Odyssey One: W samo sedno. Evan Currie
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Odyssey One: W samo sedno - Evan Currie страница 19
– Słucham?
OKRĘT KONFEDERACJI PÓŁNOCNOAMERYKAŃSKIEJ „ODYSEJA”
Orbita planetarna Ranquil
Komandor Jason Roberts siedział na warcie, gdy okręt prześlizgnął się po orbicie, tuż przed dziobem „Odysei”, i choć nie chciał tego przyznać, był równie oszołomiony, jak reszta kolegów obserwujących główny ekran.
– Ale olbrzym – szepnął ktoś. Głos był słyszalny wyłącznie z powodu ciszy, jaka zapadła na mostku kapitańskim.
Okręt na monitorze przewyższał sześciokrotnie masę „Odysei”, a przy tym posiadał przyśpieszenie, z którym nie mogła się równać żadna ziemska jednostka. Jego krzywa mocy prezentowała się równie zabójczo, płonąc na tle biernych sensorów „Odysei” jak supernowa w ciemności. Gdyby nie fakt, że miesiąc wcześniej widzieli podobną jednostkę w akcji, widok potwora unoszącego się kilka kilometrów przed ich dziobem budziłby jeszcze większe zdumienie.
Okrętem tym był „Vulk”, ten sam, który przedtem towarzyszył im w trakcie podróży. Komandor uznał, że najwidoczniej przyleciał zrobić sobie chwilę przerwy albo uzupełniał paliwo. Jednak cokolwiek to było, Roberts wiedział, że nie miało to nic wspólnego z nimi.
Nie mogło, bo nawet gdyby chciał, nie miał możliwości połączenia się bezpośrednio z „Vulkiem”.
Ta świadomość była niesłychanie irytująca. Przebywanie tak blisko ważącego tysiące ton okrętu wojennego bez możliwości choćby przywitania się było wyjątkowo denerwujące. Jason przypuszczał, że kapitan „Vulka” prawdopodobnie myślał to samo, o ile nie był kompletnym idiotą. Tylko głupiec zlekceważyłby „Odyseję”, a Roberts miał nadzieję, że Koloniści nie oddawali okrętów pod dowództwo idiotów.
Przyglądał się jeszcze wielkim, majestatycznym liniom jednostki, gdy chorąży Lamont połączyła się z nim.
– Panie komandorze, kapitan właśnie się zameldował. Chce pan z nim pomówić?
– Tak, chorąży. Daj go na moją linię.
– Tak jest, sir.
Roberts czekał zaledwie kilka sekund na uruchomienie kanału w aparacie mówiącym, a po chwili w jego uszach rozległ się głos kapitana.
– Komandorze?
– Witam, kapitanie. Jak się mają sprawy na powierzchni? – spytał, z konieczności przeczekując opóźnienie, po którym kapitan mógł odpowiedzieć.
– W porządku, komandorze. Potrzebuje pan czegoś?
– Właściwie to major Brinks potrzebuje – odparł Roberts. – Major chciałby potwierdzenia ćwiczeń polowych w celu zintegrowania nowych rekrutów oraz możliwości przetestowania najnowszego sprzętu komputerowego. Powiedziałem mu, że przekażę panu jego prośbę. To byłby dobry sposób na rozruszanie odrobinę tych chłopaków, sir.
Nastąpiła kolejna krótka przerwa, częściowo z powodu milczenia zastanawiającego się nad odpowiedzią kapitana, a częściowo przez czas potrzebny na dotarcie sygnału do powierzchni i z powrotem.
– Rozumiem i zgadzam się. Proszę poinformować majora, że porozmawiam o tym z admirałem Tannerem.
– Tak, sir. Dziękuję – odparł Roberts.
– Coś jeszcze?
– Nie, kapitanie. Choć, dla pańskiej informacji, „Vulk” właśnie przekroczył granicę orbity nad nami. Z tak bliska robi jeszcze większe wrażenie.
Kapitan Weston zachichotał cicho.
– Nie wątpię, komandorze. Odezwę się do pana niedługo, by przekazać odpowiedź admirała.
– Tak jest, sir. „Odyseja”, bez odbioru.
WOJSKOWY PATROL KOSMICZNY
Orbita planetarna Ranquil
Porucznik Jennifer „Szulerka” Samuels podleciała swoim myśliwcem tuż za rufę dowódcy, gdy przemieszczali się dokoła południka planety znajdującej się poniżej, pojawiając się w zasięgu widoczności „Odysei” w planowanym czasie. Patrząc, jak jej silniki rakietowe nadymają się lekko, stukała w klawisze urządzenia sterowniczego obsługującego system kontrolny myśliwca, zamiast używać zaawansowanego programu, który wykorzystywano w manewrach wojskowych.
Mimo to udało jej się podlecieć blisko skrzydła drugiego myśliwca, utrzymując formację w wystarczająco ścisłym porządku, dzięki czemu powinni oszukać nawet zaawansowane czujniki „Odysei” i przekonać załogę, że nadciągał tylko jeden myśliwiec. Zakładając, oczywiście, że nie będą im się zbytnio przyglądać i nie będą mieć przekaźnika z systemem rozpoznania swój – obcy, który zdradziłby ich tajemnicę.
Rzecz jasna, przekaźniki ujawniały ich obecność, ale udane zakradnięcie się nie stanowiło wcale celu tego ćwiczenia. Paladyn i Szulerka po prostu starali się nie wyjść z wprawy.
– Łał. Spójrz na to – gwizdnął major Alexander Kerry, podświetlając obraz na swoim monitorze i wysyłając go do Samuels.
Jennifer jedną ręką wpisała dane, a potem sama gwizdnęła z podziwu.
– Jezu. Przy tym czymś „Odyseja” wygląda na maleństwo.
– Rozmiar nie ma znaczenia, poruczniku – odezwał się przez głośnik Paladyn z przymilną nutą w głosie.
– Rany, sir, założę się, że mówisz to każdej kobiecie – odparła Jennifer mdląco słodkim tonem.
– Ała. – Paladyn zachichotał, automatycznie wpisując kilka odczytów, które przesłały mu czujniki. Zmarszczył brwi, zmieniając ton na poważny. – Poruczniku… natychmiast wyłamać się z szyku i podążać moim kursem na wysokości dwóch tysięcy metrów.
Szulerka stłumiła chęć zapytania dlaczego i tylko pokiwała głową, uruchamiając silniki i zmieniając kurs. Później przekręciła drążek sterowniczy i włączyła główny reaktor. Zwinny myśliwiec odpowiedział błyskawicznie, obracając się wokół własnej osi i odskakując od Paladyna, gdy tylko przyśpieszyła.
Dwa kilometry dalej zniwelowała boczne przyśpieszenie i zrównała się z Paladynem, który połączył swój komputer z jej. Jennifer obserwowała informacje rozwijające się na ekranie, widząc to samo, co dowódca. Nie wiedziała jednak, na co patrzy, dopóki nie wywołał w oknie dialogowym zakłóceń elektromagnetycznych, jakie wyłapały ich czujniki.
– Dobry Boże – wymamrotał. – Ta dziecinka ma niezłą krzywą mocy. Widzisz to, poruczniku?
Jennifer pokiwała głową, nieco oszołomiona.
– Tak, sir. Jest gotowy do akcji?