Ludzkie potwory. Nikki Meredith
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ludzkie potwory - Nikki Meredith страница 16
Według licznych publikacji poświęconych jego dzieciństwu, w tym biografii napisanej przez jego dawnego kolegę z celi Nuela Emmonsa Manson in His Own Words. The Shocking Confessions of the Most Dangerous Man Alive [Manson według Mansona. Szokujące wyznania najniebezpieczniejszego człowieka na świecie], czy nieco świeższej pozycji Jeffa Guina Manson wiele kwestii związanych z wczesnym okresem jego życia budzi wątpliwości. Przez te wszystkie lata Manson przedstawił bogatą paletę opowieści o swoim dzieciństwie, często wzajemnie sprzecznych. W każdym razie panuje pewna zgoda odnośnie do tego, że miał nastoletnią matkę Kathleen Maddox, a jego biologicznym ojcem był pułkownik Scott, żonaty kanciarz, który zniknął przed jego narodzinami. Był też przybrany ojciec William Manson, który kręcił się wokół Kathleen na tyle długo, że to jego nazwisko zapisano w akcie urodzenia pasierba.
Piętnastoletnia Kathleen Maddox nie była idealną matką. Przesiadywała w barach, zostawiając synka pod opieką kobiet, które niezbyt się do tego nadawały. Zdaniem samego Mansona nie zależało jej na nim do tego stopnia, że pewnego razu chciała go oddać barmance w zamian za dzban piwa. Kiedy chłopiec miał cztery lata, Kathleen skazano na pięć lat więzienia za współudział w napadzie na stację obsługi. W rezultacie Manson spędził wczesne dzieciństwo na błąkaniu się pomiędzy fanatycznie religijnymi dziadkami a stanowymi domami dziecka, w których był regularnie maltretowany przez personel lub wychowanków. Zważywszy na to, jakie miał młode lata, nie powinno dziwić, że później wysługiwał się innymi i ich wykorzystywał. Inaczej jednak było w przypadku tych, którzy do niego lgnęli. Nie mieli wprawdzie cudownego dzieciństwa, niemniej większość z nich została wychowana przez rodziców zaspokajających ich podstawowe potrzeby: miłość, czułość, perspektywy na przyszłość i coś więcej niż tylko odrobina dobrobytu.
Kontrast pomiędzy jego przeszłością a losami pozostałych członków Rodziny jest uderzający. Mały Charles Manson nie miał ojca; tata Patricii Krenwinkel co sobotę zabierał córkę na spacer po Westchester, gdzie przyglądali się postępom na budowie portu lotniczego Los Angeles. Kiedy Charles Manson miał osiem lat, jego matka siedziała w więzieniu stanowym Moundsville w Wirginii Zachodniej za napaść z bronią w ręku; mama ośmioletniej Leslie Van Houten codziennie piekła brownies, i to o takiej porze, by jej wracające ze szkoły dzieci czuły ich zapach w drzwiach wejściowych do domu. Tex Watson, nazywany przez swoją matkę „dumą i radością” rodziny, wychowywał się w pełnej rodzinie, należał do organizacji 4-H i skautów. W liceum w teksańskim Farmerville był wzorowym uczniem, wyśmienitym biegaczem i pomocnikiem w drużynie futbolowej.
Większość z reszty młodych ludzi stanowiących krąg najbliższych akolitów Mansona – Mary Brunner, Sandra Good i Lynette Fromme – pochodziła z podobnych środowisk. Susan Atkins, której krewni wpadli w alkoholizm i problemy finansowe, była wyjątkiem. Jak już wspomniałam, przez śmierć matki Catherine Share została zdana na łaskę mężczyzny świetnie potrafiącego wykorzystywać czyjeś słabości.
