Odnaleziona . Морган Райс

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odnaleziona - Морган Райс страница 5

Odnaleziona  - Морган Райс Wampirzych Dzienników

Скачать книгу

podążać jej śladem.

      Scarlet zerwała się do biegu z powrotem w gąszcz uliczek, starając się odbiec jak najdalej od nich. Pomyślała o swym starciu z rzymskim żołnierzem i przez chwilę zastanawiała się, czy nie powinna zatrzymać się i spróbować obronić.

      Ale nie chciała walczyć. Nie chciała nikogo skrzywdzić. Ani jakkolwiek ryzykować. Pragnęła jedynie odszukać mamę i tatę.

      Skręciła w uliczkę, na której nie było nikogo. Obejrzała się za siebie i po chwili dostrzegła ścigającą ją grupę chłopców. Nie byli daleko i szybko nadrabiali straty. Zbyt szybko. Ich pies pędził razem z nimi. Scarlet wiedziała, że za chwilę ją dogonią. Musiała mądrze wybrać drogę, by ich zgubić.

      Skręciła za kolejny róg, mając nadzieję, że znalazła drogę ucieczki, ale w tej samej chwili serce jej stanęło.

      Trafiła w ślepy zaułek.

      Odwróciła się powoli i stanęła twarzą w twarz z chłopcami. Ruth przywarowała tuż obok. Byli jakieś dziesięć stóp dalej. Zwolnili nieco, kiedy zbliżyli się do niej. Nie spieszyli się, napawali chwilą. Stanęli i zaczęli się śmiać. Ich twarze wykrzywił okrutny uśmiech.

      – Wygląda na to, że twoje szczęście cię opuściło, dziewczynko – powiedział stojący na czele chłopak.

      Scarlet pomyślała dokładnie to samo.

      ROZDZIAŁ TRZECI

      Sam obudził się z pękającą z bólu głową. Podniósł dłonie i podtrzymał głowę, starając się pozbyć nieznośnego bólu. Ale ten nie chciał ustąpić. Sam miał wrażenie, jakby cały świat właśnie walił się na niego.

      Spróbował otworzyć oczy i zorientować się, gdzie był i w tej samej chwili poczuł nieznośny ból. Oślepiające słoneczne światło odbiło się od pustynnej skały, zmuszając go, by zasłonił oczy i pochylił głowę. Czuł, że leżał na skalistym, pustynnym podłożu, czuł panującą duchotę i pył przylegający do twarzy. Zwinął się w kłębek i mocniej objął głowę, pragnąc sprawić, by ból odszedł.

      Zalały go powracające falą wspomnienia.

      Najpierw o Polly.

      Przypomniał sobie zaślubiny Caitlin. Noc, w którą oświadczył się Polly. Jej odpowiedź. Radość na jej twarzy.

      Przypomniał sobie następny dzień. Jego wyprawę na polowanie. Niecierpliwość, z jaką wyczekiwał ich następnej wspólnej nocy.

      Przypomniał sobie, jak ją znalazł. Na plaży. Umierającą. Jej słowa o ich dziecku.

      Ogarnął go powracający falami żal. Większy, niż był w stanie znieść. Jakby okropny koszmar odgrywał się ponownie w jego myślach i nie mógł go wyłączyć. Czuł, jakby został odarty ze wszystkiego, co sprawiało, że jego życie miało sens, w jednej wiekopomnej chwili. Odebrano mu Polly. Dziecko. Dawne życie.

      Żałował, że wówczas nie umarł.

      Potem przypomniał sobie swą zemstę. Swój szał. Zabicie Kyle’a.

      I ten moment, kiedy wszystko się zmieniło. Przypomniał sobie, jak duch Kyle’a wniknął w jego ciało. Przypomniał sobie ten nieopisany gniew, obcego ducha i jego energię, które go opanowały i zawładnęły bez reszty. Była to chwila, kiedy Sam przestał być tym, kim był dotychczas. Stał się kimś innym.

      Całkowicie otworzył oczy i wyczuł, wiedział to, że jarzyły się jasną czerwienią. Wiedział, że już do niego nie należały. Wiedział, że należały teraz do Kyle’a.

