Odnaleziona . Морган Райс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Odnaleziona - Морган Райс страница 7
Weszła razem z Calebem przez miejską bramę z poczuciem wielkiego zniecierpliwienia. Czuła, jak jej serce biło mocno na myśl o odszukaniu Scarlet– jak również odkryciu, dlaczego akurat tutaj zostali wysłani? Czy jej Tato był tu i czekał na nią?
Kiedy wchodzili do miasteczka, uderzyło ją, jak bardzo tętniło życiem. Ulice pełne były biegających, krzyczących i bawiących się dzieci. Psy szwendały się gdzie popadnie, tak samo jak kurczaki. Po ulicach wałęsały się owce i woły, a przy każdym domostwie widniał osiołek, bądź wielbłąd przywiązany do palika. Wieśniacy poruszali się niespiesznie, ubrani w proste tuniki i szaty, niosąc na barkach kosze z różnymi towarami. Caitlin poczuła się, jakby weszła do wehikułu czasu.
Kiedy mijali wąskie uliczki i niewielkie domostwa, ludzie zatrzymywali się i spoglądali na nich. Caitlin uświadomiła sobie, że musieli wyglądać nienaturalnie, nie z tego świata. Spojrzała w dół i zauważyła swe nowoczesne ubranie – skórzany, obcisły strój bojowy – i zaczęła się zastanawiać, co ci ludzie sobie o niej myśleli. Pewnie sądzili, że była obcym, który spadł z nieba. Nie winiła ich za to.
Przed każdym domem był ktoś, kto przygotowywał posiłek, sprzedawał towary, czy pracował w swoim rzemiośle. Minęli kilka ciesielskich rodzin, mężczyzn siedzących przed domem, piłujących, wymachujących młotkiem, wykonujących różne przedmioty − począwszy od łóżkowych ram po komody i drewniane osie do pługa. Przed jednym z domów pewien mężczyzna wznosił wielki, gruby na kilka stóp i wysoki na dziesięć krzyż. Caitlin zdała sobie sprawę, że na tym krzyżu ktoś miał być ukrzyżowany. Wzdrygnęła się i odwróciła wzrok.
Kiedy skręcili w kolejną uliczkę, całą jej stronę zajmowali kowale. Wszędzie walały się kowadła i młoty, a metaliczny brzęk dzwonił w całej okolicy, jakby każdy kowal wtórował jakiemuś innemu. Były tam również glinianki, w których wielkie płomienie podnosiły temperaturę rozgrzanego do czerwoności metalu, z którego rzemieślnicy wykuwali podkowy, miecze oraz inne wytwory metalowej obróbki. Caitlin zauważyła twarze dzieci, czarne od sadzy, siedzących przy swoich ojcach i obserwujących ich pracę. Czuła się źle, widząc, że dzieci musiały pracować w tak młodym wieku.
Rozglądała się za Scarlet, za ojcem, za jakąkolwiek wskazówką, która wyjaśniłaby powód ich pobytu w tym miejscu – ale nie znalazła niczego.
Skręcili w kolejną uliczkę. Tym razem trakt wypełniali kamieniarze. Mężczyźni ociosywali ogromne wapienne bloki, tworząc pomniki, oraz ogromne, płaskie prasy. Na początku Caitlin nie wiedziała, do czego miały służyć.
Caleb podniósł dłoń i wskazał jedną z nich.
– To prasy do tłoczenia wina i oliwy – powiedział, jak zwykle czytając w jej myślach. – Używają ich, by miażdżyć winogrona i oliwki, i uzyskiwać z nich wino i oliwę. Widzisz te korby?
Caitlin przyjrzała się bliżej i podziwiała kunszt wykonywania podłużnych płyt z wapienia i misternych żelaznych przekładni. Była zaskoczona widokiem niezwykłych urządzeń, zważywszy na czasy i miejsce. Z równie wielkim zaskoczeniem uświadomiła sobie, na czym polegało pradawne winiarstwo. Oto była tutaj, w sięgającej tysiące lat przeszłości, a mimo to ludzie wytwarzali butelki wina i oliwy dokładnie tak, jak to miało miejsce w dwudziestym pierwszym wieku. A kiedy przyjrzała się szklanym butelkom napełnianym powoli winem i oliwą, zdała sobie sprawę, że wyglądały dosłownie jak te, których sama nieraz używała.