Jak zatem ten „wściekły, mściwy i podły karzeł” zdołał zdobyć absolutną kontrolę nad tymi dzieciakami? Oczywiście miał wrodzony dar manipulowania ludźmi, niemniej pobyt za kratami dostarczył mu dodatkowych możliwości edukacyjnych w tym zakresie. W więzieniu nauczył się paru sutenerskich sztuczek i poznał podstawowe techniki przymusu stosowane przez scjentologów, jednak największy wpływ wywarł na niego Dale Carnegie, autor książki Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi. Manson nie dość, że ją przeczytał, to jeszcze podczas jednej z odsiadek uczestniczył w poświęconym jej kursie. Zapisał się na zajęcia i po raz pierwszy w życiu był najlepszym słuchaczem. To prawda, że większość z proponowanych przez Carnegiego rozwiązań odnosi się do podstawowych technik marketingowych, jak choćby wzbudzania w innych poczucia własnej ważności czy wykorzystywania chwytów służących udramatycznieniu swoich pomysłów, jednak połączenie tych metod z wrodzonymi umiejętnościami manipulacyjnymi Mansona okazało się skuteczne i niezwykle groźne w ich zastosowaniu wobec młodych ludzi, którzy byli pozbawieni zakorzenienia życiowego i desperacko szukali czegoś, w co mogliby uwierzyć.
12
„Czułam się jak drapieżnik”
W drugiej partii kaset wypożyczonych z Mondo Video A-Go-Go znalazło się nagranie z wówczas ostatniego posiedzenia, na którym rozpatrywano złożony przez Leslie Van Houten wniosek o zwolnienie warunkowe. Odbyło się ono 12 maja 1996 roku i było jej jedenastym stawiennictwem przed kalifornijską komisją do spraw ułaskawień. Dzięki wypożyczalni miałam możliwość porównania go z poprzednimi. W miarę upływu czasu skład komisji orzekającej zmieniał się, w przeciwieństwie do wzorca przesłuchań. Kolejni członkowie wydawali się równie oszołomieni zbrodnią co ich poprzednicy. Choć formalnie rzecz biorąc, jedynym celem ich działania było oszacowanie, czy Leslie kwalifikuje się do zwolnienia warunkowego, nie byli w stanie oprzeć się pokusie podjęcia jeszcze jednej próby zrozumienia tego, co niezrozumiałe. Przewodniczący komisji Thomas Giaquinto poprosił Leslie, by opisała, co wydarzyło się w domu małżeństwa LaBianców. Jej odpowiedzi zdumiewały mnie i nie przestawały zdumiewać przy każdym kolejnym kontakcie z tym dokumentem. Nigdy nie usłyszałam od niej ani też od kogokolwiek innego słów, które by mnie równie mocno zasmuciły, dręczyły i zastanawiały.
LESLIE: Pani LaBianca leżała na łóżku. Nie pamiętam, jak nakrywałam jej głowę poduszką, ale na pewno to zrobiłam. Owinęłam wokół niej kabel lampki, a ona zaczęła walczyć, gdy usłyszała męża mordowanego w salonie. Kiedy pani LaBianca usłyszała, jak on umiera, rzuciła się przed siebie, a ja starałam się ją przydusić, gdy Pat próbowała ją zadźgać […]. Trafiła w obojczyk i nóż się wygiął, a ja wyszłam z pokoju i zawołałam Texa, który przyszedł i ją zabił.
GIAQUINTO: Pani też ją dźgała, tak?
LESLIE: Już po […]. Tex dał mi nóż i powiedział „zrób coś”, więc wbiłam nóż w dolną część tułowia pani LaBianki […]. Chyba szesnaście razy.
GIAQUINTO: Skoro pani wiedziała, że pani LaBianca już nie żyje, to dlaczego dźgnęła ją pani szesnaście razy?
LESLIE: Ja… Ja… Ja… nie potrafiłam… To było na tyle brutalne, że kiedy już zaczęłam, to nie mogłam przestać… To coś strasznego i kiedy to robiłam, to chyba walczyłam sama ze sobą… Kiedy… wracam pamięcią do tej chwili, czułam się jak drapieżnik… byłam jak rekin, który w tamtej chwili stracił kontrolę.
GIAQUINTO: No tak, kiedy szał ustał i uspokoiła się pani, to pewnie zaczęła pani tego żałować.
Odpowiedziała, że nie, żal nie był tym, co – jak pamiętała – poczuła. Pamiętała wycieranie odcisków palców i przebieranie się w ubrania pani LaBianki. Pamiętała, że Tex wziął prysznic. Pamiętała picie mleka czekoladowego i jedzenie sera z lodówki państwa LaBianców. (To na jej drzwiach Patricia Krenwinkel napisała za pomocą ręcznika zanurzonego we krwi Rosemary