      Czuł nienawiść Kyle’a, jego moc, jak krążyła w nim, w każdej cząstce jego ciała, począwszy od palców u nóg, przez nogi, ramiona, aż po głowę. Czuł jego pragnienie siania zniszczenia; pulsowało w nim, jakby obdarzone własnym życiem, jakby coś utkwiło w jego ciele i nie mógł się tego pozbyć. Miał wrażenie, że już nad sobą nie panował. Z jednej strony tęsknił za dawnym sobą, za tym, kim był. Z drugiej zaś wiedział, że już nigdy nie będzie tą samą osobą.

      Usłyszał jakiś syk i stukot, i otworzył oczy. Leżał twarzą płasko na skalnych odłamkach, a kiedy podniósł wzrok, zauważył węża w odległości kilku cali, który syczał na niego.

      Oczy gada wpatrywały się wprost w oczy Sama, jakby obcował z przyjacielem, wyczuwając podobną energię. Czuł, że jego zajadłość dorównywała mu – i że zamierzał za chwilę zaatakować.

      Sam jednak nie obawiał się go. Wręcz przeciwnie – uświadomił sobie, że jego własny gniew nie tylko dorównywał, ale i przewyższał rozdrażnienie węża. I miał równie szybki refleks.

      W ułamku sekundy, kiedy wąż zbierał się do ataku, Sam ubiegł go: sięgnął dłonią, chwycił go za gardziel i powstrzymał od ukąszenia, zaledwie cal od własnej twarzy. Przytrzymał go przy swoich oczach i spojrzał w oczy węża z tak bliska, że poczuł jego oddech. Długie kły zwierzęcia, które marzyło jedynie o tym, by zatopić je w gardle Sama, znajdowały się zaledwie o cal od niego.

      Sam jednak obezwładnił go. Zaciskał coraz mocniej dłoń wyciskając z niego życie. Wkrótce wąż zawisł bezwładnie, zmiażdżony na śmierć.

      Sam odchylił się i cisnął truchłem w pustynne piaski.

      Skoczył na nogi i rozejrzał się po otoczeniu. Wokół leżał piach i skalne odłamki – bezkresna pustynia. Odwrócił się i zauważył dwie rzeczy: najpierw grupkę dzieci ubranych w łachmany, przyglądających się mu z zaciekawieniem. Kiedy zwrócił się w ich stronę, rozpierzchły się i cofnęły pospiesznie, jakby zobaczyły dzikie zwierzę wstające z grobu. Sam czuł w sobie szał Kyle’a, czuł jak go przenikał i sprawiał, że miał ochotę pozabijać je wszystkie.

      Lecz druga rzecz, którą zobaczył, odwróciła jego uwagę. Miejskie mury. Potężna, kamienna ściana pięła się setki stóp w górę i rozciągała w nieskończoność na boki. Sam zdał sobie sprawę, że obudził się na obrzeżach starożytnego miasta. Przed sobą miał ogromną, sklepioną bramę, przez którą przepływał strumień ludzi ubranych w prymitywne odzienie. Nosili proste szaty, tuniki, typowe w czasach rzymskich. Żywy inwentarz tłoczył się do środka i na zewnątrz razem z ludźmi. Sam zdążył już wyczuć skwar i zgiełk panujące za tymi murami.

      Zrobił kilka kroków w stronę bramy i dziatwa rozpierzchła się przed nim, jak przed jakimś potworem. Zastanawiał się, czy aż tak strasznie wyglądał, ale nie przejmował się tym. Czuł, że koniecznie musiał wejść do tego miasta i dowiedzieć się, dlaczego tutaj wylądował. Ale w przeciwieństwie do dawnego Sama, nie czuł już potrzeby zwiedzania go; ale raczej pragnął je zniszczyć, roznieść w drobny pył.

      Jakąś częścią świadomości starał się otrząsnąć z tego, przywrócić dawnego Sama. Zmusił się, by pomyśleć o czymś, dzięki czemu mógłby powrócić do dawnego ja. Zmusił się, by pomyśleć o Caitlin, swojej siostrze. Ale to wspomnienie było mgliste; nie potrafił już przywołać jej twarzy, pomimo wszelkich starań. Próbował wspomnieć uczucia, którymi ją darzył, wspólną misję, ojca. Gdzieś w głębi serca wiedział, że wciąż mu na niej zależało, że nadal chciał jej pomóc.

      Ta

Скачать книгу