Marzycielka. Katarzyna Michalak

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Marzycielka - Katarzyna Michalak страница 9

Marzycielka - Katarzyna Michalak

Скачать книгу

Wiktor Helert. Niezły przystojniak. – Pielęgniarka, jedna z tych milszych i bardziej ludzkich, puściła do Ewy oczko, a ona… ona aż wstrzymała oddech.

      Wiktor! Jest tutaj! Pewnie czeka tuż za ścianą, na korytarzu! I czemu, durne serce, zaczynasz walić z podekscytowania i radości?! Pamiętasz, co ci zrobił? Jak cię pokaleczył? A ty cieszysz się, głupie, na sam dźwięk jego imienia…

      Pielęgniarka, biorąc milczenie Ewy za zgodę, wyszła na korytarz i już po chwili do pokoju wchodził on, ten, którego Ewa nie potrafiła wyrzucić ani z pamięci, ani z durnego, stęsknionego serca.

      Pochylił się i pocałował ją w usta. Leciutko. Uśmiechnął się, pogładził jej policzek. Potem przysiadł na łóżku, ujął dłoń Ewy w swoją i trwał w milczeniu, chłonąc obraz ukochanej kobiety, tak jak ona jego. Też bez słowa, bo zaciśnięte gardło nie chciało przepuścić ani jednego, wpatrywała się w jego twarz, pociemniałą ze zmęczenia i smutku. Oczy, zazwyczaj błyszczące wolą życia i walki, miał przygaszone. Rysy twarzy ostre, szczęki zaciśnięte. Próbował grać spokojnego, może nawet szczęśliwego, że ją widzi, ale Ewa znała tego mężczyznę zbyt dobrze, by dać się zwieść.

      Leżała, oddychając płytko i bezgłośnie, by nie spłoszyć tej magicznej chwili, w której ma Wiktora tak blisko i tylko dla siebie.

      – Jak się czujesz? – wyszeptał, przerywając milczenie.

      Odgarnął kosmyk włosów z jej czoła, a ona poczuła łzy pod powiekami. Oddałaby pół życia za taką czułość, jeśli mogłaby ją zatrzymać. Nie miała jednak złudzeń. Wiktor za chwilę odejdzie. Kiedy wróci? Jeśli w ogóle… Tego nie wie on sam zapewne.

      – Jak cię tutaj traktują? – odezwał się ponownie, bo nie odpowiedziała. – Pielęgniarki wydają się sympatyczne. Lekarz również.

      – Rozmawiałeś z lekarzem? – zdziwiła się mimowolnie.

      Jej rodzice też najpierw widzieli się z ordynatorem, dopiero potem przyszli do niej. Po co? Dlaczego? Nie miała pojęcia i w ich przypadku nie interesowało to jej. Jednak Wiktor, to co innego.

      – Jesteś ponoć bardzo skryta. Niewiele o sobie opowiadasz. Lekarz potrzebuje jak najszerszego wywiadu środowiskowego, tak się wyraził.

      – Powiedziałam wszystko, co chciał wiedzieć. – Wzruszyła ramionami. – Od nocy poślubnej do nocy, w którą próbowałam się zabić. Niczego więcej mu nie wyczaruję.

      – Mówiłaś, że rodzice wychowywali cię „bezstresowo”?

      – A jakie to ma znaczenie? Z tego powodu samobójstwa nie popełniałam. Pieprzę i ich, i to wychowanie.

      – Myślisz, że klęczenie pod ścianą z rękami w górze nie miało żadnego wpływu na to, co teraz przeżywasz? Wyleczyłaś się z tamtego cierpienia? Serio? – mówił cicho i z troską, jakby pytał siebie, a nie ją. – Bo ja nie potrafię zapomnieć. Wybaczyć również nie. Nienawiść, którą czuję do ojca i matki, jest tak samo żywa, jak w czasach, gdy on mnie katował, i w dniu, gdy ona zafundowała mi swoimi zeznaniami poprawczak, a potem więzienie. Gdyby nie to, Nisia, to znaczy Ewa, bylibyśmy razem. Razem! Ja nie siedziałbym za kratami i ty… – rozejrzał się po pokoju – … również nie.

      – To nie była wina twoich czy moich rodziców. Oboje mamy wolną wolę. Ty mogłeś się powstrzymać od skatowania ojca, ja nie musiałam ciąć się po rękach. To nasze wybory, Wiktor, doprowadziły nas do miejsca, w którym jesteśmy.

