Odyssey One: W samo sedno. Evan Currie

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odyssey One: W samo sedno - Evan Currie страница 22

Odyssey One: W samo sedno - Evan Currie

Скачать книгу

ramionami i pokręcił głową.

      – Wygląda dobrze, ale nie jestem pewien, czy wszystko rozumiem. Czy macie jakiś problem z prawami do posiadania tej ziemi?

      Rael mrugnął, kręcąc głową.

      – Nikt nie posiada tej ziemi na własność, kapitanie. Ziemia jest chroniona prawem. Nie używamy więcej, niż jest nam potrzebne. W taki sposób żyjemy, kapitanie.

      – Admirale – odparł Eric po chwili namysłu – nie jestem pewien, o co mnie pan pyta.

      – Dokładnie o to, co powiedziałem. Muszę wiedzieć, czy taka duża przestrzeń faktycznie jest potrzebna. Ubieganie się o grant ziemi nie jest prostą sprawą. Będzie wymagał pewnych przysług, jeśli mam go przeforsować w radzie.

      Eric natychmiast pożałował, że nie ma z nim pułkownika Reeda, który odpowiedziałby na te wszystkie pytania, ale admirał przecież nie poprosił o spotkanie z Reedem.

      – Panie admirale, pułkownik i jego ludzie są wyszkoleni do tego, by zmienić rdzennych mieszkańców planety w prawdziwych wojowników. Generalnie rzecz biorąc, przestrzeń jest im do tego potrzebna, ale nie tak duża jak ta – odparł szczerze Eric. – Jestem przekonany, że nawet bez terenów, o które poprosili, będą w stanie przemienić pańskich żołnierzy w najlepsze wojsko nieregularne, jakie pan kiedykolwiek widział. Ale w celu utworzenia regularnej armii będą potrzebować każdego metra kwadratowego przestrzeni, o jaką poprosili, a może nawet więcej.

      Rael Tanner nachylił się ku niemu. Na jego twarzy malowały się jednocześnie ciekawość i zatroskanie.

      – Jaka jest różnica między nimi, kapitanie?

      Eric Weston nie był wprawdzie zawodowym żołnierzem sił lądowych, ale należał wcześniej do Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych, a to oznaczało, że w pierwszej kolejności odbył szkolenie piechura, a dopiero później lotnicze. Był również studentem wojskowej historii nowożytnej, skupiającym się głównie na sztuce przystosowania taktyki do technologii, obejmującej okres ostatnich stu pięćdziesięciu lat na Ziemi. Nie poświęcał czasu na studiowanie taktyki Rzymian ani ponowne odgrywanie bitew z czasów wojny domowej, choć znał wielu ludzi, którzy się tym zajmowali. Jego konikiem były działania powietrzne, i właśnie na tym się skupiał.

      Miał zatem przynajmniej częściowe kompetencje, aby odpowiedzieć na to pytanie.

      – Pod wieloma względami wojska nieregularne mogą być, i często są, lepszymi jednostkami, admirale – zaczął, zastanawiając się nad tym jednocześnie. – W rzeczywistości bywają lepsi od ludzi, którzy zajmują się ich szkoleniem. Na przykład skauci, którzy wyróżniają się umiejętnościami orientacji w terenie i tropieniem. Niektórzy zaciągają się do takich jednostek, bo chcą walczyć, a walka jest dla nich czymś, co znają z doświadczenia i są w tym absolutnie doskonali. Często przynosi to bardzo różnorodną i nadzwyczaj wysoką skuteczność, jeśli chodzi o konkretne zestawy umiejętności. Mimo to wojsko nieregularne nie jest stale funkcjonującą jednostką. Wojska regularne mogą charakteryzować się mniejszymi uzdolnieniami, głównie z powodu miejsca i sposobu, w jaki ich członkowie zostali wcieleni do armii. Jednak w odróżnieniu od wojsk doraźnych funkcjonują jako jednostka: stają się czymś więcej niż tylko sumą swoich części. – Uśmiechnął się. – A w celu zapewnienia silnej obrony potrzebuje pan regularnej armii. Przynajmniej na dłuższą metę.

