Problem trzech ciał. Cixin Liu
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Problem trzech ciał - Cixin Liu страница 6
– Koło Radarowego Szczytu?
Ye była zaszokowana.
– Tak. Pułk dostał pilne zadanie: oczyścić z drzew strefę ostrzegawczą wokół tego szczytu.
Radarowy Szczyt był tajemniczym miejscem. Stroma góra, która niegdyś nie miała żadnej nazwy, otrzymała ten przydomek od dużej parabolicznej anteny na szczycie. W rzeczywistości każdy, kto miał choć odrobinę rozsądku, wiedział, że nie jest to antena radaru – mimo że codziennie zmieniało się jej ustawienie, nigdy nie poruszała się w stały sposób. Kiedy dął obok niej wiatr, wydawała podobny do wycia dźwięk, który słychać było z daleka.
Ludzie z kompanii Ye wiedzieli tylko tyle, że Radarowy Szczyt jest bazą wojskową. Według miejscowych, kiedy przed trzema laty zakładano tę bazę, wojsko zmobilizowało mnóstwo ludzi do budowy drogi prowadzącej na szczyt i do przeciągnięcia tam linii elektroenergetycznej. Wwieziono na górę tony zaopatrzenia. Ale po ukończeniu bazy drogę rozebrano i zostawiono tylko trudny szlak, który wił się między drzewami. Często widywano helikoptery lądujące albo startujące ze szczytu. Antena nie zawsze była widoczna. Kiedy wiał silny wiatr, chowano ją.
Gdy jednak ją rozpościerano, na obszarze wokół góry działy się dziwne rzeczy: leśne zwierzęta stawały się niespokojne i głośne, z drzew zrywały się stada ptaków, a ludzie mieli nudności i zawroty głowy. Poza tym ci, którzy żyli blisko Radarowego Szczytu, tracili włosy. Według miejscowych zjawiska te zaczęły występować po wzniesieniu anteny.
Z Radarowym Szczytem wiązało się wiele niesamowitych opowieści. Pewnego razu wysunięto antenę, kiedy padał śnieg, i natychmiast przeszedł on w deszcz. Jako że temperatura przy gruncie była nadal poniżej zera, woda ściekająca z drzew zamarzała i zwisały z nich ogromne sople, zmieniając las w kryształowy pałac. Od czasu do czasu pod ciężarem lodu łamały się gałęzie i sople spadały z głuchym łoskotem na ziemię. Niekiedy po wysunięciu anteny w pogodny dzień zaczynało grzmieć i błyskać się, a nocą na niebie pojawiały się dziwne światła.
Zaraz po przybyciu w tamten rejon kompanii Korpusu Budowy dowódca powiedział wszystkim, żeby starali się nie zbliżać do pilnie strzeżonego Radarowego Szczytu, ponieważ patrole miały prawo strzelać bez ostrzeżenia.
W ostatnim tygodniu dwóch mężczyzn wybrało się na polowanie i nie zdając sobie sprawy z tego, gdzie się znaleźli, tropiło jelenia aż do podnóża góry. Wartownicy na posterunku znajdującym się w połowie drogi na szczyt zaczęli do nich strzelać. Na szczęście las był tam tak gęsty, że obu udało się uciec cało, ale jeden z nich zsikał się w spodnie. Następnego dnia otrzymali naganę na zbiórce kompanii. Może właśnie z powodu tego incydentu baza postanowiła utworzyć strefę ostrzegawczą. Również fakt, że baza mogła wydawać Korpusowi Budowy polecenie wykonywania robót, wskazywał, jak potężne ma wpływy polityczne.
Bai Mulin wziął książkę od Ye i starannie schował pod poduszką. Z tego samego miejsca wyjął kilka kartek gęsto zapisanych pismem ręcznym i podał jej.
– To brudnopis mojego listu. Zdołasz go odczytać?
– Listu?
– Jak ci już mówiłem, chcę napisać do centralnego kierownictwa w Pekinie.
Pismo było bardzo niechlujne, więc Ye musiała odczytywać je bardzo wolno. Ale list zawierał dużo informacji, był spójny i dobrze uargumentowany. Zaczynał się od opisu tego, jak w wyniku wylesienia żyzne niegdyś góry Taihang zamieniły się w jałowe pustkowia. Potem następował opis szybkiego wzrostu osadów w Żółtej Rzece w ostatnich czasach. Całość kończyła się wnioskiem, że działania prowadzone przez Korpus Produkcji i Budowy w Mongolii Wewnętrznej będą miały poważne konsekwencje ekologiczne.
Ye zauważyła, że styl Baia jest podobny do tego, w jakim napisana została Milcząca wiosna, prosty i precyzyjny, ale jednocześnie poetycki. Chociaż miała wykształcenie techniczne, lubiła prozę poetycką.
– Jest piękny – powiedziała szczerze.
Bai kiwnął głową.
– Zatem go wyślę.
Wziął kilka kartek papieru, by przepisać list na czysto, ale tak mu drżały ręce, że nie mógł nakreślić żadnego znaku. Była to powszechna reakcja osób, które po raz pierwszy używały piły łańcuchowej. Nie mogły utrzymać nieruchomo miski z ryżem, a co dopiero mówić o pisaniu.
– Może przepiszę to za ciebie? – zaproponowała Ye i wzięła od niego pióro.
– Masz taki piękny charakter pisma – powiedział Bai, patrząc na pierwszą linijkę.
Podał Ye szklankę wody. Ręce wciąż tak mu się trzęsły, że trochę rozlał. Ye odsunęła list, żeby nie zamókł.
– Studiowałaś fizykę? – zapytał.
– Astrofizykę. Teraz bezużyteczną – odparła, nawet nie podnosząc głowy.
– Badasz gwiazdy. Czy to może być bezużyteczne? Niedawno ponownie otworzono uczelnie, ale nie przyjmują magistrantów. Żeby tak wykształcone i uzdolnione osoby jak ty wysyłać w takie miejsca…
Ye nic na to nie rzekła, tylko pisała dalej. Nie chciała mówić Baiowi, że dla kogoś takiego jak ona przydział do Korpusu Budowy był w rzeczywistości szczęśliwym zrządzeniem losu. Nie chciała komentować biegu spraw – szkoda było strzępić sobie język.
W chacie zapanowała cisza, przerywana tylko skrzypieniem pióra na papierze. Ye czuła zapach trocin na ciele Baia. Po raz pierwszy od śmierci ojca zrobiło się jej ciepło w sercu i pozwoliła sobie na odprężenie, opuszczając na chwilę gardę i pozbywając się podejrzeń wobec świata.
Po upływie godziny skończyła pracę. Na kopercie napisała adres, który podyktował jej Bai, i wstała, by wyjść. W drzwiach się odwróciła.
– Daj mi swoją kurtkę – powiedziała. – Upiorę ją.
Sama była zaskoczona swoją śmiałością.
– Nie! Jak mógłbym to zrobić? – Bai potrząsnął głową. – Wojowniczki z Korpusu Budowy pracują codziennie tak samo ciężko jak mężczyźni. Powinnaś trochę odpocząć. Jutro musisz wstać o szóstej i iść do pracy w górach. Aha, Wenjie, pojutrze wracam do dowództwa dywizji. Wyjaśnię moim przełożonym, w jakiej jesteś sytuacji. Może to pomoże.
– Dziękuję, ale podoba mi się tutaj. Jest tu spokój.
Spojrzała na widoczny w świetle księżyca niewyraźny zarys ciemnych lasów na zboczach Wielkiego Chinganu.
– Próbujesz przed czymś uciec?
– Pójdę już – odparła i wyszła.
Bai