Bajka to życie albo z jakiej jesteś bajki. Wojciech Eichelberger

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bajka to życie albo z jakiej jesteś bajki - Wojciech Eichelberger страница 5

Автор:
Серия:
Издательство:
Bajka to życie albo z jakiej jesteś bajki - Wojciech Eichelberger

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      WE: Życie własnym męczeństwem to, niestety, ulubione zajęcie wielu ludzi. Nasza szlachetna Boleść patetycznie obwieszcza światu – oto jestem, proszę mi nie przeszkadzać, cierpię – a wkoło robi się niepostrzeżenie coraz więcej bólu i krzywdy. Dzieci są bardzo boleśnie skrzywdzone niekończącym się żalem Titka. Gdy próbują wyrwać go z odrętwienia, ojciec, broniąc swego prawa do cierpienia, zaczyna je bić. Tego tylko potrzeba Krzywdzie, na to właśnie czeka.

      AS: Wie, że ruszyła machina, która będzie działać przez kilka pokoleń, niezawodnie i bez refleksji. Jak taran.

      WE: Synowie Titka będą bili swoje dzieci, a potem te dzieci swoje dzieci, i tak dalej, i dalej, dopóty, dopóki ktoś się wreszcie w tym połapie. I rzeczywiście, synowie znajdują żony, które też zostały skrzywdzone, naznaczone krzywdą w rodzinnych domach, więc wszyscy dokładnie wiedzą, jak się krzywdzić nawzajem. Przeszli dobrą szkołę.

      AS: Wiedzą też, jak czerpać zyski z bycia ofiarą.

      WE: Krzywdzą się świetnie. I żyliby długo i nieszczęśliwie, gdyby nie to…

      AS: …że jedna żona się reflektuje. Płacze jakoś inaczej.

      WE: Co jej się stało?

      AS: Płacze z głębi serca, z duszy. Z głębi samej siebie.

      WE: W każdym z nas jest taki płacz. Przychodzi, gdy nakrzywdzimy innych albo gdy nas strasznie skrzywdzą – zresztą to się na ogół dzieje razem, równocześnie. W którymś momencie taki płacz podchodzi do gardła. Można go nazwać płaczem sumienia czy płaczem duszy. A kiedy dusza zapłacze, to rezonuje w innych duszach. A co to jest dusza?

      AS: Dla mnie dusza to kawałek Boga.

      WE: Dla mnie dusza to coś w nas, co pamięta raj. To wspomnienie zjednoczonego istnienia, nieoddzielonego od praprzyczyny, od Stwórcy, od niczego. Pamięć ta pojawia się często wtedy, kiedy cierpienie, którego doświadczamy albo które zadajemy, staje się niewyobrażalne i nie do zniesienia. Coś takiego musiało się stać w tej rodzinie. Wspomnienie pierwotnego szczęścia i porządku często pojawia się przez kontrast.

      AS: Ale płacz duszy często nie wystarczy. Młodzi Titkowie obiecują sobie, że już nigdy więcej nie będą się krzywdzić, po czym przechodzą nad tym do porządku dziennego. Wzruszają się, porusza ich to doświadczenie, ale wracają do swoich starych rytuałów. Samo chwilowe uświadomienie nie może niczego zmienić, bo machiny, o której wspomniałam, nie da się już zatrzymać. Postanawiają, że nie będą się krzywdzić, ale okazuje się, że zadeklarować to za mało. Jeśli Krzywda się w nas wwierci, wkręci w nasz kręgosłup, to stajemy się w jej rękach marionetkami.

      WE: Jeżeli Krzywda zalęgnie się w człowieku, to wali na oślep. Nawet gdy nie chcemy, gdy zdajemy sobie sprawę z tego, co się dzieje.

      AS: I choć bardzo pragniemy zmiany, często nie umiemy wyplenić Krzywdy, nie wiemy, jak to zrobić. Bywa, że człowiek, który postanawia wyrwać się z tego błędnego koła, musi się bardzo naszarpać. Bo na początku on nie ma metody. Łatwo postanowić, tylko że trzeba to jakoś praktycznie rozwiązać. Młodzi Titkowie obiecują sobie poprawę, ale im nie wychodzi. Wracają więc i zostawiają walizki.