      – Rozumiem – odparł Tanner, wzdychając. – Obawiam się, że nie wiem zbyt wiele na temat wojskowego stylu życia, z którego czerpie pan swoją wiedzę, kapitanie. Zawsze uważałem go za raczej archaiczny – wliczając w to fakt, że zaakceptowałem posiadanie broni, choć wcale jej nie używamy. Wiem jednak, że jeśli chodzi o zaopatrywanie w personel naszych transporterów i okrętów zwiadowczych, wolimy obsadzać je wojskiem polowym. Być może jest jakiś sens w tym, co pan mówi.

      – Panie admirale, do dobrej, solidnej ochrony pańskich ludzi potrzebuje pan żołnierzy, którzy służą nie dlatego, że muszą, ale dlatego, że uważają to za honor – stwierdził Eric. – Wojska nieregularne są dobre w przypadku krótkoterminowej obrony – ciągnął po chwili. – To świetni żołnierze, którzy czasami są w stanie pokonać zorganizowane jednostki przewyższające ich liczebnie, nierzadko przy użyciu gorszej broni i sprzętu. Wojsk nieregularnych broniących swojego terenu nie można lekceważyć. Jednak gdy zagrożenie przeminie, ci ludzie będą chcieli wrócić do swoich domów.

      Tanner wzruszył ramionami.

      – Nie widzę w tym żadnego problemu, kapitanie.

      Weston uśmiechnął się, kręcąc głową.

      – Bo go nie ma. Mój własny kraj utrzymuje coś, co nazwałbym doraźną jednostką, choć trenujemy ich tak, aby działali na zasadzie regularnej armii. Pojawiają się, gdy jest kryzys, a potem rozchodzą do swoich domów i normalnej pracy. Stanowią istotną część naszego bezpieczeństwa narodowego.

      Umilkł na chwilę, a potem dodał poważnym tonem:

      – Nie są jednak naszą pierwszą linią obrony. Koszty utrzymania regularnych oddziałów wojskowych podczas pokoju są bardzo wysokie, ale trzeba je utrzymywać, bo jedyna rzecz, której możemy być pewni, to fakt, że wróg nie będzie ostrzegał przed atakiem. Panie admirale, pańscy ludzie rozpaczliwie potrzebują silnej jednostki, w której żołnierze HONOR służby stawiają na pierwszym miejscu. Nie takich, którzy walczą, bo jest to konieczne w danym momencie.

      Tanner pokiwał powoli głową, sprawiając wrażenie, jakby rozumiał, przynajmniej do pewnego stopnia.

      – Właśnie dlatego… – Weston wyciągnął dłoń i wpisał sekwencję, po której pokazała się sporych rozmiarów projekcja mapy – potrzebujecie aż tyle przestrzeni.

      Rael pokiwał w końcu głową.

      – Rozumiem. W takim razie prześlę prośbę o przyznanie ziemi z moim poparciem. Jeśli Centrala się zgodzi, to względnie szybko będziemy mogli zabrać się do jej oczyszczania. Prawdopodobnie zajmie nam to kilka dni. Jeśli nie, to obawiam się, że będę potrzebował o wiele więcej czasu.

      – Na pewno dobrze wykorzystamy ten czas, admirale. Wie pan, wydaje mi się, że w pewnym sensie ma pan nad nami przewagę w tej kwestii.

      Rael rzucił mu pytające spojrzenie.

      – Jak to?

      Eric uśmiechnął się.

      – Nasi ludzie, to znaczy moi ludzie mają mocno ugruntowaną tradycję heroicznych wyczynów z tendencją do sprzeciwiania się koncepcji jednostki.

      – Obawiam się, że nie rozumiem. – Tanner wzruszył ramionami, potrząsając głową. – Przecież bohaterów należy cenić, prawda?

      Eric przyglądał się jego gestom, zastanawiając się nagle nad pierwszym momentem, w którym użyli tych samych ruchów głową do wyrażenia „tak” lub „nie”. Odsunął od siebie tę myśl, mówiąc dalej:

      – Większość oficerów nie może znieść posiadania bohatera za dowódcę, admirale. – Gdy Rael rzucił mu zdezorientowane spojrzenie, uśmiechnął się i dodał: – Mamy takie powiedzenie… Bohaterowie pojawiają się wtedy, gdy wszystko

Скачать книгу