Księgi Jakubowe. Olga Tokarczuk
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Księgi Jakubowe - Olga Tokarczuk страница 29
Niektórzy z bogatych kupców podolskich utrzymują tu swoich faktorów – ci obracają towarem, pożyczają pieniądze, dają gwarancje podróżne i trzymają cały interes pod nieobecność patrona.
Wielu z nich, najwięcej, to wyznawcy Szabtaja Cwi. Wcale tego nie ukrywają i jawnie sławią Mesjasza, nie obawiając się tu, w Turcji, żadnych prześladowań, sułtan bowiem toleruje różne religie, jeśli nie są głoszone zbyt nachalnie. Ci Żydzi są cokolwiek obyci z nowym miejscem, w wyglądzie swoim już sturczeni, swobodni w zachowaniu; inni, mniej pewni siebie, noszą się jeszcze po żydowsku, ale już z podolskich samodziałów wystaje coś obcego, kolorowego – a to jakaś ozdobna torba, a to broda modnie przycięta, a to tureckie buty z miękkiej skóry. Tak oto wiara przejawia się w ubiorze. Ale wiadomo też, że wielu tych, co to wyglądają jak najprawdziwsi Żydzi, też jest owładniętych szabtajskimi ideami.
Z nimi wszystkimi trzymają Nachman i reb Mordke, bo z nimi łatwiej się porozumieć i podobnymi oczami patrzą na ten wielki, barwny świat. Niedawno spotkali Nussena, który jak oni pochodzi z Podola i radzi sobie w Smyrnie lepiej niż ktokolwiek tutaj urodzony.
Nussen, który nie ma jednego oka, syn rymarza Arona ze Lwowa, skupuje barwione skóry, miękkie, delikatne, wytłaczane we wzory. Skóry te pakuje w paki, po czym organizuje ich transport na północ. Część zostawia w Bukareszcie, Widynie i Giurgiu, część wysyła dalej, do Polski. Do Lwowa dociera akurat tyle, żeby sprawnie działał zakład jego synów, którzy zrobią z nich okładki do ksiąg, portfele, sakiewki. Nussen jest ruchliwy i nerwowy, mówi szybko, kilkoma językami naraz. W nielicznych chwilach, kiedy się uśmiecha, odsłania równe, śnieżnobiałe zęby – widok to szczególny, wtedy jego twarz zmienia się w piękną. Zna tu każdego. Zręcznie porusza się między kramami, po wąskich uliczkach, wymija wózki i osły. Jego jedyna słabość to kobiety. Nie może się oprzeć żadnej, przez co ciągle popada w jakieś tarapaty, a i pieniędzy na powrót zaoszczędzić nie potrafi.
Dzięki Nussenowi reb Mordke i Nachman znajdują Isochara z Podhajec; prowadzi ich obu do niego, dumny, że zna mędrca osobiście.
Szkoła Isochara to piętrowy budynek w tureckiej dzielnicy, wąski i wysoki. Na środku chłodnego podwórka rośnie drzewko pomarańczowe, dalej jest ogród ze starymi oliwkami, w których cieniu nierzadko przesiadują bezpańskie psy. Przegania się je stamtąd, rzucając kamieniami. Wszystkie są żółte, jakby pochodziły z tej samej rodziny, od jednej psiej Ewy. Ruszają się z cienia niechętnie, ospale, patrząc na ludzi jak na swoje odwieczne utrapienie.
Wewnątrz jest chłodno i ciemnawo. Isochar wita się z reb Mordkem serdecznie, drży mu broda ze wzruszenia – dwaj starcy, lekko zgarbieni, trzymając się za ramiona, obchodzą się wkoło, jakby celebrowali taniec białych chmur, które w postaci bród zawisły im u warg. Drepczą wokół siebie, podobni, choć Isochar jest drobniejszy i bledszy, widać, że rzadko wychodzi na słońce.
Przybysze dostają pokój do spania w sam raz dla dwóch. Sława reb Mordkego przechodzi na Nachmana i traktują go tu z powagą i szacunkiem. Wreszcie może się wyspać na czystym, wygodnym posłaniu.
Na dole śpią młodzi adepci – na ziemi, pokotem, niemal jak u Beszta w Międzybożu. Kuchnia jest w podwórzu. Po wodę chodzi się z wielkimi konwiami do studni żydowskiej na drugie podwórko.