      WE: Próbują pozbywać się bagażu przeszłości. Wszystkiego, co się z nią wiąże, nawet ubrań. I to trochę pomaga. To bardzo ładna metafora z zostawianiem ubrań, bo aby się wyzwolić z zaczarowania Krzywdą, trzeba się pozbywać. Również przywiązania do własnej martyrologii. Warto w końcu przestać się chwalić swoimi bliznami, medalami. A potem pozbywać się i pozbywać, aż staniemy się zupełnie nadzy. W raju też nie mieliśmy ubrań. Nie musieliśmy niczego przed sobą udawać, zakrywać się, wstydzić. W raju wszystko było doskonałe. Właściwie nawet tego nie można powiedzieć. Było, jak było, było TAK. Młodzi Titkowie zaczynają intuicyjnie szukać czegoś takiego i to jest optymistyczny wydźwięk tej bajki. Bo tak naprawdę Krzywda zmusiła ich, żeby szukali ratunku w duchowości. W końcu muszą odwołać się do czegoś większego…

      AS: …od siebie…

      WE: …albo od tego, co myślą o sobie. Zauważają w końcu, że Krzywda i Boleść były ich fałszywą tożsamością. Odzywa się ich dusza, płacze, tęskni, a oni zaczynają iść jej tropem, bo odtąd nie mogą już zaznać spokoju, nie umieją dłużej wytrzymać w Krzywdzie. Zadają sobie pytanie: „A może wszystko, co myślę o sobie, to wcale nie ja?”. I dopiero wtedy coś w nich zaczyna się zmieniać. Można powiedzieć, że Krzywda, nie wiedząc o tym, służy Panu Bogu.

      AS: Miałam na myśli też to, że bez zaufania do czegoś większego od nas Krzywdę trudno pokonać. Nie wystarczy na przykład terapia małżeńska albo spotkania AA.

      WE: Psychoterapia robi tylko porządek w naszej martyrologii, a żeby tę martyrologię puścić, zostawić, musimy poczuć strach przed tym, kim będziemy bez swojego męczeństwa. Psychoterapia powinna być tylko etapem podróży. W pewnym sensie jej początkiem.

      AS: Kiedy Krzywda jest już w naszym rdzeniu, gdy zatruwa naszą krew, można ją pokonać tylko siłą ducha.

      WE: Trzeba pić dużo czystej, źródlanej wody. Wtedy krew się wymieni i oczyści. I odzyskamy niewinność.

      MILIA, AHE I EHA – czyli jak nie gonić za mocą i władzą

      Była raz sobie wioska. Bardzo zwyczajna, lecz malownicza. Stały w niej rzędem małe domki z niewiele większymi obejściami, w których kłóciły się rude, jazgotliwe kury. Dalej rozpościerały się przytulne ogródki pełne marchewek, pietruszek, puszystych piwonii i wpatrzonych w słońce słoneczników. Za płotami rozciągały się sady grusz, jabłoni i śliw. Delikatne płatki ich kwiatów tańczyły na wietrze jak srebrne paproszki w szklanej kuli przywiezionej z dalekiego kraju. Wieś otaczały złote pola, okolone czystą i płytką rzeczką.

      Skoro już obejrzeliśmy wioskę, przenieśmy się na jej najdalszy skraj, do jednego z ogródków. Jest letnie przedpołudnie. Trawa już zdążyła obeschnąć na dobre, kwiaty nabrały kolorów, bo słońce dziś dla nich bardzo łaskawe. Na poprzecinanym smugami światła i cienia ganku siedzi nieruchomo dziewczyna – śliczna jak kwiat w pierwszy dzień kwitnienia i wyraźnie zmartwiona.

      Milia – bo tak ma na imię – jest sama i smutna. Zimą umarła jej mama. Zostawiła po sobie ciepły uśmiech na portrecie w sypialni, pełną ubrań szafę, spiżarkę ze słoikami konfitur i księgę, której dziewczyna nie może otworzyć, dopóki nie skończy osiemnastu lat. Prababcia Milii dostała tę księgę na osiemnaste urodziny od swojej babci, potem dała ją na osiemnaste urodziny wnuczce, czyli mamie Milii. Teraz ma ją Milia i musi czekać, aż stanie się dorosła.

      Wiosna minęła jej w wielkim smutku i tęsknocie. Lato zapowiadało się nie lepiej.

      Milia często wspomina mamę. Codziennie czuje brak jej ciepła i mądrości. Popłakuje. Myśli i wspomina. Kiedyś, gdy była jeszcze malutka, miała kotka, który pewnego dnia zachorował. Chciała go wyleczyć, używając czaru z księgi.

      „Mądrość naszej rodziny mówi, że księgi można używać tylko wtedy, gdy jest to bardzo potrzebne – przestrzegła ją wtedy mama – kiedy dzieje się coś, co jest przeciwko odwiecznym prawom. Śmierć,

Скачать книгу