Niemiecki bękart (wyd. 3). Camilla Lackberg

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niemiecki bękart (wyd. 3) - Camilla Lackberg страница 15

Niemiecki bękart (wyd. 3) - Camilla Lackberg Saga o Fjallbace

Скачать книгу

do komisariatu, Martin był zadowolony. Nazwisko Frans Ringholm jest jakimś punktem zaczepienia.

      W Konsumie panował spokój. Patrik chodził nieśpiesznie między regałami. Czuł ulgę, że mógł wyjść z domu i pobyć sam. Mijał dopiero trzeci dzień jego urlopu ojcowskiego. Z jednej strony cieszył się, że jest z Mają, z drugiej jednak nie mógł się przyzwyczaić, że jest w domu, a nie w pracy. Nie dlatego, żeby narzekał na brak zajęć, bo szybko się zorientował, że opiekując się rocznym dzieckiem, ma pełne ręce roboty. Problem polegał na tym, że nie było to zbyt… inspirujące, co stwierdził z pewnym zawstydzeniem. To niesamowite, jaki człowiek jest uwiązany, nie może nawet spokojnie pójść do ubikacji, bo Maja staje pod drzwiami i waląc piąstkami, woła: „Tata, tata, tata”, dopóki nie da za wygraną i nie otworzy. A potem obserwuje go z ciekawością podczas czynności, które dotąd wykonywał zawsze w samotności.

      Poczuł wyrzuty sumienia, że poprosił Erikę o chwilowe zastępstwo, ale usprawiedliwił się sam przed sobą: przecież może pracować, bo Maja śpi. Może jednak powinien na wszelki wypadek zadzwonić do domu i sprawdzić. Sięgnął do kieszeni po komórkę i w tym momencie przypomniał sobie, że została na stole w kuchni. Cholera jasna! Trudno, na pewno nic złego się nie dzieje. Podszedł do regału z jedzeniem dla dzieci i zaczął oglądać słoiczki. Duszona wołowina w sosie śmietanowym, ryba w sosie koperkowym, chyba nie… Spaghetti z sosem mięsnym, to już lepiej. Niech będzie pięć słoiczków. A może sam powinien gotować dla Mai? Uznał, że to dobry pomysł, i odstawił na półkę trzy słoiczki. Mógłby od razu nagotować więcej, Maja siedziałaby sobie obok i…

      – Niech zgadnę… To typowy błąd nowicjusza: zastanawiasz się, czy nie powinieneś sam gotować.

      Głos wydał mu się znajomy, ale dziwnie nie na miejscu. Odwrócił się.

      – Karin? Cześć! Co ty tu robisz?

      Nie spodziewał się, że w Konsumie we Fjällbace spotka byłą żonę. Ostatnio widzieli się, gdy się wyprowadzała z ich wspólnego szeregowca w Tanumshede, by zamieszkać z mężczyzną, z którym ją nakrył w sypialni. Stanęła mu przed oczami ta scena, ale natychmiast znikła. To było tak dawno. Stara sprawa.

      – Kupiliśmy tu z Leifem dom, w Sumpan.

      – Co ty powiesz? – Patrik starał się ukryć zaskoczenie.

      – Tak. Gdy się urodził Ludde, postanowiliśmy zamieszkać bliżej rodziców Leifa. – Wskazała na sklepowy wózek, w którym, Patrik dopiero teraz to spostrzegł, siedział mały szkrab, uśmiechnięty od ucha do ucha.

      – No proszę, co za zbieg okoliczności – zauważył Pa-trik. – Ja mam córeczkę. Maja jest w tym samym wieku.

      – A jakże, doszły mnie słuchy – zaśmiała się Karin. – Słyszałam, że twoją żoną jest Erika Falck, tak? Powtórz jej, że bardzo mi się podobają jej książki.

      – Powtórzę – odparł Patrik i pomachał Luddemu. Mały ewidentnie próbował go oczarować. – A ty co porabiasz? – spytał. – Zdaje się, że pracowałaś w jakimś biurze rachunkowym.

