Książę Cieni. Aleksandra Polak
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Książę Cieni - Aleksandra Polak страница 4
Gdy wyszłyśmy z lasku, naszym oczom ukazał się stromy klif, pokryty kępkami zieleni. Na horyzoncie morze spokojnie tasowało fale, a biała piana pieściła linię plaży. Popołudniowe słońce ogrzewało spacerowiczów. Moją uwagę przykuł ozdobiony kwiatami lotosu strumyk. Piękne rośliny miały ponadstandardowe wymiary. Wśród drzew rozbrzmiewała cyrkowa muzyka. Przy drewnianych schodkach, które służyły za pomost i miejsce startowe magicznego spływu, powiewał baner z nazwą cyrku. Nie przytrzymywała go ani jedna linka. W mimie w kraciastym garniturze, który pomagał wchodzić do gondoli, rozpoznałam Igora.
– Rozstawiliśmy tu dwudniowe miasteczko – wyjaśniła Amelia. – Na końcu spływu czeka karuzela i wata cukrowa, ale najpierw prawdziwe emocje!
Igor wyciągnął dłoń w moim kierunku i mrugnął.
– Mam jechać? Sama?
– To twoja niespodzianka! Zupełnie za darmo! – Ariana klasnęła w dłonie.
– Gustaw się tu kręci i nic nie robi. Miał puszczać bańki mydlane, ale to zadanie chyba go przerosło – wtrąciła ironicznie Amelia, szukając przyjaciela wzrokiem. – O! Tam jest! Gustaw! Chodź tu!
– Nie jestem w nastroju do baniek… Wszystkie to wyczuwają i zaraz pękają – mruknął, człapiąc powoli. Ubrany w pasiasty strój, kręcił na palcu złotą kulą, której ścianki się skrzyły. Kula pulsowała, nieznacznie zmieniając swoją wielkość. Przypominała jedną z tych zabawek, które sprzedają uliczni handlarze.
– W takim razie pojedziesz na dół i będziesz zachęcał do kupna słodyczy – zarządziła Amelia, a Gustaw bez słowa pokiwał głową, wyminął ją i skierował się w stronę zbocza. – Z Alicją! Popłyniecie gondolą.
– Ach, dobrze, dobrze. – Jeszcze nigdy nie widziałam Gustawa w tak złym humorze. Ciągle obracając przedziwną kulą, skinieniem głowy dał mi znać, żebym ruszyła za nim.
Igor szarmancko wyciągnął dłoń, gdy wchodziłam po schodkach, i choć nasze palce tylko delikatnie się zetknęły, moje ciało samo pofrunęło ku ławeczce na drewnianej gondoli. Łódka zapierała dech w piersiach. Rzeźbiona cyrkowa tancerka na jej dziobie wyciągała przed siebie ramiona. Trzymała małą latarenkę, która pomimo słonecznego dnia roztaczała dookoła wyrazistą łunę. Gondola pomalowana była w białe i czerwone romby, a pozłacane smoki ozdabiały boki łódki. Gustaw usiadł obok mnie. Poprawił włosy, które targane wiatrem opadły na jego tatuaż. Igor machnął dłonią i gondola ruszyła, poddając się łagodnemu nurtowi strumyka.
– Wszystko w porządku? – zapytałam Gustawa, gdy rozpoczęliśmy podróż.
– Chyba mam wiosenną depresję – odparł. Nie dowierzałam, że ten radosny chłopak, którego uśmiech był wiernym towarzyszem, pozwolił się dopaść wiosennemu przesileniu.
– Gondole są fantastyczne – próbowałam rozkręcić rozmowę. – Co nas czeka dalej?
– Chaos – mruknął Gustaw, a gdy zobaczył moją zaskoczoną minę, wzrok mu zbystrzał. – Ach, pytałaś o gondole. Zaczarowany las i zwierciadło czasu.
– A myślałeś, że o co pytam? O naszą przyszłość?
– Tak – przyznał. – Od czasu, kiedy Iwo wyjawił prawdę o hipnozie, a Okulus o swojej uroczej rodzince, rzeczywistość mnie przerasta. Powiedz, jak mamy znaleźć dziwaczne składniki do mikstury, która może wcale nie zadziałać? Jeśli Eryn wygra, Tristan w ułamku sekundy pozbawi nas życia, a Circus Lumos stanie się najbardziej magiczną trupą z najbardziej tragicznym końcem.
