Ogród bestii. Jeffery Deaver

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ogród bestii - Jeffery Deaver страница 13

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Ogród bestii - Jeffery  Deaver Jeffery Deaver

Скачать книгу

je i wyczuwając palcami trójkątny kawałek metalu, który utkwił tuż obok barku. Obecność szrapnela w ciele była czymś znajomym i dziwnie krzepiącym. Ernst uważał, że trzeba akceptować przeszłość i cenił wszystkie znaki upływających lat, nawet te, przez które omal nie stracił ręki i życia.

      Wstał z łóżka i zdjął koszulę nocną. W domu była już zapewne Frieda, więc Ernst wciągnął beżowe bryczesy i bez koszuli wszedł do gabinetu przylegającego do sypialni. Pięćdziesięciosześcioletni pułkownik miał okrągłą głowę i krótko ostrzyżone siwe włosy. Wokół ust rysowały się zmarszczki. Miał rzymski nos i oczy osadzone blisko siebie, co nadawało mu wygląd sprytnego drapieżnika. Dzięki swej aparycji wśród żołnierzy podczas wojny zyskał przydomek „Cezar”.

      Latem często gimnastykował się rano ze swoim wnukiem Rudim: toczyli piłkę lekarską, podnosili maczugi, ćwiczyli pompki i bieg w miejscu. Ale w środy i piątki chłopiec chodził do wakacyjnej szkółki, w której zajęcia zaczynały się bardzo wcześnie, więc Ernst został skazany na samotną gimnastykę, która nie sprawiała mu radości.

      Zaczął piętnastominutową serię pompek i przysiadów. Kiedy był w połowie, usłyszał:

      – Opa!

      Dysząc ciężko, Ernst przerwał i wyjrzał na korytarz.

      – Dzień dobry, Rudi.

      – Zobacz, co narysowałem. – Ubrany w mundurek siedmiolatek pokazał mu obrazek. Ernst nie miał okularów i nie mógł się zorientować, co przedstawia. Ale chłopiec pospieszył z wyjaśnieniem: – To orzeł.

      – Tak, oczywiście. Od razu poznałem.

      – Leci przez burzę z piorunami.

      – Wobec tego to bardzo dzielny orzeł.

      – Idziesz na śniadanie?

      – Tak, powiedz babci, że zejdę za dziesięć minut. Zjadłeś dzisiaj jajko?

      – Tak – odrzekł chłopiec.

      – Doskonale. Jajka są zdrowe.

      – Jutro narysuję jastrzębia. – Drobny blondynek odwrócił się i zbiegł po schodach.

      Ernst wrócił do gimnastyki, rozmyślając o kilkudziesięciu sprawach, którymi musiał się dziś zająć. Zakończył swój żelazny program i wykąpał się w zimnej wodzie, zmywając z ciała pot i alkaliczny pył. Kiedy się wycierał, usłyszał dzwonek telefonu. Znieruchomiał. Bez względu na to, jak wysoką pozycję zajmowało się w rządzie narodowych socjalistów, telefon o tak wczesnej godzinie mógł stanowić powód do obaw.

      – Reinie! – zawołała Gertruda. – Telefon do ciebie.

      Narzucił koszulę i nie wkładając skarpet ani butów, zszedł po schodach. Wziął od żony słuchawkę.

      – Słucham. Mówi Ernst.

      – Witam, panie pułkowniku.

      Rozpoznał głos jednej z sekretarek Hitlera.

      – Dzień dobry, panno Lauer.

      – Dzień dobry. Mam panu przekazać, że Führer poleca panu natychmiast stawić się w kancelarii. Jeśli ma pan inne plany, musi je pan zmienić.

      – Proszę powiedzieć panu kanclerzowi, że już wychodzę. Mam przyjść do jego gabinetu?

      – Zgadza się.

      – Kto jeszcze będzie obecny?

      Po chwili wahania powiedziała:

      – To wszystkie informacje, jakie miałam panu przekazać. Heil Hitler.

      – Heil Hitler.

      Odłożył słuchawkę i nie wypuszczając jej z dłoni, patrzył na telefon.

      – Opa, nie masz butów! – Obok Ernsta pojawił się Rudi, wciąż ściskając w rękach swój rysunek. Roześmiał się, patrząc na bose stopy dziadka.

      – Wiem, Rudi. Muszę skończyć się ubierać. – Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w telefon.

      – Co się stało, Opa? Coś złego?

      – Nic takiego, Rudi.

      – Mutti mówi, że śniadanie ci stygnie.

      – Zjadłeś całe jajko?

      – Tak, Opa.

      – Grzeczny chłopak. Powiedz babci i mamie, że zaraz zejdę. Ale niech nie czekają na mnie ze śniadaniem.

      Ernst ruszył z powrotem na górę, zauważając, że fizyczne pożądanie i ochota na śniadanie zniknęły bez śladu.

      Czterdzieści minut później Reinhard Ernst kroczył korytarzami budynku Kancelarii Rzeszy przy Wilhelmstrasse i Voss Strasse w centrum Berlina, mijając po drodze robotników budowlanych. Budynek był stary – niektóre części pochodziły z osiemnastego wieku – i stanowił siedzibę przywódców Niemiec od Bismarcka. Od czasu do czasu Hitler wygłaszał tyrady na temat nędznego stanu tej ruiny, a ponieważ daleko było jeszcze do zakończenia budowy nowej kancelarii, stale nakazywał remontować starą.

      Ale Ernsta nie interesowały w tej chwili architektura ani budowa. W głowie miał tylko jedną myśl: Jakie będą konsekwencje mojego błędu? Jak bardzo pomyliłem się w ocenie?

      Uniósł rękę w zdawkowym pozdrowieniu (Heil Hitler), a strażnik entuzjastycznie zasalutował pełnomocnikowi do spraw stabilności wewnętrznej – był to tytuł, który Ernst dźwigał z zażenowaniem, jak ciężki, mokry i wytarty płaszcz. Szedł dalej korytarzem z kamienną twarzą, nie dając po sobie poznać, jak bardzo gnębią go myśli o zbrodni, jaką popełnił.

      I na czym właściwie polegała jego zbrodnia?

      Na złamaniu zasady, by o wszystkim informować Führera.

      W innych krajach byłoby to zapewne drobne przewinienie, lecz tu stanowiło przestępstwo zagrożone karą śmierci. Czasem jednak nie można było informować o wszystkim. Gdyby Hitler poznał wszystkie szczegóły pomysłu, skupiłby się na jego najmniej istotnym aspekcie i jednym słowem przekreślił całą sprawę. Nieważne, że człowiek nie miał na celu żadnego osobistego zysku i myślał wyłącznie o dobru ojczyzny.

      Gdyby mu jednak nie powiedzieć… Ach, to byłoby o wiele gorsze. W swojej paranoi mógłby uznać, że celowo coś przed nim ukrywasz. A potem aparat bezpieczeństwa partii skierowałby na ciebie i twoich bliskich swe przenikliwe oko… co mogło mieć straszne następstwa. Usłyszawszy rano tajemnicze i nieznoszące sprzeciwu wezwanie na nieumówione wcześniej spotkanie, Reinhard Ernst był przekonany, że właśnie do tego doszło. Trzecia Rzesza stanowiła uosobienie porządku, organizacji i stałości reguł. Każde odstępstwo od ustalonych norm włączało system alarmowy.

      Ach, Ernst powinien mu coś

Скачать книгу