Seria o komisarzu Williamie Wistingu. Йорн Лиер Хорст

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Seria o komisarzu Williamie Wistingu - Йорн Лиер Хорст страница 14

Seria o komisarzu Williamie Wistingu - Йорн Лиер Хорст Mroczny zaułek

Скачать книгу

z sypialni znajdujących się na parterze została przerobiona na gabinet. Pod oknem stało duże biurko z kanciastym monitorem i stosami gazet i magazynów. Stojące wzdłuż ścian regały były zapełnione zbiorami reportaży, książkami dokumentalnymi, biografiami polityków, rozprawami i książkami na temat historii Stanów Zjednoczonych. W rogu pokoju stała szafa archiwizacyjna. Wisting wyciągnął najwyższą szufladę i przejrzał zawieszane teczki. Były tam dokumenty rejestracyjne, oficjalne świadectwa, stare materiały egzaminacyjne, dokumentacja ubezpieczeniowa i podatkowa, faktury i paragony. Kolejna szuflada zawierała różne wycinki z gazet oraz osobistą korespondencję. Wszystko od kronik i listów do redakcji, które zostały opublikowane, po listy do lokalnej wspólnoty mieszkaniowej, kartki z życzeniami na Boże Narodzenie i z okazji urodzin. Osobna teczka została opatrzona imieniem „Lena”. Wisting domyślił się, że chodziło o wnuczkę Clausena. Teczka była niemal pusta. Znajdował się w niej wycinek z gazety z uroczystości w przedszkolu ze zdjęciem matki i córki, podobny wycinek z jakiejś imprezy szkolnej, informacja o narodzinach dziewczynki w rubryce „Witajcie na świecie!” oraz gazetka parafialna z Ljan i Nordstrand, gdzie nazwisko Leny Salvesen pojawiło się w nagłówku artykułu o nowo ochrzczonych parafianach.

      W dolnej szufladzie wisiały dwie opasłe teczki. Większa zawierała korespondencję ze szpitalem w związku z chorobą i śmiercią żony. W drugiej Clausen zbierał wszystko, co miało związek z synem: od dzienniczków ucznia do aktu zgonu.

      Z dokumentacji szkolnej wynikało, że chłopak był dobry z wielu przedmiotów, ale z czasem miał coraz więcej nieobecności i coraz słabsze oceny. W swoich uwagach nauczyciele wiele razy wskazywali, że uczeń ma wyraźne kłopoty z koncentracją. Były tam również pisma dotyczące diagnostyki pod kątem ADHD, ale wyglądało na to, że nie postawiono diagnozy.

      Mortensen usiadł przy biurku i zaczął przeglądać szuflady.

      – Dzienniki – powiedział i wyjął z dolnej szuflady stos małych czerwonych terminarzy.

      Dzienniki były ułożone chronologicznie i obejmowały lata 1981–2005. Wisting wyjął kalendarz na rok 1998 i przewertował kartki. Na każdy tydzień przypadała jedna kartka. Dziewięć linii było przeznaczonych na dni powszednie, cztery na sobotę i niedzielę. Clausen notował różne spotkania. Niektóre w postaci skrótów, inne z podaniem imion i nazwisk. Część z nich była przekreślona, a część podkreślona. Żadnych osobistych uwag dotyczących poszczególnych spotkań, wyłącznie czas i miejsce.

      Mortensen odłożył terminarze na bok, żeby nie zapomnieć ich zabrać.

      Kolejne godziny poświęcili na systematyczne przeszukanie gabinetu. Bernhard Clausen wydawał się osobą, która nie miała nic do ukrycia. W pokoju nie było sejfu ani żadnej szuflady zamykanej na klucz. Żaden dokument, który do tej pory wpadł im w ręce, nie był w najmniejszym stopniu kompromitujący.

      Mortensen znalazł hasło do komputera na kartce pod podkładką na biurko. Zalogował się i przejrzał pliki, ale również tam nie znalazł niczego interesującego.

      Poza terminarzami zabrali jedynie książkę z imponującą listą adresów i telefonów.

