Odyssey One: W samo sedno. Evan Currie

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odyssey One: W samo sedno - Evan Currie страница 16

Odyssey One: W samo sedno - Evan Currie

Скачать книгу

gdyby mógł pan przysłać tu kilku swoich ludzi…

      – Bezzwłocznie to uczynię, sir. – Tanner przywołał do siebie młodego mężczyznę. – Neril, proszę zająć się przygotowaniem kwater dla pani admirał i jej ludzi.

      – Tak jest, admirale.

      – Doskonale – powiedział Corasc, odwracając się. – A zatem, panno LaFontaine, o ile się nie mylę, pani i pani ludzie jesteście równie zmęczeni, jak my. Udamy się więc na odpoczynek i spotkamy jutro.

      – Dobry pomysł, starszy.

      – Świetnie. W takim razie idziemy.

      Dwie grupy zeszły z platformy, podążając za oficerem marynarki, którego przydzielił im Tanner, a Tanner skupił uwagę na niecodziennej postaci odzianej w jaskrawą biel, która szła na czele następnej grupy.

      – Kapitan Weston… – Uśmiechnął się szeroko, ściskając dłoń mężczyzny, tak jak zrobił to po bitwie o Ranquil. – Dobrze znów pana widzieć.

      – Wzajemnie, admirale. – Eric skłonił głowę na powitanie, czego nauczył się w trakcie stosunków z Kolonistami. – Sądząc z tego, co słyszałem z pańskiej rozmowy ze starszym, wojna w jakimś stopniu się ustabilizowała, tak?

      Tanner kiwnął głową, wzdychając przy tym lekko.

      – Owszem. Być może nawet za bardzo. Wielu z moich przełożonych jest zdania, że to już koniec.

      Tanner był szczególnie zadowolony z faktu, że „Odyseja” wróciła na orbitę. Nie chodziło wcale o ponadprzeciętne możliwości wojskowe okrętu – chociaż na pewno były one ważne – ale o przypomnienie, że podjęła interwencję, by uratować ich za ostatnim razem. Tanner przypominał o tym na każdym kroku, a fizyczna obecność „Odysei” dawała mu kolejną szansę, by sprawić, aby nikt nie zapomniał o wrogu i wojnie.

      Jeśli Koloniści mieli stawić czoła temu kryzysowi, musieli zaangażować własne siły. Był wdzięczny za wsparcie, ale też nie zniósłby, gdyby jego ludzi nazywano żebrakami błagającymi o pomoc.

      Weston zastanawiał się przez chwilę, a później wzruszył ramionami.

      – Miejmy nadzieję, że się nie mylą, admirale. Jednakże lepiej będzie, jeśli założymy, że jest odwrotnie, i odpowiednio się przygotujemy.

      Tanner uśmiechnął się.

      – Jak już mówiłem wcześniej starszemu, myślę dokładnie tak samo, kapitanie.

      – A skoro już o tym mowa… – wtrącił Eric, odwracając się nieznacznie – pozwolę sobie przedstawić panu ludzi, którzy w tym pomogą.

      Tanner spojrzał na grupkę stojącą za kapitanem Westonem. W odróżnieniu od ostatniego razu, kiedy Eric postawił stopę na jego planecie, Rael nie widział żadnych ciężko uzbrojonych żołnierzy. Tym razem była to grupa twardzieli, która całkiem nieźle dopasowałaby się do Nero Jehana i jego ludzi.

      – Oto pułkownik Reed – przedstawił Eric człowieka o niewiele okazalszej posturze niż Tanner.

      Gdy się jednak zbliżył, Rael musiał wziąć poprawkę co do swoich sądów, że ów mężczyzna wyglądał niepozornie. W ruchach jego ciała i postawie było coś niezmiernie groźnego.

      – Pułkowniku – powiedział z powagą Tanner.

      – Admirale – przywitał się Reed, skinąwszy głową. – Rozumiem, że pańscy ludzie mogą potrzebować szkolenia w zakresie naziemnych działań wojennych.

      Wypowiedziane słowa nie były pytaniem, a raczej stwierdzeniem faktu, a Tanner wątpił, by stojący przed nim facet miał nawyk zadawania pytań, na które sam miał odpowiedź. Mimo to Rael kiwnął głową.

      – Tak, pułkowniku. Mój… kolega, komendant Nero Jehan, dowodzi naszymi wojskami terenowymi na Ranquil. Jestem pewien, że będzie otwarty na wszelkie pańskie sugestie.

      Pułkownik uśmiechnął się nieznacznie, jakby to, co powiedział admirał, w jakiś sposób go rozbawiło.

      – Na pewno coś wymyślimy. Oto moi główni doradcy, admirale. Kapitan Scott…

      Mężczyzna w cętkowanym uniformie w barwach piasku wystąpił naprzód.

      – Panie admirale.

      – Scott jest ekspertem w czymś, co nazywamy „bronią łączoną” – ciągnął Reed. – Będzie się zajmował współpracą pomiędzy marynarką i wojskami lądowymi.

      Rael ledwie powstrzymał się od zmarszczenia brwi, lecz odłożył pytania na później i kiwnął głową.

      – Major Carson… – Reed wskazał na dość postawnego mężczyznę w brązowym stroju – to inżynier wojskowy i specjalista w dziedzinie dywersji polowej.

      Kilku mężczyzn parsknęło śmiechem, a Tanner zmarszczył brwi, próbując zgadnąć, czy programy tłumaczące znów nie przekręciły paru słów, tak jak to miały w zwyczaju. Znów odsunął pytania na bok i przywitał się.

      – Majorze.

      – A oto starszy sierżant sztabowy Wilson – kontynuował Reed, wskazując na faceta o szerokiej piersi w niebieskim mundurze marynarki. – Trener walki wręcz, specjalista od wybuchów i najlepszy człowiek od komo na świecie.

      Wilson miał jakieś sześć stóp i sześć cali wzrostu, a Rael Tanner musiał zadzierać głowę, aby na niego spojrzeć, nawet z odległości trzech metrów. Wyraz jego twarzy nie uległ jednak zmianie. W czasach służby w Kolonialnej Flocie Badawczo-Handlowej musiał radzić sobie z mnóstwem górujących nad nim ludzi, a danie im satysfakcji w postaci choćby najmniejszego cienia niepewności postawiłoby go w nie lada trudnym położeniu.

      – Sierżancie sztabowy Wilson – powiedział równym tonem, a potem zerknął na Erica po raz pierwszy, odkąd Reed zabrał głos. – Rozumiem większość z tych rzeczy, ale co oznacza słowo… komo?

      – Specjalista do spraw komunikacji, sir – odezwał się niepytany Wilson ze swojego miejsca, podczas gdy obcy admirał przyglądał mu się badawczo. Gdy poczuł na sobie wzrok niższego mężczyzny, Wilson stłumił chęć spojrzenia na niego z góry, i zamiast tego utkwił wzrok w dalekiej ścianie.

      – Dziękuję, sierżancie Wilson – odparł Tanner po chwili, obracając w myślach ten dziwny termin.

      Jego ludzie nie stosowali hierarchii, a on sam zastanawiał się, jakie miejsce zajmował ten „sierżant” w stosunku do pozostałych.

      Reed najwidoczniej uznał, że pora znów się odezwać.

      – Oto moja grupa doradcza. Reszta zespołu w dalszym ciągu przebywa na „Odysei”, czekając na instrukcje. Czy mógłbym zostać skierowany do tego wyżej wspomnianego komendanta Jehana?

      – Oczywiście. Cathan!

      – Tak, sir? – spytał

Скачать книгу