Tuż obok przebiegła grupka dzieci, ganiających jedno drugie, śmiejących się i w tej samej chwili wzbite przez nie kłęby kurzu osiadły na stopach Caitlin. Spojrzała w dół i uświadomiła sobie, że ulice nie były tutaj wybrukowane – pomyślała, że była to zbyt mała miejscowość, by było ją stać na utwardzone ulice. A jednak wiedziała, że Nazaret z czegoś słynęło i nie dawało jej spokoju to, że nie mogła przypomnieć sobie, z czego. Kolejny raz pluła sobie w brodę, że nie uważała na lekcjach historii.
– To miasto, w którym żył Jezus – powiedział Caleb, czytając w jej myślach.
Caitlin poczuła, jak kolejny raz zaczerwieniła się, kiedy w tak prosty sposób pochwycił jej myśli. Nic przed nim nie ukrywała, lecz mimo to nie chciała, by odczytywał jej myśli, kiedy w grę wchodziły jej głębokie uczucia do niego. Czuła się wówczas skrępowana.
– Żyje tutaj? – spytała.
Caleb skinął głową.
– Jeśli przybyliśmy w jego czasach – powiedział. – Najwyraźniej trafiliśmy do pierwszego wieku. Widać po ich ubraniach, po architekturze. Byłem już tu kiedyś. Ciężko zapomnieć te czasy i to miejsce.
Na myśl o tym Caitlin otworzyła szeroko oczy.
– Naprawdę sądzisz, że mógłby tu być? Jezus? Że chodzi tymi ścieżkami? Teraz? W tym mieście?
Caitlin ledwie to pojmowała. Próbowała wyobrazić sobie, jak skręca za róg i ni stąd ni zowąd napotyka Jezusa. Ta myśl zdawała się niewyobrażalna.
Caleb zmarszczył brwi.
– Nie wiem – powiedział. – Nie wyczuwam jego obecności. Być może rozminęliśmy się z nim.
Caitlin zaniemówiła. Rozejrzała się wokół z respektem.
Czy mógł tu być? zastanawiała się.
Oniemiała z wrażenia i poczuła jeszcze większe znaczenie ich misji.
– Może tu być, to ten okres – powiedział Caleb. – Ale niekoniecznie w Nazaret. Dużo podróżował. Do Betlejem. Nazaretu, Kafarnaum – i Jerozolimy, oczywiście. Nie jestem jednak pewien, czy jesteśmy dokładnie w czasach, kiedy tu był. Jeśli tak, to może być wszędzie. Izrael jest duży. Gdyby był tu, w tym mieście, wyczulibyśmy to.
– Co masz na myśli? – spytała zaciekawiona Caitlin. – Jakie to uczucie?
– Nie potrafię tego wyjaśnić. Ale wiedziałabyś. Ta jego moc. Nie przypomina niczego, co kiedykolwiek doświadczyłaś.
Nagle Caitlin przyszło coś do głowy.
– Widziałeś go kiedyś? – zapytała.
Caleb potrząsnął głową powoli.
– Nie, nie z bliska. Raz byłem w tym samym mieście, o tej samej porze. Jego energia była przytłaczająca. Niepodobna do niczego, co kiedykolwiek czułem.
Caitlin ponownie zdumiała się, słysząc o tym, czego świadkiem był Caleb, o tych wszystkich miejscach i chwilach, których doświadczył.
– Jest tylko jeden sposób, by się tego dowiedzieć – powiedział Caleb. – Musimy wiedzieć, który jest rok. Problem polega oczywiście na tym, że nikt nie liczył lat w sposób, w jaki my to robimy, jeszcze długo po śmierci Jezusa. Nasz rok kalendarzowy opiera się przecież na roku jego narodzin. Kiedy żył, nikt nie liczył lat według daty jego narodzin – większość