleniu wszystkich obowiązków, usiadłyśmy u niej w domu nad wielkim kawałem sernika oraz butlą wina i przystąpiłyśmy do świętowania. Grześ po uszczknięciu swojej porcji ciasta oddalił się w celu zbudowania dla Pana Psa budy z klocków. Pożyczył mój telefon, bo znalazł na YouTubie jakiś filmik instruktażowy i koniecznie musiał z niego korzystać w swoim pokoju, gdzie nie było komputera. Komórki chwilowo nie potrzebowałam. Wolałam pojemny kieliszek.
Z każdą godziną robiło się coraz weselej. Otrzymane w szpitalu teczki leżały na honorowym miejscu na środku stołu. Trunek topniał w butelce, a nam szumiało w głowach. Popadłyśmy w nastrój zdecydowanie frywolny i ruszyłyśmy w tany przy hitach lat dziewięćdziesiątych. Grześ co jakiś czas zaglądał do nas z niepokojem, a ponieważ za każdym razem rzucałyśmy się na niego, żeby go wyściskać i wycałować z pijackim wrzaskiem „Nasz mały mężczyznaaa!”, uciekał najszybciej, jak tylko mógł, i bunkrował się w swoim pokoju.
Było głośno, wesoło i bardzo imprezowo. W hałasie, którego narobiłyśmy, całkowicie umknęły nam dźwięki cichej rozmowy, którą odbył Grześ. Tymczasem gdy w butelce widniało już dno, do drzwi wejściowych ktoś załomotał.
Zamarłyśmy na ułamek sekundy, po czym wybuchnęłyśmy śmiechem.
– Zobacz, Agata, jakiś dobry duch pewnie przyniósł nam nową flaszkę – wymamrotałam, gdy tarabaniła się niezgrabnie do przedpokoju, żeby wpuścić potencjalnego darczyńcę.
Otworzyła i zbaraniała. W drzwiach stał mocno wkurzony Wojtek.
– A… Agata? – zająknął się, jakby to on był na rauszu, jednak szybko się opanował. – Co wy wyprawiacie? – palnął i wtargnął do środka, nie pytając o zgodę.
Ona zaś oparła się ciężko o ścianę i z udawaną złością zaczęła go obsobaczać:
– Nie widzieliśmy się od lat i nagle przyłazisz tu bez butelki wina w garści? Wstyd, panie krawaciarzu!
– Jesteście pijane? – spytał głupio, jakby nie było tego widać.
– A jak? Zabronisz nam? Jesteśmy dorosłe! Obie! – krzyczałam z głębi mieszkania, nie mając zamiaru powiększać tłoku w ciasnym przedpokoju.
– Gdzie wycyganiłeś mój adres? – dołożyła Agata.
– Dostałem od jakiegoś dziecka – tłumaczył skonsternowany. Zaczął na zmianę przyglądać się jej i lustrować pokój. – Rozmawiałem z nim przez twój telefon – dodał, wskazując mnie oskarżycielsko palcem.
Grześ, który najwyraźniej podsłuchiwał pod swoimi drzwiami, nagle zmaterializował się tuż przy intruzie i zasugerował niewinnym głosem:
– Czy może pan im coś powiedzieć? Chyba zwariowały przez te teczki. – Machnął małą, zdradziecką ręką w kierunku dokumentów.
Zamurowało nas. Tymczasem Wojtek bez słowa podszedł do stołu, capnął dokumenty i zaczął je studiować. Niby wiedziałam, że to nie jego sprawa – mogłam mu to nawet w każdej chwili wygarnąć – a jednak czułam się dziwnie winna. Dokładnie tak, jak wtedy, kiedy w szóstej klasie wychowawca przyłapał nas na paleniu fajek przy szkolnym boisku. Stałyśmy skruszone, w milczeniu, lekko się chwiejąc. Mały donosiciel także czekał bezdźwięcznie na to, aż gość zakończy lekturę.
Po paru minutach Wojtek ogarnął wiedzę medyczną i zdołał ją zrozumieć. Odłożył dokumenty na stół, popatrzył w przestrzeń i dokonał trafnego oraz wyczerpującego podsumowania:
– Kurwa mać!!!
– Nie przy dziecku! – wrzasnęłyśmy jednocześnie.
– Spoko – wymsknęło się zachwyconemu Grzesiowi. – Sebek mówi gorsze rzeczy.
Przelotnie pomyślałam, że może trzeba zainteresować się, kim jest ów Sebek. Tymczasem Wojtek sprawdził, że butelka jest opróżniona, wybadał barek, wyraźnie ciesząc się, że zieje pustką, i zrobił nam po kubku kawy. Następnie, już całkowicie opanowany, podszedł pod drzwi i rzucił obojętnym tonem:
– Jeśli jeszcze kiedyś ukryjesz przede mną coś takiego, to zwyczajnie cię spiorę.
– Phi… – zaczęłam.
Przerwał mi zdecydowanie, mówiąc tym razem do Agaty:
– I ciebie przy okazji też. – Trzasnął drzwiami i zniknął.
Zapadła cisza. Obie nieco zażenowane sytuacją trwałyśmy przez jakiś czas w przymulonym bezruchu. Miałam wrażenie większego obsobaczenia, niż gdyby na mnie nawrzeszczał. Moja przyjaciółka chyba też.
– On jednak ma klasę. Pomijam prezencję. Dlaczego ja go w szkole nie poderwałam? – przerwała milczenie.
– Bo miał pryszcze – podpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– No miał. Za to teraz… Trochę szkoda, mimo wszystko.
Przypomniałyśmy sobie o Grzesiu. Mały zdrajca zerknął na nas groźnie i oświadczył:
– No właśnie. Spokój ma być! Bo ja też was spiorę! – Odwrócił się w miejscu i zniknął za drzwiami swojego pokoju.
Rozdział 8
Jakiś czas później już po Wielkanocy niespodziewanie wpadł do mnie Wojtek. Od pamiętnego pijackiego wybryku widzieliśmy się po raz pierwszy bez asysty reszty rodziny.
– Pamiętaj, że wtedy mówiłem poważnie – podkreślił jeszcze w progu.
– Dobra, dobra – zakpiłam. – Kawy chcesz?
– Zrób i siadaj, bo mamy do pogadania.
Cholera.