Wzdrygnęłam się na wspomnienie Tristana.
– Rozumiem, że masz wątpliwości, ale…
– W dodatku musimy uratować Juliana, a ja się boję. Nie mam wspaniałej mocy, tak jak siostry czy Hadrian. Nie jestem tak silny jak Igor. Jestem tylko karzełkiem, który potrafi żartować.
– Teraz to chyba naprawdę stroisz sobie żarty – oburzyłam się. – To normalne, że się boisz. Ja też boję się wielu spraw: magicznych, niemagicznych, walki, a nawet matury. – Albo Tristana, dopowiedziałam w myślach. – Zawsze to powtarzam, ale powiem jeszcze raz, więc słuchaj uważnie: musimy walczyć razem, inaczej nawet nie mamy co chwytać za broń.
Gustaw spojrzał na mnie zaskoczony. Przez chwilę przestał obracać swoją kulą, a ona spadła na dno gondoli, nie przestając się kręcić. Schylił się i szybko ją złapał.
– Co to właściwie jest? – zapytałam.
– Kula, która nigdy nie przestaje wirować. I niezły schowek. Wystarczy, że ją otworzysz – przyłożył opuszek palca do jednego ze świetlistych punktów, a kula ukazała metaliczno-szare wnętrze – i wrzucisz dowolny przedmiot. O, na przykład patyk.
Gustaw podniósł z ławeczki gałązkę i zbliżył ją do kuli. Gałązka zniknęła w jej wnętrzu, wessana przez spiralę iskier.
– Jedyne, czego nie można tu ukryć, to człowiek – wyjaśnił już nieco weselej, a gondola pokonała długi zakręt i przyspieszyła wraz z bystrym nurtem strumyka.
Zagłębialiśmy się w las, a powietrze aż błyszczało magicznymi refleksami. Tancerka na dziobie łódki rozpoczęła swój taniec niczym baletnica w pozytywce, a wokół nas rozbrzmiały trele ptaków, których jednak nie było widać na wysokich drzewach. Ich konary poruszały się niespokojnie, aż w końcu opadały jeden po drugim, tworząc przed nami tunel. Na brzegach strumyka jeden po drugim rozkwitały lotosy, a na powierzchni wody pojawiały się dorodne różowe lilie. Musiałam się uszczypnąć, by uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Spojrzałam zachwycona na Gustawa, a on tylko uśmiechnął się przebiegle, dając mi tym znać, że najlepsze jeszcze przed nami.
Cyrkowa muzyka ustąpiła miejsca zaczarowanym odgłosom natury. Kolory lasu przełamywała tylko czerwono-biała krata na deskach gondoli. Wpłynęliśmy w tunel, a czubek mojej głowy ocierał się o szepczące liście. W uścisku strumyka i konarów panował półmrok, z każdym kolejnym metrem wypełniając coraz większą przestrzeń. Gdy trudno było mi już dostrzec, co znajduje się z przodu, liście zamieniły się w gwiazdy. Woda odbijała zwierciadło kosmosu, tworząc iluzję podróży przez niezmierzony wszechświat. Gwiazdy poruszały się wokół nas jak spirala nieskończoności, a Gustaw łapał je i zamykał w swojej kuli. Ja też wyciągnęłam dłoń, a gdy moja skóra dotknęła nieba, poczułam przyjemne łaskotanie. Gondola znów przyspieszyła; strumyk gwałtownie obniżył swój bieg, wpadając do rozległego jeziora. Gwiazdy zniknęły. Widziałam tylko srebrne refleksy światła na tafli wody – ogrom tego krajobrazu mnie przytłoczył. Odniosłam wrażenie, że znajdujemy się pośrodku mrocznego oceanu, zagubieni w malutkiej gondoli i czekający na ratunek, niczym rozbitkowie na bezludnej wyspie. Tancerka na dziobie odwróciła się w naszym kierunku, a jej umalowane czerwone usta powoli się rozchyliły. Chwilę później po tafli wody rozlał się jej głos, wysoki, słodki i czarujący:
Przejrzyj się w wodzie jak w lustrze,
Nie siedź tu jak na musztrze.
Zwierciadło