Królowa Saby. Ewa Kassala
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Królowa Saby - Ewa Kassala страница 16
Tamrin, podobnie jak chwilę wcześniej Salomon, spojrzał w niebo. Widział chmury, które leniwie przesuwały się po niebie. Wciągnął w płuca powietrze, wsłuchał się w szum wiatru. Kopnął lekko, czubkiem sandała, mały kamyk leżący na drodze. Proste słowa Salomona dotarły do jego serca i je poruszyły. Huczały mu w głowie.
– Królu, przekażę twoje słowa Nikalowi – powiedział cicho. – Dziękuję za nie.
– Zanim wyjedziesz, przyjrzyj się tu wszystkiemu. Chciałbym, abyś swojemu królowi jak najwierniej przekazał, co tu zobaczyłeś i z czym się spotkałeś. Opowiedz mu o potędze Jahwe. Wiedz też, że cała moja mądrość i wszystko, co nas otacza, pochodzi właśnie od niego. Alleluja, Tamrinie!
Królestwo Saby, Mariba. W tym samym czasie
Stałam przy wykuszu okiennym w komnacie Makedy, gdy ujrzałam przemykającego pod murem człowieka. Chciał być niezauważalny. Jego szaty były w kolorze ziemi, głowę okrywał kaptur, poruszał się płynnie, jakby chciał się wtopić w tło. Na nikogo nie patrzył. Znałam zachowania skrytobójców. Nie miałam wątpliwości: był jednym z nich. Nagle, jakby ściągnięty moim wzrokiem, lekko uniósł głowę. To był błąd. Zobaczyłam jego twarz. Oblicze mężczyzny z wielką blizną. Zesztywniałam z przerażenia. To była straszna twarz ze snu Makedy.
Cztery lata wcześniej, gdy nagle zmarł starszy syn króla, Makeda miała wizję. Najpierw długo nie mogła zasnąć, poruszona tak jak wszyscy w pałacu śmiercią księcia, a kiedy wreszcie zamknęła oczy, bardzo szybko obudziła się z głośnym krzykiem.
– Widziałam go – powiedziała przerażona. – Siraha zabił człowiek ze straszną twarzą.
Przytuliłam ją, próbowałam uspokoić i ukołysać. Jednak nie pozwoliła mi na to.
– Uważaj na niego, on tu jeszcze wróci – powiedziała trochę już spokojniej, ale wciąż roztrzęsiona i mokra od potu. – Uważaj na człowieka z blizną. Za nim idzie śmierć.
– Widzisz coś jeszcze? – dociekałam.
– Kiedyś trafi w twoje ręce – zapewniła i wycieńczona, osunęła się w moje ramiona i ponownie zasnęła.
Doskonale pamiętałam tamten dzień. Służący znalazł martwego księcia, gdy przyszedł obudzić go o świcie. Był zimny. Wyglądał, jakby spokojnie zasnął na wieczność. Kapłani Illumkuha zbadali jego ciało i uznali, że został otruty. Śledztwo nie wykazało, żeby w tę sprawę był zamieszany ktokolwiek z pałacu. Sprawca pozostał nieznany.
A teraz widziałam człowieka, którego Makeda ujrzała w koszmarze. Byłam pewna, że to on był winny śmierci Siraha.
Krew uderzyła mi do głowy i rzuciłam się w pościg. Jednak niemal natychmiast się zatrzymałam. Bogini Księżyca uświadomiła mi, że powinnam najpierw pobiec do komnaty księcia Tomaja, jedynego męskiego dziedzica tronu. Że może, jeśli jeszcze żyje, zdążę go ocalić.
– Biegnij ze strażą do miasta. Szukajcie człowieka z blizną. Nie uciekł daleko – krzyknęłam do Aszafiego, dowódcy ochrony. – Dopadnij go, to skrytobójca! Zarządź alarm!
Aszenafi wiedział, co ma robić. Był sprawny. Biegnąc, słyszałam, jak wydawał odpowiednie rozkazy.
– Książę! – zawołałam, wpadając bez zapowiedzi do komnaty Tomaja.
Nie było go w środku. Zmartwiałam z przerażenia.
– Gdzie jest książę Tomaj? – zawołałam najgłośniej jak potrafiłam, bo chciałam, żeby usłyszało mnie jak najwięcej osób.
Służący patrzyli na mnie przestraszeni.
– Jest z królem w świątyni – wyjąkał jeden z nich.
– Niczego nie dotykać w komnacie – rozkazałam i rzuciłam się do dalszego biegu. – I niech nikt do niej nie wchodzi – głośno dodałam już na schodach.
Dotarłam do świątyni najszybciej jak mogłam. Na szczęście dla mnie, kiedyś, dawno temu, wzniesiono ją w niewielkiej odległości od pałacu. Pokonałam po trzy strome stopnie naraz i wbiegłam do środka.
Król i książę palili kadzidła przed posągiem Illumkuha.
Odetchnęłam. Obaj byli bezpieczni.
Nie zważając na świętość miejsca, szybko do nich podeszłam.
– Widziałam człowieka z blizną – powiedziałam, łapiąc oddech.
– Makeda jest bezpieczna? – Król spokojnie, jak gdyby nie usłyszawszy moich słów, pokłonił się Illumkuhowi.
– Tak, królu. Obawiam się, że człowiekowi z blizną chodzi o księcia Tomaja. Na szczęście widzę, że jest z tobą.
Tomaj wyprostował się. Był podobny do ojca, jednak mimo że miał dopiero szesnaście lat, już był od niego wyższy i bardziej postawny.
– Co się dzieje? Kim jest człowiek z blizną? – Chciał wiedzieć.
– Wszystko ci wyjaśnię – obiecał mu Nikal. – Tymczasem idźmy do pałacu. Powinniśmy teraz być wszyscy razem. Makeda pewnie bardzo się niepokoi.
Jednak ona była spokojna. Siedziała w komnacie i pędzelkiem z trzciny rysowała coś na kawałku papirusu.
– To on, jego macie szukać – powiedziała, demonstrując swoje dzieło. Z papirusu patrzyła na nas straszna twarz z małymi oczami i potężną szramą na prawym policzku, ciągnącą się od skroni aż do podbródka. – I przeszukajcie komnatę Tomaja – dodała. – W skrzyni coś syczy.
Komnata księcia, tak jak rozkazałam, została zamknięta zanim wybiegłam z pałacu. Z rozkazu Aszenafiego przed jej drzwiami stali strażnicy.
– Czekaliśmy na ciebie, hemet – zakomunikował Aszenafi. – Poszukiwanie skrytobójcy trwa, ale jakby zapadł się pod ziemię. Nikt go nie widział, nigdzie go nie ma. Gdyby nie twoje oczy, nie wiedzielibyśmy nawet, że tu był – powiedział, jakby odrobinę wątpił w to, że ktoś mógł wejść do pałacu, a umknęło to uwagi jego strażników.
– Wejdźmy do środka – zaproponowałam.
Strażnicy rozpoczęli przeszukiwania. Kazałam sprawdzić wszystko drobiazgowo. Każde miejsce łokieć po łokciu, każdy zakamarek, materię, ubranie, broń, kufer i naczynie i uważać na węże, przecież Makeda uprzedziła, że w komnacie jej brata coś syczy. W pewnym momencie jeden ze strażników podniósł pokrywę kamiennej szkatuły. Na co dzień znajdowały się tam ulubione amulety i spinki, które książę Tomaj każdego wieczoru odkładał właśnie w to miejsce. Leżały tam też ochronne bransolety Illumkuha,