Niemiecki bękart (wyd. 3). Camilla Lackberg
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niemiecki bękart (wyd. 3) - Camilla Lackberg страница 17
Axela opuścił dobry nastrój.
– Dobrze – odparł krótko. – Dobrze poszło. – Nagle zawrócił na pięcie. – Pójdę się jeszcze położyć. Proszę, spróbujcie się zachowywać cicho.
Erik odprowadził brata spojrzeniem, w którym uwielbienie i duma mieszały się z odrobiną zazdrości.
Spojrzenie Fransa wyrażało czysty podziw.
– Masz odważnego brata… Ja też bym chciał pomagać. Gdybym był odrobinę starszy…
– To co byś zrobił? – spytała z przekąsem Britta, zła, że ją wyśmiał przy Axelu. – Nigdy byś się nie odważył. Zresztą co by twój tata na to powiedział? Mówią, że on raczej by pomagał Niemcom.
– Wiesz co, siedź cicho. – Frans gwałtownie zepchnął Brittę z kolan. – Ludzie gadają, co im ślina na język przyniesie. Myślałem, że tego nie słuchasz.
Erik, zawsze grający rolę rozjemcy, zerwał się nagle i powiedział:
– Jeśli macie ochotę, możemy chwilę posłuchać płyt ojca. Ma Counta Basiego.
Podszedł do gramofonu nastawić płytę. Nie lubił, gdy ludzie się kłócili. Nie znosił tego.
Bardzo lubiła lotniska, a zwłaszcza nastrój, w jaki wprawiały ją lądujące i startujące samoloty. Ludzie z walizkami, ze spojrzeniami pełnymi nadziei, udający się na urlop albo w podróż służbową. Spotkania, powitania i pożegnania. Przypomniała sobie pewne lotnisko sprzed wielu lat i z pozoru niewidoczne, ale wyczuwalne napięcie matki kurczowo trzymającej ją za rękę. I walizkę, kilka razy pakowaną i rozpakowywaną, a potem znów pakowaną. Nie mogło być mowy o pomyłce, bo miała to być podróż w jedną stronę. Pamiętała upał, a potem zimno, gdy się znalazły na miejscu. Nigdy by nie przypuszczała, że można aż tak marznąć. Lotnisko, na które przyleciały, było takie inne. Cichsze, w szarych, chłodnych barwach. Nikt nie mówił głośno, nie gestykulował. Wszyscy wydawali się zamknięci w osobnych małych bańkach. Nikt nie patrzył im w oczy. Podstemplowali papiery i dziwnymi głosami w dziwnym języku powiedzieli, dokąd iść. Mama kurczowo trzymała ją za rękę.
– Myślisz, że to on?
Martin wskazał mężczyznę około osiemdziesiątki przechodzącego właśnie przez kontrolę paszportową. Wysoki, siwy, z beżowym trenczem przewieszonym przez ramię. Nobliwy, pomyślała Paula.
– Sprawdzimy. – Wysunęła się do przodu. – Prze-praszam, pan Frankel?
Kiwnął głową.
– Myślałem, że mam jechać do komisariatu. – Wyglądał na zmęczonego.
– Pomyśleliśmy, że lepiej po pana wyjedziemy, zamiast czekać w komisariacie.
Martin ukłonił się uprzejmie.
– Aha. W takim razie dziękuję za podwiezienie. Zazwyczaj korzystam z transportu publicznego.
– Ma pan bagaż do odebrania?
Paula spojrzała w kierunku taśmy.
– Nie, mam tylko bagaż podręczny. – Wskazał na walizkę, którą ciągnął za sobą. – Zawsze zabieram jak najmniej bagażu.
– To sztuka, której mnie nie udało się opanować – zaśmiała się Paula.
Uśmiechnął się w odpowiedzi. Zmęczenie na chwilę zniknęło z jego twarzy.
Rozmawiali o błahostkach do chwili, gdy usadowili się w samochodzie i Martin ruszył w stronę Fjällbacki.
– Czy… czy ustaliliście coś nowego? – Głos mu drżał. Umilkł, jakby musiał się opanować.
Paula, siedząca razem z nim na tylnym siedzeniu, potrząsnęła głową.
– Niestety nie. Mamy nadzieję, że pan nam pomoże. Chcemy na przykład wiedzieć, czy panu wiadomo, czy brat miał jakichś wrogów. Czy ktoś mógł chcieć mu zaszkodzić?
Axel powoli potrząsnął głową.
– Nie, skąd. Brat był spokojnym człowiekiem, życzliwym… To absurdalny pomysł, żeby ktoś chciał go skrzywdzić.
– A co panu wiadomo na temat jego kontaktów z ugrupowaniem o nazwie Przyjaciele Szwecji? – wtrącił się zza kierownicy Martin i w lusterku spojrzał mu w oczy.
– Czytaliście korespondencję Erika. Z Fransem Ringholmem.
Axel tarł nos, zwlekał z odpowiedzią. Paula i Martin czekali cierpliwie.
– Mamy sporo czasu – zauważyła Paula, dając mu do zrozumienia, że czeka na dalszy ciąg.
– Frans jest naszym przyjacielem z dzieciństwa, znamy się całe życie. Ale… jak by to powiedzieć… my poszliśmy jedną drogą, a Frans drugą.
– Jest prawicowym ekstremistą?
Martin znów spojrzał Axelowi w oczy.
– Tak. Nie bardzo się orientuję, co i jak. Wiem tylko, że przez całe dorosłe życie obracał się w tym środowisku i jest jednym z założycieli tych… Przyjaciół Szwecji. Przypuszczam, że wyniósł to z domu. Ale w czasach, kiedy się przyjaźniliśmy, nie przejawiał takich sympatii. Ale ludzie się zmieniają. – Potrząsnął głową.
– Dlaczego ta organizacja uznała, że działalność pańskiego brata jej zagraża? Z tego, co wiem, nie angażował się politycznie, był historykiem specjalizującym się w dziejach drugiej wojny światowej.
Axel westchnął.
– Niełatwo oddzielić jedno od drugiego… Nie da się badać historii nazizmu i zachować polityczną neutralność bądź uchodzić za człowieka zachowującego neutralność. Wiele organizacji neonazistowskich twierdzi na przykład, że nie było obozów koncentracyjnych. W związku z tym badania i publikacje na ten temat odbierają jako zagrożenie i atak na siebie. Jak już mówiłem, to skomplikowana sprawa.
– A pan? Czy pan również otrzymywał pogróżki? – spytała Paula, wpatrując się w niego.
– Oczywiście, i to znacznie poważniejsze niż Erik. Współpracę z Centrum Szymona Wiesenthala traktuję jako swoje zadanie życiowe.
– To znaczy? – spytał Martin.
– Ścigacie zbiegłych i ukrywających się nazistów. Doprowadzacie do tego, by stanęli przed sądem – uzupełniła Paula.
Axel przytaknął.
– Między innymi. W związku z tym otrzymałem odpowiednią liczbę rozmaitych gróźb.
– Może