W izbie nauki zawsze gwar i hałas, jakby to był jakiś targ, tylko że handluje się tu czym innym. I nigdy nie jest jasne, kto jest nauczycielem, a kto uczniem. Uczyć się od młodych, niedoświadczonych i niepopsutych książkami – to zalecenie reb Mordkego. Isochar idzie jeszcze dalej: choć pozostaje osią owego przybytku i wokół niego wszystko się kręci, to jednak ten bet midrasz jest najważniejszym miejscem, działa niczym ul czy mrowisko, a jeżeli panuje tu jakaś królowa, to jest nią chyba tylko Mądrość. Wiele tu wolno młodemu. Ma prawo i obowiązek zadawania pytań; żadne nie jest głupie i nad każdym trzeba się zastanowić.
Prowadzi się tu te same dyskusje, co we Lwowie czy w Lublinie, zmieniają się tylko okoliczności i otoczenie – odbywa się to nie w wilgotnej chałupie pełnej dymu, nie w izbie szkolnej o podłodze wysypanej trocinami i pachnącej drzewem sosnowym, lecz pod gołym niebem, na rozgrzanych kamieniach. Wieczorem dyskutujących zagłuszają cykady, tak że trzeba podnosić głos, żeby wypowiedzieć się jasno i zostać zrozumianym.
Isochar uczy, że istnieją trzy ścieżki naszego uduchowienia. Pierwsza jest ogólna i najprostsza. Podążają nią na przykład asceci muzułmańscy. Chwytają się oni każdego możliwego fortelu, żeby wyrugować ze swych dusz wszelkie formy naturalne, to znaczy jakiekolwiek obrazy świata ziemskiego. Bo te przeszkadzają formom prawdziwie duchowym – gdy taka forma pojawi się w duszy, należy ją odosobnić i tak potęgować w wyobraźni, aż urośnie i zajmie całą duszę, człowiek zaś stanie się zdolny do prorokowania. Powtarzają na przykład bez przerwy i bez końca imię Allach, Allach, Allach, aż słowo to zajmie całość ich umysłu – nazywają to „wygaszeniem”.
Druga ścieżka jest rodzaju filozoficznego i ma słodki zapach dla naszego rozumu. Polega na tym, że uczeń zdobywa wiedzę w jakiejś dziedzinie, na przykład w matematyce, potem w innych, aż w końcu dociera do teologii. Przedmiot, który zgłębił i którym zawładnął jego ludzki rozum, zapanowuje nad nim, a jemu się wydaje, że jest wielkim mistrzem we wszystkich tych dziedzinach. Zaczyna rozumieć różne skomplikowane związki i jest przekonany, że to na skutek poszerzenia i pogłębienia jego ludzkiej wiedzy. Nie wie jednak, że to litery pochwycone przez jego myśl i wyobraźnię tak na niego działają, swoim ruchem zaprowadzają w jego umyśle porządki i otwierają drzwi do niewyrażalnego uduchowienia.
Trzecia ścieżka polega na kabalistycznym przesuwaniu, wymawianiu, liczeniu liter – prowadzi do prawdziwego uduchowienia. Ta ścieżka jest najlepsza, daje poza tym wielką przyjemność, gdyż dzięki niej obcuje się blisko z samą istotą stworzenia i poznaje się, kim właśnie jest Bóg.
Nie jest jednak łatwo uspokoić się po takich rozmowach i Nachmanowi, gdy wypali z reb Mordkem ostatnią fajkę, stają przed zaśnięciem przed oczyma dziwne obrazy, w których pojawiają się to ule pełne świetlistych pszczół, to znów jakieś mroczne postaci, z których wychodzą inne. Iluzja. Nie może spać, a bezsenność potęguje niespotykany upał, do którego im, ludziom z Północy, trudno się przyzwyczaić. Niejeden raz nocą Nachman siedzi samotnie na skraju wysypiska śmieci i patrzy w rozgwieżdżone niebo. Pierwsza sprawa dla każdego adepta to zrozumieć, że Bóg, czymkolwiek on jest, nie ma nic wspólnego z człowiekiem i pozostaje tak daleki, że niedostępny jest ludzkim zmysłom. Podobnie jego zamiary. Nigdy się ludzie nie dowiedzą, o co mu chodzi.
Już po drodze słyszeli o Jakubie z ust podróżnych – że jest taki uczeń u Isochara i że jest już słynny wśród Żydów, choć nie bardzo wiadomo dlaczego. Czy dzięki swojej bystrości i dziwnemu zachowaniu, które łamie wszelkie ludzkie zasady? Czy może dzięki mądrości,