Seria o komisarzu Williamie Wistingu. Йорн Лиер Хорст
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Seria o komisarzu Williamie Wistingu - Йорн Лиер Хорст страница 15
– Po jej śmierci stał się innym człowiekiem – podsumował.
– Jak to?
Mężczyzna zamyślił się, jakby musiał ważyć słowa w obawie, że to, co powie, zostanie odebrane jako krytyka.
– Bernhard we wszystko się angażował i okazywał innym zainteresowanie, chciał wiedzieć, co myślą, i otwarcie wyrażał swoje poglądy, ale po śmierci Lisy stał się milczący i nieobecny duchem. Wcześniej to on najchętniej zabierał głos przy stole, ale później stał się cichy i skryty. Pochłonięty własnymi myślami.
To, o czym mówił Hellevik, pokrywało się z opisem, jaki zaledwie kilka godzin wcześniej przedstawiła Edel Holt.
– Czy w tamtym czasie nastąpiły jakieś inne zdarzenia, które wpłynęły na jego zachowanie? – spytała Line.
Wyglądało na to, że Hellevik nie zrozumiał pytania.
– Jakieś wydarzenia polityczne? – dodała, nie wyjaśniając, dlaczego o to pyta.
Pokręcił przecząco głową.
– Nie, ale Bernhard zaczął zmieniać poglądy polityczne w wielu kwestiach.
– Co pan ma na myśli?
– Partia Pracy reprezentuje idee wolności, sprawiedliwości i wspólnoty, ale on zaczął inaczej je postrzegać. Nie czuł się wolny. Twierdził, że społeczeństwo podlega zbyt wielu regulacjom, że za bardzo ingerujemy w prywatne sprawy ludzi i przeszkadzamy tym, którzy chcą coś zrobić lub osiągnąć. Uważał, że to niesprawiedliwe, i czuł coraz większą potrzebę odseparowania się od reszty społeczeństwa i zaznaczenia swojej obecności jako indywidualna, niezależna jednostka.
Hellevik opowiadał dalej o politycznych dyskusjach, jakie prowadził z Clausenem.
– Dla Georga Himlego i pozostałych przywódców partii powoli stawał się problemem, ponieważ głoszone przez niego poglądy uderzały w podstawy ideologiczne naszej partii. Jeśli o mnie chodzi, ceniłem w nim to, że był tak śmiały i szczery. Niezależność myśli jest jedną z cech, które budzą mój podziw.
– Ale przecież wrócił jako minister spraw zagranicznych? – zauważyła Line.
– Zmiana, o której mówię, następowała stopniowo – wyjaśnił. – Stała się widoczna później, pod koniec jego kariery politycznej, ale wydaje mi się, że wszystko zaczęło się wtedy, kiedy został sam.
Line postanowiła odejść od polityki i skierować rozmowę na inne tory.
– Często bywał pan w jego domku letniskowym?
– Każdego lata – odparł.
– Również tamtego lata po śmierci jego żony? – spytała. Zależało jej na tym, żeby skupić się na interesującym ją okresie.
– Owszem – potwierdził i opowiedział jej o wyprawach na ryby, długich letnich wieczorach i pracach wykonanych w czynie społecznym.
– Pod koniec lata widział świat w nieco jaśniejszych barwach, ale właśnie wtedy wydarzył się wypadek, w którym zginął jego syn.
Rozmawiali jeszcze przez pół godziny, zanim Line znalazła pretekst, by zakończyć wywiad.
Siedząc już w samochodzie, zaczęła przeglądać notatki. Musiała składać ojcu raport z każdego odkrycia, którego dokonała. Nie przywykła do takiej metody pracy. Zwykle zbierała notatki to tu, to tam, część zapisywała w swoim notesie, część w komputerze, a resztę przechowywała w głowie. Z tego wszystkiego powstawał artykuł. Jednak tym razem to ojciec, a nie ona, miał poskładać wszystkie elementy i złożyć z nich spójną historię.
Z notatek z rozmowy z Guttormem Hellevikiem wyłaniał się nieco inny obraz Bernharda Clausena niż ten, który poznała dotychczas. To było interesujące, ale Line czuła, że nie zbliżyła się nawet o krok do tego, czego podświadomie szukała.
Najciekawszym zadaniem, które do tej pory przydzielił jej ojciec, była kartka z numerem telefonu, znaleziona w jednym z kartonów z pieniędzmi. Line wyjęła notatkę ojca z nazwiskiem, adresem i numerem PESEL właściciela numeru telefonu. Gine Jonasen. Niewiele można było znaleźć informacji na jej temat. Mieszkała sama, nie miała dzieci i pracowała na pół etatu w księgarni.
Line wpisała adres do GPS-u. Dojazd do domu Jonasen miał zająć dwadzieścia sześć minut. Zamiast zadzwonić i umówić się na spotkanie, Line przekręciła kluczyk w stacyjce i ruszyła we wskazanym kierunku. Podążając za nawigacją, dotarła do Kolsås, do mieszkania w piwnicy. Przy stole w ogrodzie siedziała młoda kobieta w wieku Line i spoglądała na nią znad książki. Line, wysiadając, chwyciła notes.
– Dzień dobry! – przywitała się i zatrzasnęła za sobą drzwi samochodu. – Pani Gine Jonasen?
Kobieta odłożyła książkę.
– Tak?
Line podeszła bliżej i się przedstawiła.
– Piszę artykuł o Bernhardzie Clausenie – powiedziała i wyjaśniła, że jest dziennikarką.
Na twarzy kobiety malowało się bezbrzeżne zdziwienie.
– Chciałabym przez chwilę z panią o nim porozmawiać – ciągnęła Line.
– Ze mną?
– Tak. Znała go pani, prawda?
Jonasen potrząsnęła przecząco głową.
– Myślę, że z kimś mnie pani pomyliła – odparła. – Wiem, kim był Bernhard Clausen, ale nigdy osobiście go nie znałam.
Line spojrzała na kartkę, którą dostała od ojca. Gine Jonasen urodziła się w 1988 roku.
– To może znała pani jego syna? – spytała, jakby doznała nagłego olśnienia. – Lennarta Clausena?
Kobieta roześmiała się, sugerując, że musiało zajść jakieś nieporozumienie.
– Wydaje mi się, że chodzi pani o inną Gine Jonasen – powiedziała.
Line odczytała na głos numer telefonu i PESEL.
– To ja – potwierdziła kobieta.
– I nikt inny nie korzysta z pani telefonu?
Jonasen pochyliła się i podniosła butelkę wody stojącą w cieniu pod stołem.
– Nie – odparła i odkręciła nakrętkę.
Nagle Line przyszła do głowy pewna myśl.
– Od jak dawna ma pani ten numer telefonu?
– Od zawsze.
– To