Niemiecki bękart (wyd. 3). Camilla Lackberg
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niemiecki bękart (wyd. 3) - Camilla Lackberg страница 18
– Co ma z tym wspólnego Frans Ringholm? Wspo-mniał pan, że to wasz przyjaciel z dzieciństwa, tak? – powiedział Martin.
– Ściśle rzecz biorąc, przyjaciel Erika. Ja jestem parę lat starszy, więc nie mieliśmy wspólnych kolegów.
– Erik dobrze znał Fransa? – Paula uważnie go obserwowała swymi brązowymi oczami.
– Tak, ale to naprawdę dawne dzieje. Potem już nie mieli ze sobą do czynienia.
Temat wydawał się niewygodny. Axel zaczął się wiercić.
– Mówimy o wydarzeniach sprzed sześćdziesięciu lat. Nawet jeśli się nie cierpi na demencję, pamięć zaczyna szwankować. – Uśmiechnął się słabo i popukał palcem w głowę.
– Sądząc po tych listach, to nie takie znów dawne dzieje. Frans kilkakrotnie pisał do pańskiego brata.
– Taak, sam już nie wiem. – Axel przeczesał włosy palcami. Wyglądał na przygnębionego. – Ja miałem swoje życie, brat swoje. Nie wiedzieliśmy o sobie wszystkiego. Poza tym dopiero od trzech lat na stałe mieszkamy razem we Fjällbace, ja częściowo na stałe. Erik miał mieszkanie w Göteborgu, gdy tam pracował, a ja w tym czasie jeździłem po świecie. Ale zawsze traktowaliśmy ten dom jako bazę i gdyby mnie ktoś spytał, gdzie mieszkam, odpowiedziałbym, że we Fjällbace, choć latem zawsze uciekam do swojego paryskiego mieszkania. Nie znoszę hałasu i komercji, które tutaj towarzyszą turystyce. Poza tym prowadzimy z bratem bardzo spokojne, samotnicze życie. Przychodzi do nas tylko sprzątaczka. Tak wolimy… to znaczy woleliśmy… – Głos uwiązł mu w gardle.
Paula poszukała spojrzenia Martina. Martin lekko potrząsnął głową, na chwilę odrywając wzrok od autostrady. Nie mieli więcej pytań. Do końca podróży wymieniali zdawkowe, wymuszone uwagi. Axel wyglądał, jakby był bliski załamania. Wyraźnie odczuł ulgę, gdy w końcu zajechali przed dom.
– Nie będzie dla pana problemem mieszkać teraz tutaj? – Paula nie mogła się powstrzymać.
Axel przystanął z walizką w ręku. Spojrzał na duży biały dom. Przez chwilę milczał.
– Nie. To nasz dom, mój i Erika. Należymy do niego. Obaj.
Uśmiechnął się smutno i podał im rękę, a potem podszedł do drzwi. Paula patrzyła na jego plecy. Aż biła od nich samotność.
– Dostałeś wczoraj za swoje po powrocie do domu?
Karin ze śmiechem pchała wózek z Luddem. Szła dość szybko, Patrik, sapiąc, usiłował dotrzymywać jej kroku.
– Można tak powiedzieć.
Skrzywił się na myśl o powitaniu, jakie mu zgotowała Erika. Przyznawał, że miała powód, w końcu to on miał się zajmować Mają w ciągu dnia, żeby ona mogła pisać. A jednak uważał, że trochę przesadziła. Przecież nie wyszedł z domu dla przyjemności, załatwiał sprawy związane z ich wspólnym gospodarstwem. Skąd miał wiedzieć, że akurat tym razem Maja nie będzie chciała spać o zwykłej porze? Do wieczora żona odnosiła się do niego zim-no. Uznał, że to niesprawiedliwe. Ale Erika miała tę zaletę, że nie była pamiętliwa. Rano jak zwykle dostał całusa, jakby o wszystkim zapomniała. Nie odważył się jej jednak powiedzieć, kto będzie mu towarzyszył podczas spaceru. Oczywiście powie, ale później. Erika nie jest wprawdzie zazdrosna, ale spacer z byłą żoną to nie najlepszy temat do rozmowy, gdy i tak ma się obciążone konto.