      – Tak, ale odeszłam stamtąd trzy lata temu. Teraz jestem na urlopie macierzyńskim, ale pracuję w firmie zajmującej się doradztwem finansowym.

      – A ja od trzech dni mam urlop ojcowski – powiedział nie bez dumy Patrik.

      – Fajnie! A gdzie jest…

      Karin rozejrzała się, a Patrik uśmiechnął się głupawo.

      – Zostawiłem ją z Eriką. Miałem kilka spraw do załatwienia.

      – Skąd ja to znam. – Karin puściła oko. – Ta powszechna niezdolność facetów do ogarnięcia kilku spraw naraz.

      – Może i tak – odparł z zawstydzeniem Patrik.

      – Wiesz co? Może byśmy się spotkali razem z dziećmi? Pobawiliby się ze sobą, a my moglibyśmy przez ten czas pogadać jak dorośli. Wiesz, jakie to cenne?

      Przewróciła oczami i spojrzała na Patrika pytająco.

      – Bardzo chętnie. Gdzie i kiedy?

      – Zazwyczaj około dziesiątej wychodzę z małym na długi spacer. Możecie się przyłączyć. Moglibyśmy się spotkać przed apteką kwadrans po dziesiątej. Co ty na to?

      – Świetnie. A tak w ogóle to która godzina? Zo-stawiłem w domu komórkę, służy mi jako zegarek.

      Karin zerknęła na zegarek.

      – Piętnaście po drugiej.

      – Shit! Już dwie godziny jestem poza domem! – Ruszył biegiem do kasy, popychając przed sobą wózek. – Do zobaczenia jutro!

      – Piętnaście po dziesiątej. Przed apteką. I nie spóźnij się, jak zwykle, o kwadrans! – zawołała za nim Karin.

      – Nie ma obaw! – krzyknął Patrik, wyrzucając zakupy na taśmę. Miał nadzieję, że Maja nadal śpi.

      Gdy samolot zaczął schodzić do lądowania w Götebor-gu, za oknem zalegała jeszcze poranna mgła. Rozległ się głuchy odgłos wysuwania podwozia. Axel oparł głowę na fotelu i zamknął oczy. Błąd. Pojawiły się te same obrazy co od lat. Ponownie otworzył zmęczone oczy. Niewiele spał, raczej przewracał się na łóżku w swoim paryskim mieszkaniu.

      Głos kobiety w słuchawce był chłodny. Gdy mu przekazywała wiadomość o śmierci Erika, w jej głosie słychać było współczucie, ale jednocześnie jakby się od tego dystansowała. Zrobiła to tak, że domyślił się, że nie po raz pierwszy zawiadamia kogoś o śmierci bliskiej osoby.

      Niemal zakręciło mu się w głowie, gdy spróbował sobie wyobrazić, ile musiało być takich zawiadomień na przestrzeni dziejów. Telefon z policji, ksiądz stojący na progu, koperta z pieczęcią armii. Miliony, miliony zmarłych. Ktoś musiał informować najbliższych. Zawsze ktoś musi o tym poinformować.

      Axel złapał się za ucho. Z wiekiem nabrał tego zwyczaju, ale nie uświadamiał go sobie. Nie słyszał na lewe ucho, ale dotyk, o dziwo, sprawiał, że szum w tym uchu stawał się znośniejszy.

      Chciał wyjrzeć przez okno, ale zobaczył w nim włas-ne odbicie. Siwy, pomarszczony mężczyzna koło osiem-dziesiątki. Smutne, głęboko osadzone oczy. Dotknął twarzy. Przez moment miał wrażenie, że widzi Erika.

      Podwozie uderzyło o ziemię. Był w domu.

      Mądry po szkodzie, a właściwie po małym incydencie w gabinecie, Mellberg wziął smycz zawieszoną na gwoździu na ścianie i przyczepił do obroży Ernsta.

      – Chodź, miejmy to wreszcie z głowy – mruczał pod nosem, a Ernst z radości zaczął ciągnąć do drzwi tak mocno, że Mellberg musiał niemal biec.

      – Ty masz prowadzić psa, nie odwrotnie – zauważyła Annika, gdy ją mijali.

      – Jak chcesz,

Скачать книгу