Książę Cieni. Aleksandra Polak
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Książę Cieni - Aleksandra Polak страница 7
– Wczoraj świetnie mi poszło – oburzyłam się. – Ostatnio źle sypiam.
– Dlaczego? – zapytał od razu, a ja utkwiłam w nim zaskoczony wzrok.
– Alicja! – Julia pojawiła się obok nas, nim zdążyłam pomyśleć, jak odpowiedzieć Maksowi. – Chodź, musimy powtórzyć zadania z geometrii, bo przysięgam, że wszystko mi się pomieszało!
Przyjaciółka wzięła mnie pod rękę i odeszłyśmy, zostawiając Maksa pośród tłumu wyelegantowanych maturzystów.
– Czego on chciał? – zapytała Julia podejrzliwie.
– Sama nie wiem. Pytał, czy dobrze się czuję.
– Rzeczywiście źle wyglądasz. O rany! Powiedziałaś Hadrianowi o…
– Nie.
– Spokojnie, weź głęboki oddech i przestań się zamartwiać. Powiesz mu w odpowiednim czasie. Teraz jest czas na maturę, no nie?
Przytaknęłam. Jak dobrze było mieć Julię u boku. Jej obecność działała na mnie kojąco. Świat momentalnie pojaśniał, ciemność była już tylko odległym wspomnieniem.
– Dziękuję, że jesteś – powiedziałam.
– No jasne! – rozpromieniła się Julia. Nie puściła mojego ramienia i pewnym krokiem weszłyśmy razem do sali gimnastycznej. Długie rzędy ławek rozciągały się od drabinek do okien. Skierowałyśmy się do swoich miejsc. Julia siedziała po prawej stronie sali, a ja po lewej. Usiadłam, zadowolona, że odzyskałam spokój i szybko rozwiążę wszystkie zadania. Uśmiechnęłam się, układając przybory w perfekcyjnej linii.
Gdy wszyscy uczniowie zajęli miejsca, przewodniczący komisji wstał i objaśnił zasady przeprowadzenia egzaminu. Starałam się słuchać uważnie, jednak przychodziło mi to z coraz większym trudem. Słowa rozmywały się i ginęły w dziwnych szmerach. Szum, podobny do radiowej pustki pomiędzy stacjami, narastał. Instrukcje słyszałam urywkowo, jednak nie przywiązywałam już do nich wagi. Wiedziałam, że nadciąga coś złowieszczego. Zacisnęłam dłonie na krześle. Po plecach spłynęła mi kropla potu.
– Czas pracy to sto siedemdziesiąt minut… Rozpoczynamy o godzinie dziewiątej.
Bałam się zamknąć oczy, bałam się mrugnąć.
– Nie kontaktujemy się… Czarny długopis… Przypominam jeszcze raz o arkuszu odpowiedzi…
Poczułam na sobie czyjś wzrok. Dostrzegłam mroczną sylwetkę po lewej stronie sali i powoli obróciłam głowę w tę stronę.
– Sprawdźcie, czy wasze arkusze egzaminacyjne zawierają dwadzieścia sześć stron…
Tristan.
– Nie! – wrzasnęłam instynktownie. Złość mną targnęła, omamiła myśli. Mój głos najpierw wystrzelił do góry niczym ptak, potem przeleciał przez całą salę i wrócił do mnie. Ogarnął mnie lęk, że przewodniczący komisji może unieważnić egzamin lub wyrzucić mnie z sali. Tristana widziałam tylko przez chwilę. Jego oczy bystro błyszczały. Wpatrywał się we mnie badawczo, jakby z wyczekiwaniem. Nie miałam zamiaru mu ulegać ani wchodzić z nim w dyskusję. Nie chciałam wymieniać spojrzeń. Zdenerwowałam się, poddałam złości, a ciemność sprawiła, że zatraciłam się w gniewie. Tristan zniknął, jakby przegoniony moim krzykiem. Byłam więcej niż pewna, że tylko ja go widziałam i że właśnie zafundowałam sobie niezłe kłopoty.