      Przed wyjazdem Wisting postanowił sprawdzić garaż. Były dwa – jeden połączony z domem, a drugi, wolno stojący, bliżej drogi. Klucz do obu pomieszczeń wisiał w szafce w przedpokoju. Garaż przy domu nie był zamknięty na klucz. Komisarz podniósł bramę i zajrzał do środka. Przy ścianie stał stół warsztatowy, a nad nim wisiała półka z narzędziami. O sąsiednią ścianę opierały się szufla do śniegu i miotła. Nic poza tym.

      Zamknęli garaż na klucz i poszli sprawdzić drugie pomieszczenie. Gdy podnosili bramę, zaskrzypiały sprężyny. W środku panował okropny bałagan. Rozebrane na części motocykle, narzędzia, maszyny i inny sprzęt.

      – Garaż syna – skomentował Mortensen i przeszedł nad oliwiarką.

      Jego buty zostawiały ślady w kurzu i brudzie zalegających na betonowej podłodze.

      – Wygląda na to, że nikt nie zaglądał tutaj od czasu jego śmierci – skomentował Wisting.

      Został na zewnątrz, podczas gdy Mortensen zajrzał do kilku szafek i próbował otworzyć drzwi znajdujące się w głębi garażu.

      – Obawiam się, że nic tu nie znajdziemy – powiedział, wychodząc.

      Wisting opuścił bramę i przyznał mu rację. Rozwiązania zagadki należało szukać gdzie indziej.

      10

      Line uruchomiła silnik, ale nie ruszyła. Siedziała za kierownicą i analizowała spotkanie z Edel Holt. Spędziła u niej sporo czasu i mogła skreślić z listy właściwie wszystkie pytania, które ojciec chciał, żeby zadała, ale nie dowiedziała się niczego konkretnego. Rozmowa schodziła na temat pieniędzy wiele razy, ale nic interesującego z tego nie wynikło.

      Miała nadzieję, że spotkania ojca i Mortensena z czołowymi politykami Partii Pracy okażą się bardziej owocne. Ta część pracy, która przypadła jej w udziale, była najmniej satysfakcjonująca. Przypominała błądzenie po omacku.

      Następne spotkanie miała umówione z Guttormem Hellevikiem. Mężczyzna zajmował wiele różnych stanowisk i pełnił wiele funkcji w Partii Pracy zarówno na poziomie centralnym, jak i w Radzie Miasta Oslo. Line pamiętała go z paru serwisów informacyjnych jako otyłego mężczyznę o gęstych siwych włosach.

      Drzwi otworzyła jego żona i wpuściła ją do środka.

      – Przyszła! – zawołała w głąb mieszkania.

      Guttorm Hellevik coś odkrzyknął. Kobieta zaprowadziła Line do jego gabinetu. Polityk wstał od biurka i podszedł do dziennikarki.

      – Zacząłem pisać wspomnienie pośmiertne – wyjaśnił, wykonując dłonią ruch w kierunku biurka. – W kościele inni zabiorą głos, ale czuję silną potrzebę spisania kilku wspomnień o Bernhardzie.

      Podeszli do niewielkiego zestawu wypoczynkowego i usiedli.

      – Co pamięta pan najlepiej? – spytała.

      – Pogodny nastrój, serdeczność i ciekawe rozmowy – odparł. – Był zawsze pełen zaangażowania i okazywał ludziom szczere zainteresowanie.

      – Był pan jedną z najbliższych mu osób – stwierdziła Line.

      – Dawniej na pewno – przytaknął i opowiedział o tym, jak spotkał Clausena w latach sześćdziesiątych, kiedy obaj pracowali jako mężowie zaufania, i jak zaangażowali się w ruch robotniczy. Sypał anegdotami i historiami z życia Clausena jako polityka i osoby prywatnej, które zdawały się potwierdzać ogólne wrażenie, jakie robił na innych: człowieka otwartego, wspaniałomyślnego, szczerego i mądrego, który dużo znaczył dla wielu osób.

      – Ale potem się zmienił – mówił dalej Hellevik. – W krótkim czasie stracił żonę i syna. Załamał się. To, że musiał patrzeć na chorobę żony, było dla niego większym ciosem, niż się mogło wydawać. Z pozoru silny i opanowany, w rzeczywistości bardzo trudno mu było pogodzić się z tym, że nie jest w stanie jej

Скачать книгу