Bajka to życie albo z jakiej jesteś bajki. Wojciech Eichelberger

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bajka to życie albo z jakiej jesteś bajki - Wojciech Eichelberger страница 8

Автор:
Серия:
Издательство:
Bajka to życie albo z jakiej jesteś bajki - Wojciech Eichelberger

Скачать книгу

w niej wszystkie zaklęcia tak, by każde działało odwrotnie. Na przykład po wypowiedzeniu zaklęcia ludzie zaczynaliby prawdziwie się nienawidzić, a zaklęcie na przebaczenie działałoby tak, że miałoby się pragnąć krwawej zemsty. Od zaklęcia na uzdrowienie człowiek umarłby po ciężkiej i wycieńczającej chorobie, od zaklęcia na piękność stałby się wielką ropuchą, zaś od zaklęcia na mądrość zgłupiałby na sto lat. Taki właśnie pomysł miał Zły i był przekonany, że to bardzo inteligentne, przebiegłe i zabawne.

      – O, nieustraszona! Już nie wydostaniesz się z drzewa – rzekł z jadowitym uśmiechem, patrząc na nową, rodzącą gorzkie owoce jabłonkę.

      Eha płakała przez tydzień. Nie wiedziała, co robić. Całymi dniami siedziała schowana w pokrzywach i zupełnie bezradna, załamywała z rozpaczy ręce. Czerwonooki czarownik na dobre zadomowił się w ogrodzie. Wydawał się jej przerażający. Jego uśmiech mroził krew w żyłach.

      Na szczęście do tej pory jej nie zauważył.

      W końcu postanowiła, że musi coś zrobić. Ale co? Nie była ani odważna, ani sprytna, bała się okropnie, lecz wiedziała, że teraz tylko ona może pomóc siostrze zaklętej w jabłonkę. W tej chwili to ona – maciupeńka i przestraszona Eha – miała siłę tysiąc razy większą niż duża Ahe. Musiała więc coś wymyślić, i to szybko – zanim ten dziwny i straszny czarownik podmieni wszystkie czary z księgi.

      Była tycia i niepozorna, delikatna i nieodważna, nie miała wiele sił i czuła mętlik w głowie. Nie potrafiła podnieść nawet pączka stokrotki, a chciała ocalić siostrę i wielką, ciężką księgę.

      Zły codziennie rozsiadał się bezczelnie w cieniu Ahe i czytał. Często mamrotał do siebie straszne rzeczy. Patrząc na niego, Eha bała się coraz bardziej.

      – Zamieniłem już pokój w wojnę, pewność w niepewność, siłę w słabość i niektóre kolory w przezroczystość – z dumą powiedział do siebie pewnego poranka.

      Mała podeszła bliżej i schowała się w trawie. Tymczasem Zły zastanawiał się, czy cierpliwość lepiej zamienić w zniecierpliwienie, gniew czy w podenerwowanie. Z każdą chwilą świat zmieniał się na gorsze. Nie było już na nim na przykład niektórych barw i uczuć, a działo się to tak szybko, że Eha nie nadążała pożałować wszystkiego, co się przemieniało.

      Wreszcie zmęczony czytaniem i czarami Zły usnął z księgą na brzuchu, a Eha zrozumiała, że ma przed sobą szansę.

      „Ukochana siostro, co robić?!”. Eha płakała i płakała, aż wreszcie i ona zmęczona przysnęła na trawie, w cieniu zielonego jabłka.

      Śniła o tym, że nareszcie są razem, szczęśliwe. We śnie usłyszała dziwny głos, który powiedział jej, że ratunek znajduje się na przedostatniej karcie księgi i że pierwsza jabłonka to jej mama.

      Kiedy się obudziła, natychmiast pobiegła jak najprędzej do księgi, która, na szczęście, była otwarta na przedprzedostatniej karcie. Eha weszła z wielkim trudem pod kartkę, przewróciła ją i zaczęła czytać, biegając po ogromnych wierszach:

      Jeśli chcesz odczynić zły czar, na który nie znasz zaklęcia, musisz przyrządzić czarodziejską miksturę. Weź trzy albo cztery duże miarki swoich słabości, dodaj do tego wszystko, czego nie wiesz, na koniec wlej jedną kroplę ze źródła prawdy. Napój będzie gotowy, gdy przybierze barwę fioletu.