Karin jakby czytała w jego myślach.
– Czy Erika nie ma nic przeciwko temu, że się spotykamy? Od naszego rozwodu minęło wprawdzie ładnych parę lat, ale ludzie… bywają przeczuleni…
– Ależ skąd. – Patrik nie przyznał się, że stchórzył. – Nie ma problemu. Zupełnie.
– Świetnie. Chcę przez to powiedzieć, że wprawdzie przyjemnie jest pospacerować w towarzystwie, ale nie chciałabym, żebyś z mojego powodu miał jakieś problemy w domu.
– A Leif? – Patrik wolał zmienić temat.
Pochylił się nad wózkiem i poprawił Mai przekrzywioną czapeczkę. Córeczka nie zwracała na niego uwagi, całkowicie pochłonięta komunikowaniem się z jadącym obok Luddem.
– Leif… – prychnęła Karin. – To cud, że Ludde go jeszcze poznaje. Zawsze jest w trasie.
Patrik ze współczuciem pokiwał głową. Nowy mąż Karin był wokalistą kapeli Leffes. Takie słomiane wdowieństwo musi być dla niej niełatwe.
– Mam nadzieję, że nie macie żadnych poważniejszych problemów, co?
– Za rzadko się spotykamy, żebyśmy mogli mieć problemy.
Karin się roześmiała, ale jej śmiech zabrzmiał gorzko.
Patrik pomyślał, że nie mówi całej prawdy, i nie wiedział, co powiedzieć. Dziwnie się czuł, rozmawiając z byłą żoną o jej problemach w nowym związku. Na szczęście zadzwoniła jego komórka.
– Cześć, mówi Pedersen. Dzwonię, żeby ci przekazać wyniki sekcji zwłok Erika Frankla. Jak zwykle przesłałem raport faksem, ale pomyślałem, że na pewno wolałbyś, żebym ci go przedstawił w skrócie przez telefon.
– Tak, naturalnie… – Patrik przeciągał słowa i patrzył za Karin. Zwolniła, żeby na niego zaczekać. – Tylko widzisz, chwilowo jestem na urlopie ojcowskim…
– Proszę! Moje gratulacje! Masz przed sobą wspaniały okres. Ja spędziłem w domu pół roku z dwójką dzieci i uważam, że to były najlepsze dni mojego życia.
Patrik zupełnie zbaraniał. Nigdy by się tego nie spodziewał po Pedersenie. Znał go jako niezwykle skutecznego, powściągliwego i chłodnego medyka sądowego. Wyobraził sobie Pedersena, jak w fartuchu lekarskim siedzi w piaskownicy i powoli, starannie stawia babki. Nie mógł się powstrzymać od śmiechu. Natychmiast usłyszał opryskliwy ton:
– Co w tym takiego śmiesznego?
– Nie, nic. – Patrik pokazał na migi zdziwionej Karin, że potem jej wyjaśni. Po chwili dodał z powagą: – Wiesz co, mógłbyś mi w skrócie zreferować wyniki sekcji? Byłem przedwczoraj na miejscu zbrodni i staram się być na bieżąco.
– Oczywiście – odpowiedział Pedersen z rezerwą. – Sprawa jest prosta. Erik Frankel otrzymał cios w głowę ciężkim przedmiotem, przypuszczalnie kamieniem, bo w ranie zostały drobne odłamki. Co by wskazywało na to, że kamień był porowaty. Śmierć nastąpiła natychmiast, ponieważ został uderzony w prawą skroń, co spowodowało silny wylew do mózgu.
– Jak sądzisz, z której strony padł cios? Z tyłu czy z boku?
– Według mnie sprawca stał naprzeciw ofiary. Najprawdopodobniej jest praworęczny. Cios z prawej strony jest wtedy naturalny. Osobie leworęcznej byłoby bardzo niewygodnie to zrobić.
– A narzędzie