      Pokręcił nieprzekonany głową. Tak, lata temu go poniosło. Tak, wpadł w furię, widząc ciskaną o ścianę matkę i wreszcie odpłacił skurwielowi tym samym. Ale najwyższą cenę zapłaciła za to najniewinniejsza z nich wszystkich. Ewa-Weronika. Jeśli potrafiła wybaczyć… dobrze. On nie umiał. Nie potrafił pogodzić się z tym, że za chwilę zostawi ją w szpitalu, odejdzie, zniknie i długo nie pojawi się w jej życiu. Może nawet nigdy? Żył na krawędzi. Liczył się ze śmiercią każdego dnia. Ewa nie może jednak o tym wiedzieć…

      Ona jednak wyczytała to w jego oczach, pociemniałych z frustracji i smutku, bo ujęła bez słowa rękę mężczyzny i przytuliła do policzka.

      – Nic nie mów – wyszeptała. – Wiem, że mnie zostawisz.

      – Tak strasznie tego nie chcę… – Głos mu się załamał. – Trzyma mnie przy życiu, w bagnie, w którym jestem, tylko nadzieja, że kiedyś będziemy razem.

      – A będziemy? – zapytała cichutko. Ona powoli traciła tę nadzieję.

      Chociaż Wiktor miał rację: dla niej ta gwiazdka z nieba, marzenie, że kiedyś on wróci i zostanie, i zamieszkają razem w małym domku, i urodzi im się maleńka dziewczynka, a może chłopczyk, również były odległym, chwiejnym promykiem w mroku, który trwał, trwał i nie chciał się skończyć.

      Ujął jej dłoń i ucałował.

      – Jeżeli na mnie poczekasz…

      – Jak długo, Wiktor? Ile razy jeszcze będziesz pojawiał się znikąd, nieoczekiwany, a potem odchodził, zostawiając mnie bez nadziei, że wrócisz?

      Pokręcił głową. Nie znał odpowiedzi na to pytanie.

      – Dlaczego nie możesz zabrać mnie ze sobą? – mówiła dalej. – Umiem i lubię pracować, nie byłabym dla ciebie ciężarem.

      – Nie o to chodzi! – wykrzyknął ze złością. Nie na nią, na siebie, że mimo to musi ją odrzucić. – Nie możesz wejść do świata, w którym teraz żyję!

      – Mogę! Zniosę wszystko, byle tylko…

      – Nie wiesz, o czym mówisz – uciął zduszonym tonem, po czym nachylił się do niej tak, by nikt ich nie słyszał, i zaczął szybko, żeby nie mogła mu przerwać: – Kiedyś powiedziałaś, że nie nadajesz się na dziewczynę bandziora i miałaś rację. Na kobietę gangstera tym bardziej nie, a tym właśnie się stałem. W więzieniu zwerbowała mnie mafia. Mafia, Ewuś! Ten szajs, od którego chciałem trzymać się z daleka, dorwał mnie i nie wypuści tak szybko, o nie…

      Słuchała jego rwących się słów z przerażeniem i rosnącą rozpaczą. Chciała coś powiedzieć, ale nie pozwolił sobie przerwać.

      – Nie miałem wyboru. Tresowali mnie dotąd, aż poszedłem na współpracę. Nie brudzę sobie rąk zabijaniem i torturami, nie wymagają, bym przemycał narkotyki czy małolaty do szwabskich burdeli. Nie. Ja tylko włamuję się na konta bankowe, na serwery policji, wszędzie tam, gdzie boss sobie zażyczy. Kradnę i morduję w białych rękawiczkach. Ale… widziałem straszne rzeczy, Ewa…

      Ponownie głos mu się załamał. Ona chwyciła go za rękę i zacisnęła palce z całych sił.

      – Wezwali mnie do takiego jednego, biznesmena, który… chciał zakończyć z nimi współpracę. Coś tam niby miałem wydobyć z jego komputera, ale im chodziło o coś innego. O pokazanie mi, nie jemu, ale mi, co się ze mną stanie, gdy to ja zechcę odejść. Skończyć z gangsterką, zdradzić. Torturowali tego człowieka na straszne sposoby… Jego żona musiała na to patrzeć… Potem wzięli się za nią, a ja… Tym razem ja musiałem na to patrzeć. – Przycisnął dłoń do oczu, siłą powstrzymując łzy.

      Ewa

Скачать книгу