Seria o komisarzu Williamie Wistingu. Йорн Лиер Хорст

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Seria o komisarzu Williamie Wistingu - Йорн Лиер Хорст страница 16

Seria o komisarzu Williamie Wistingu - Йорн Лиер Хорст Mroczny zaułek

Скачать книгу

jasne – powiedziała. – Rzeczywiście zaszło nieporozumienie. Bardzo przepraszam za to całe zamieszanie.

      Ruszyła w stronę samochodu i wsiadła do środka. Nagle Gine Jonasen wstała i pomachała, chcąc ją zatrzymać. Line opuściła szybę od strony pasażera i przechyliła się nad fotelem.

      – Wie pani co – zaczęła kobieta, podchodząc do auta. – Właśnie mi się przypomniało, że kiedy dostałam telefon, ktoś dzwonił kilka razy i rozłączał się, jakby chciał rozmawiać z osobą, która miała ten numer przede mną.

      Line przytaknęła. Tak właśnie było. Numer, z którego przez jakiś czas nie korzystano, był przyznawany nowemu abonentowi.

      – Wie pani, kto dzwonił?

      – Nie, ale pytał o Daniela.

      – Pamięta to pani?

      – Tak, ponieważ mój ojciec ma na imię Daniel. Sądziłam, że chodzi o niego. Z tego powodu wyniknęło parę nieporozumień.

      – Czyli osoba, która używała tego numeru przed panią, prawdopodobnie miała na imię Daniel?

      – Tak, ale to było przecież tak dawno temu.

      Line podziękowała, ściągnęła zębami nasadkę długopisu i zanotowała imię na czystej stronie w notesie. „Daniel”.

      11

      Wisting otworzył dwie puszki gulaszu, przelał ich zawartość do garnka i rozgrzał maksymalnie płytę.

      Siedzieli w czwórkę przy kuchennym stole. Wisting odsunął papiery na środek blatu, postawił talerz na swoim zwykłym miejscu, a potem nakrył dla Mortensena, Line i Amalie.

      – Wcale taki nie był – powiedziała Line i odłożyła na bok nekrolog Bernharda Clausena. – Partia wystawiła mu laurkę, a przecież Guttorm Hellevik opowiadał, że Clausen zmienił punkt widzenia na wiele spraw. Nie chcieli już, żeby przemawiał 1 maja.

      Wisting pomyślał, że opinia Line jest sprzeczna z tym, co usłyszał tego dnia w siedzibie partii.

      – Nikt nie chce mówić źle o zmarłym – skomentował Mortensen. Już miał sprzątnąć laptop ze stołu, gdy nagle znieruchomiał.

      – Dwa ślady linii papilarnych zabezpieczonych na kartonach z pieniędzmi właśnie zostały zidentyfikowane – oznajmił, nie odrywając wzroku od ekranu.

      Amalie chwyciła widelec i uderzyła nim o stół. Line wyjęła jej sztuciec z ręki.

      – Czyje? – spytał Wisting, podchodząc do kuchenki.

      – Bernharda Clausena i Waltera Kroma. Zidentyfikowano je na podstawie próbek referencyjnych. Odciski palców Clausena były na wszystkich pudłach, Waltera Kroma tylko na dwóch. Ale zabezpieczono również dwa inne, nieznane ślady. Właśnie szukają ich w bazie.

      – Kiedy dostaniemy odpowiedź? – spytała Line.

      – Jutro.

      – Piszą coś o kartce z numerem telefonu? – spytał Wisting, mieszając gulasz.

      Mortensen potrząsnął przecząco głową.

      – To jest na razie nieformalne, wstępne zawiadomienie – odparł. – Ale gdyby coś ustalili, na pewno by o tym wspomnieli.

      – W jego adresowniku jest czterech mężczyzn o imieniu Daniel – mówiła dalej Line. – Ale żaden z nich nie ma takiego numeru telefonu, jak ten zapisany na kartce.

      – Przecież dostał nowy numer telefonu – przypomniał Wisting.

      – Jeden to numer do Daniela Nyrupa, duńskiego polityka z MSZ-u. – Line uśmiechnęła się. – A drugi do Daniela Rabe, dziennikarza politycznego z „Aftenposten”.

      Gulasz zaczął bulgotać. Wisting poczekał chwilę, żeby jedzenie zrobiło się wystarczająco ciepłe, po czym postawił garnek na stole.

      Line zawiązała córce śliniak, nałożyła jej na talerz porcję gulaszu i największe kawałki rozgniotła widelcem.

      – Myślisz, że firma telekomunikacyjna nie przechowuje informacji na temat tego, kto posiadał wcześniej dany numer? – spytała.

      – Już to kiedyś przerabiałem – powiedział Mortensen, odsuwając laptop. – Tego typu danych nie przechowują aż tak długo, ale dla pewności mogę to sprawdzić.

      Gdy Wisting częstował się gulaszem, zadzwonił telefon.

      – Jonas Hildre, „Dagbladet” – przedstawił się dzwoniący. – Co może mi pan powiedzieć o Bernhardzie Clausenie?

      Pytanie padło nagle i niespodziewanie.

      – Co pan ma na myśli? – spytał Wisting, wkładając chochlę z powrotem do garnka.

      – Trwa dochodzenie – stwierdził dziennikarz.

      – W jego domku letniskowym wybuchł pożar – odparł komisarz.

      To nie była żadna nowość. Wszystkie media o tym pisały, ale Wisting nie chciał stawiać samego siebie pod ścianą i tłumaczyć się z prowadzonych czynności.

      – Za to dochodzenie odpowiedzialna jest Christine Thiis – dodał. – Może pan z nią porozmawiać.

      – Na razie chciałem jedynie poznać tło sprawy.

      Wisting miał ochotę zakończyć rozmowę. Nie chciał, żeby jego nazwisko pojawiło się w gazetach, ale gdyby odesłał dziennikarza, postawiłby Christine w niezręcznej sytuacji. Nie znała sprawy i nie mogła się o niej wypowiadać.

      – W porządku, ale nie chcę, żeby mnie pan cytował ani się na mnie powoływał.

      – Nie ma sprawy – odparł dziennikarz. – Jak już mówiłem, potrzebuję tylko kilku podstawowych faktów. Na przykład: czy znacie już przyczynę pożaru?

      – Nie – odparł komisarz.

      – Ale podejrzewacie, że doszło do podpalenia?

      – Najpierw musimy ustalić przyczynę.

      – Mam informację, że tuż przed wybuchem pożaru w domku letniskowym przebywały osoby trzecie.

      Wisting pożałował, że zgodził się na rozmowę. Dziennikarz był dobrze poinformowany. Musiał dostać cynk od kogoś z firmy ochroniarskiej. Trudno było go zbyć.

      – Badamy ten wątek – potwierdził. – Firma ochroniarska zgłaszała, że otrzymywali kilka różnych powiadomień.

      Wstał i odszedł kilka kroków od stołu.

      – Czekamy na raport techniczny – dodał, sugerując, że częste alarmy mogły być spowodowane błędem technicznym.

Скачать книгу