      „To bardzo trudny przepis” – westchnęła Eha, ale wiedziała, że nie może zrezygnować, bo teraz wszystko zależało od niej.

      Znalazła łupinkę orzecha i zaczęła wrzucać do niej swoje słabości. Okazało się to bardzo trudne, bo nie miała do siebie zaufania – nie była pewna, czy dodaje właściwe rzeczy, ale nie było kogo o to spytać. Musiała uwierzyć samej sobie. Wrzuciła niepewność tego, czy robi dobrze i czy ma rację. Dorzuciła nieśmiałość, mnóstwo wątpliwości dotyczących siebie, uczucie zawstydzenia, że znowu coś popsuła, potem jeszcze słabą wolę, pogardę dla swojej małości, bezwolność – i poczuła, że idzie jej coraz lepiej.

      A potem zaczęła dodawać wszystko, czego nie wiedziała. Było tego jeszcze więcej. Nie wiedziała, co się z nią stanie po śmierci ani jak długo będzie żyła. Dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej. Nie wiedziała, czy zdoła uratować swoją siostrę i dlaczego spotyka ją to wszystko. Nie miała pojęcia, z jakiego powodu bociany przylatują wiosną, a odlatują jesienią, latem dnie są długie i gorące, a niedźwiedzie zasypiają na zimę. Nie znała przyszłości świata ani nawet jutrzejszej pogody.

      W końcu łupinka zapełniła się tak bardzo, że jeszcze trochę, a nie zmieściłaby się w niej kropla ze źródła prawdy. Tylko gdzie ono było? Eha przeszukała cały dom, ale w żadnym flakoniku nie znalazła niczego o takiej nazwie.

      „Może płyn został już przemieniony?” – przestraszyła się.

      Ogarnęły ją ciężkie myśli. Już nigdy nie odczaruje siostry. Nie będzie kwiatów, kolorów, uczuć, śmiesznych zabaw małych zwierząt i nie wiadomo czego jeszcze. Do wczoraj świat był taki piękny, a ona wcale tego nie widziała. I kiedy Eha, siedząc pod jabłonką, bolała nad sobą, siostrą, mamą i umierającym światem, z nowego drzewka spłynęła wielka łza, wpadła do łupinki i mikstura zabarwiła się na fioletowo.

      „A więc to łza jest kroplą ze źródła prawdy…”.

      Tym razem Eha aż tak bardzo się nie zdziwiła.

      Mikstura była gorzka w smaku i paliła przełyk jak pieprz i ogień.

      – Mam nadzieję, że to ci pomoże, Ahe – rzekła, wylewając zawartość na korzenie jabłonki.

      I wtedy stało się coś dziwnego. Nagle Eha znikła, jakby zapadła się pod ziemię, a drzewko zaczęło przemieniać się w kobietę. Zielone gałęzie stały się rękami, pień tułowiem i nogami. Soki stawały się krwią. Ahe wróciła do swej dawnej postaci. Była jednak jakaś inna. W jej oczach błyszczała delikatność, jej gesty stały się pełne wdzięku. Widziała też inaczej niż dawniej. Kiedy spojrzała na motyla, który usiadł na jej dłoni, od razu spostrzegła, że ma otarte skrzydło.

      Chwyciła księgę i wiedziała, co robić. Znalazła skradzioną przez Złego ostatnią kartę i odczyniła moc jego odwróconych czarów. Potem go obudziła i przepędziła z ogrodu. Uciekał, aż się kurzyło!

      W końcu, gdy było już bezpiecznie, ucałowała biedną mamę zaklętą w jabłonkę.

      – Dziękuję, dałaś mi najlepsze jabłka, jakie miałaś.

      I z całego serca zapłakała nad jej losem.

      Łza to kropla ze źródła prawdy. Jabłonka poczuła się o wiele szczęśliwsza. Od tego dnia jej owoce stały się trochę słodsze, a liście bardziej lśniące.

      Ahe żyła dalej. Ale jak! Dobrze, pięknie i prawdziwie. Szczęśliwie. Odtąd wiedziała, że wcale nie jest taka i że w życiu liczy się nie tylko odwaga. Choć czasem była niepewna i nieśmiała, kurczyła się w sobie i łamał jej się głos, nigdy już nie próbowała wypędzić

Скачать книгу