.
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу - страница 25
– Nie, dziadek pojechał na ryby – odpowiedziała Elwira.
– Ja nie jadę – oświadczyła Marika.
– Ja też nie – powiedział Cyprian.
– Ale ja muszę jechać, bo babcia mnie prosiła, żebym dziś przyjechała. Może coś jej potrzeba załatwić? – Wcale nie chciała zabierać dzieci, ale musiała kłamać na wypadek, gdyby przyjechał Piotrek i wypytywał o nią.
– To jedź sama, damy sobie radę, co Cypisek? – Marika zwróciła się do brata.
– Spoko Marusia – odpowiedział pokazując jej język. Nie lubił jak mówiła na niego Cypisek, a ona nienawidziła być nazywana Marusią.
– Schowaj ten język ty cielaku – powiedziała Marika z obrzydzeniem.
Cyprian kopnął ją pod stołem.
– Spokój – podniosła głos Elwira. – Jak tak się zachowujecie, to na pewno was samych nie zostawię. Zbierajcie się, jedziemy.
– Mamo, proszę – jęczała Marika.
Cyprian zrobił zeza. Wyglądał przy tym rozkosznie. W ogóle był ślicznym pucułowatym chłopcem z kręconymi ciemnymi włoskami i dużymi brązowymi oczami. Buzię miał jak amorek, chociaż był szczupły. Nie był podobny ani do matki, ani do ojca. Marika natomiast coraz bardziej upodabniała się do matki. Miała jej oczy, zadarty nosek, układ ust i charakterek też. Elwira trzymała się całkiem dobrze, była szczupła, ubierała się młodzieżowo i jak szła z Mariką to wyglądały bardziej jak koleżanki niż jak matka z córką.
Elwira spojrzała na nich spod oka. Wiedziała, że musi im ulec, ale nie mogła za szybko dać się przekonać.
– Proszę. – Marika zrobiła minę kota ze „Shreka”.
Cyprian wyciągnął przed siebie ręce, wystawił język i sapał jak piesek.
– Dobra, niech będzie, ale macie się ładnie zachowywać – powiedziała Elwira po dłuższej chwili zastanowienia.
– Yes – ucieszyła się Marika i pobiegła do swojego pokoju.
Cyprian dał mamie buziaka i też się zmył do siebie.
Elwira była zadowolona. Pozbyła się dzieci, ogarnęła się i pojechała do matki. Jej rodzice mieszkali w bloku na warszawskim Bemowie. Obydwoje byli na emeryturze, ale całkiem dobrze sobie radzili. Ojciec mógł wreszcie zająć się tym co lubi czyli wędkowaniem i kanałem sportowym w telewizji, a matka oglądała seriale i ciągle coś kombinowała z tarotem. Rzadko wróżyła ludziom. Elwira wpadła do niej i od progu zaczęła opowiadać.
Barbara Konefka wyglądała jak czarownica. Miała haczykowaty nos, zapadnięte oczy i pomarszczoną twarz i była przeraźliwie chuda. Włosy miała kruczoczarne, upięte w kok. Nie można było powiedzieć, że czas obszedł się z nią łaskawie, wręcz przeciwnie, był dla niej okrutny. Spojrzała na córkę z niecierpliwością.
– Przestań trajkotać, opanuj się dziewczyno.
Elwira wzięła głęboki wdech. Matka wzbudzała w niej respekt, głównie przez umiejętności jakie posiadała. Zajmowała się tarotem, ale była też mistrzynią czarnej magii. Nie chciała wtajemniczać w to córki, ponieważ twierdziła, że to pułapka. Ona w nią wpadła. Podejrzewała też, że jej wygląd jest konsekwencją eksperymentów z czarną magią. Jako młoda dziewczyna była tak śliczna jak jej córka.
– Usiądź. – Wskazała jej miejsce przy okrągłym stoliku. – Chcesz wiedzieć dlaczego „nie czytasz” już Piotrka?
– Właśnie, to bardzo dziwne – powiedziała. – Wcześniej nie miałam takich trudności.
Barbara wzięła tarota, oczyściła w ogniu świecy i rozłożyła karty. Pokiwała głową ze smutkiem.
– To już koniec – oświadczyła. – Wyzwolił się spod twojego wpływu i odejdzie od ciebie.
– Niemożliwe, zrób coś do cholery! – Elwira była przerażona. – Przecież są sposoby na to, żeby go zatrzymać, robiłaś to już nie raz! – Spojrzała znacząco na matkę.
Musisz określić konkretnie co chcesz, w magii nie ma miejsca na domysły – ze stoickim spokojem powiedziała Barbara.
– Konkretnie to chcę, żeby mnie dalej utrzymywał, żeby dawał mi jeszcze więcej pieniędzy i nie wtrącał się w moje życie. – Elwira odzyskała pewność siebie.
Barbara pokręciła przecząco głową.
– To nie jest takie proste – powiedziała. – On jest energetycznie bardzo silny, a ta dziewczyna daje mu ogromną moc. – Rozłożyła ponownie karty. – Oni są dla siebie i bardzo trudno będzie ich rozdzielić.
– Ale nie jest to niemożliwe? – upewniała się Elwira.
– Można zastosować pewien rytuał, daje sto procent szansy na rozdzielenie, ale muszą być spełnione dodatkowe warunki – matka mówiła wolno, zastanawiając się nad każdym słowem. Widać było, że nie jest przekonana do takiego działania. – Zastanów się czy nie dać mu spokoju. I tak dużo już zyskałaś przez te piętnaście lat.
– Dać mu spokój? – zaśmiała się z sarkazmem. – Niedoczekanie!
Matka popatrzyła na nią ze smutkiem, ale nic nie powiedziała. Sama ją nauczyła postawy roszczeniowej wobec wszystkich i wpoiła przekonanie, że wszystko jej się należy. Nie spodziewała się jednak, że Elwira będzie osobą bez skrupułów i że będzie gotowa niszczyć innych ludzi. Piotr był dobrym człowiekiem i Barbara o tym wiedziała. Gdy jednak zostawił Elwirę i związał się z inną kobietą, uległa prośbom córki i sprawiła, że do niej wrócił. Nie zdawała sobie sprawy, że Elwira nie kochała Piotra, a chciała tylko zemścić się na nim za to, że ją zostawił. Gdy się zorientowała, było już za późno. Zaczęła pomagać córce w utrzymaniu tego związku na jej zasadach. Ciągle musiała osłabiać Piotra, ale czuła, że pomimo tego, on rośnie w siłę. Był dla niej dużym wyzwaniem, energia zła przeciwko energii dobra. Wiedziała, że to już ostateczne starcie, tyle tylko, że teraz miała wystąpić przeciwko najpotężniejszej sile, przeciwko energii miłości. Była w stanie ją pokonać, ale nie mogła przewidzieć jak to się skończy.
– Jakie warunki muszą być spełnione? – zapytała niecierpliwie Elwira.
Barbara ponownie rozłożyła karty.
– Żeby się rozstali potrzeba czasu i przygotowania. Muszę mieć ich zdjęcie, żeby spotęgować działanie klątwy. Ona jest bardzo niepewna tego związku, boi się i na tym lęku się oprzemy. On jest zdeterminowany i użyje wszelkich środków, żeby ją przy sobie zatrzymać. Jedyną szansą na ich rozstanie jest to, że ona mu powie, że nie chce już być z nim, ale musi mieć na to mocne argumenty. Tylko wtedy on to uszanuje.
– To może podsunąć jej jakiegoś chłopaka? – wtrąciła Elwira.