– Co takiego, młoda damo?
O rany. Jeśli jeszcze nie byłam pewna, że mam przechlapane, to „młoda dama” utwierdziła mnie w tym przekonaniu.
– Przepraszam! – jęknęłam. – Zachwiałam się na krześle. – Tylko to przyszło mi do głowy. Egzaminator najpierw zmierzył mnie rozjuszonym wzrokiem, a potem z impetem rzucił kartkę na biurko. Usiadł ostentacyjnie i oznajmił, że skoro wszystko już wiemy, to możemy rozpocząć maturę. Odetchnęłam z ulgą, przeklinając Tristana w myślach.
Z łatwością rozwiązywałam zadania. Wszystko pamiętałam z lekcji i powtórzeń. Gdy wyszłam z sali, nerwowo przełknęłam ślinę i rozejrzałam się dookoła. Tristan zniknął, jednak lęk mnie nie opuścił. Poszłam na parking.
– Kolejna matura z głowy! Gratulacje! – Hadrian wyszedł z mustanga i oparł się o maskę samochodu. Gdy podeszłam, pocałował mnie radośnie, a ja poczułam przyjemny żar, który jednak zniknął tak szybko, jak się pojawił, gdy przypomniałam sobie o czekającej nas rozmowie.
– Gotowa na powrót do magicznego świata? – zapytał żartobliwie. Widziałam, że pod maską radości wciąż skrywa rozgoryczenie. Hadrian bał się spotkania z przeszłością.
– Ja tak. A ty? Jesteś gotowy na powrót do dzieciństwa?
– Gotowy czy nie, po prostu muszę to zrobić. Mam tylko nadzieję, że szybko znajdziemy składnik – mówił, obracając w dłoniach kluczyki.
– Muszę ci coś powiedzieć, kiedy wrócimy do domu – oznajmiłam, wyznaczając sobie ostateczny termin rozmowy z Hadrianem. To musiało stać się dzisiaj.
– Jasne. Możesz mi powiedzieć wszystko. Co tylko chcesz! – Uśmiechnął się, a ja niepewnie odwzajemniłam uśmiech, zastanawiając się, czy zmieni zdanie, gdy usłyszy moją opowieść o Bursztynowym Kole.
Zaparkowaliśmy pod cmentarzem, gdzie stała już cyrkowa furgonetka. Chybotała się na parkingu, jakby poruszana podmuchami wiatru. Ruszyliśmy przed siebie, trzymając się za ręce. Ściskałam mocno jego ciepłą dłoń. Wśród świerków czekali na nas Gustaw, Amelia, Aurea i Iwo. Siedzieli na pokrytej igliwiem ziemi, w ciszy i napięciu. Rzucili nam przelotne spojrzenia.
– Reszta dogląda cyrkowych atrakcji – Iwo uprzedził moje pytanie. Wstał, wspierając się na zakończonej głową błazna lasce. Dzwoneczki na jego kapeluszu cicho brzęczały. Mag podwinął rękawy złotej bluzki w czerwone pasy i dał nam znak, żebyśmy od razu zabrali się do roboty. Amelia i Igor wymienili uśmiechy, Aurea poprawiła pas ze sztyletami, a Gustaw kręcił się w miejscu, nie mogąc się doczekać wejścia na Cmentarz Nad Przepaścią.
– Nie wiem czemu, ale bardzo lubię to miejsce – wyznał.
– Uwielbiasz też horrory i Halloween – zażartował Igor.
– Każdy ma jakieś zainteresowania. Nie czepiam się, jak podnosisz cyrkową furgonetkę w trakcie rozgrzewki – odgryzł się Gustaw, ale szybko umilkł, skarcony spojrzeniem Iwo.
– Przypominam, że mamy ważną misję do wykonania! – syknął mag. – Skupcie się i otwórzcie szeroko oczy. Nasz przedmiot może być wszędzie, więc koniec żartów i do roboty!
– Idę pierwszy – oznajmił Gustaw i wykonał bardzo sprawny, niemal akrobatyczny