Millennium. David Lagercrantz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Millennium - David Lagercrantz страница 8

Millennium - David Lagercrantz Millennium

Скачать книгу

mogła uratować sytuację. Ale jedyne dziewczyny, jakie dostrzegł, stały przerażone, opierając się o ścianę, więc nie dokończył zdania. W jego głosie zabrakło przekonania, co natychmiast zauważyli goście. Dostrzegli, że ich gospodarz jest w stanie rozsypki, a kiedy muzycy demonstracyjnie minęli go, wychodząc na ulicę, większość ludzi pospiesznie ruszyła do domu, z czego Kuzniecow właściwie się ucieszył. Wolał zostać sam na sam ze swoimi myślami i swoim przerażeniem.

      Chciał zadzwonić do swoich adwokatów i znajomych na Kremlu, by w najlepszym razie pocieszyli go, że nie trafi na łamy zachodnich gazet, które nazwą go zbrodniarzem wojennym i hańbą dla swego kraju. Władimir Kuzniecow miał możnych protektorów, niewątpliwie sam był prominentem, ale też sprawcą straszliwych zbrodni, które nie przyprawiały go o szczególne wyrzuty sumienia. Lecz w gruncie rzeczy nie był silny, zwłaszcza gdy Killing the World zostało odegrane na jego prywatnej popisowej imprezie.

      W takich chwilach był tym co na początku, drobnym łobuzem, podrzędnym złodziejaszkiem, który kiedyś wskutek cudownego zbiegu okoliczności znalazł się w tureckiej łaźni razem z dwoma deputowanymi do Dumy i opowiedział im kilka niestworzonych historii. Poza tym nie objawiał żadnych talentów, nie miał wykształcenia ani szczególnych uzdolnień, ale umiał zmyślać i więcej nie było trzeba.

      Dawno temu spędził jedno popołudnie w łaźni, pijąc i bajerując, zdobył w ten sposób wpływowych przyjaciół i wziął się do ciężkiej pracy. Dziś miał setki pracowników, w większości znacznie inteligentniejszych od siebie, matematyków, analityków, psychologów, konsultantów z FSB i GRU, hakerów, informatyków, inżynierów, programistów i specjalistów od robotyki. Był bogaty i miał władzę, przede wszystkim jednak nikt z zewnątrz nie łączył go z fabrykami trolli i fake newsami.

      Udało mu się zręcznie ukryć swój współudział w tym procederze, za co dziękował swojej szczęśliwej gwieździe, nawet nie w związku z przyczynieniem się do krachu giełdowego, przeciwnie, to akurat postrzegał jako powód do chwały, głównie chodziło mu o zadania, które wykonał w Czeczenii, a które trafiły do mediów, doprowadzając do protestów i burzy w ONZ oraz – co gorsza – do powstania piosenki rockowej, która oczywiście stała się światowym przebojem.

      Grali ją podczas każdej cholernej demonstracji przeciwko dokonywanym mordom, a on za każdym razem był przerażony, że w tym kontekście padnie jego nazwisko, i dopiero w ostatnich tygodniach, kiedy planował swoją imprezę, wydawało się, że życie wróciło na normalne tory. A wraz z nim jego śmiech, dowcipy i blagi. Dziś podchodzili do niego jeden za drugim szacowni goście, a on krygował się i rozkoszował tą sytuacją, gdy nagle piosenka zagrzmiała tak, że głowa pękała.

      – Kurwa jego mać.

      – Co takiego?

      Spoglądał na niego starszy dystyngowany mężczyzna w kapeluszu i z laską, którego w tym zdenerwowaniu nie umiał zidentyfikować, najchętniej posłałby go na drzewo, ale się przestraszył, że może ten człowiek jest od niego potężniejszy, więc odpowiedział na tyle uprzejmie, na ile go było stać.

      – Proszę wybaczyć, ale jestem wściekły.

      – Powinien pan sprawdzić swoje bezpieczeństwo cyfrowe.

      Cholera, przecież nic innego nie robię, pomyślał.

      – To nie ma z tym nic wspólnego – odparł.

      – Czyli co to jest?

      – Coś z… elektryką.

      Z elektryką. Zgłupiał czy co? Zwarcie i co, kable same włączyły Killing the World with Lies? Zawstydził się i odwrócił wzrok, pomachał żałośnie ostatnim gościom, którzy wyszli do taksówek. Kiedy restauracja opustoszała, poszukał wzrokiem Felixa, młodego szefa techniki. Łobuz jeden, gdzie on się podziewa?

      W końcu dostrzegł go, rozmawiającego przez telefon pod samą estradą, z tą jego idiotyczną szpicbródką i smokingiem, który wisiał na nim jak worek. Wydawał się zdenerwowany, rzeczywiście miał powody. Idiota, obiecywał, że nic się nie zepsuje, a tymczasem niebo zwaliło im się na głowę. Kuzniecow przywołał go gniewnym kiwnięciem.

      Felix machnął ręką, żeby mu nie przeszkadzał. Kuzniecow miał ochotę obić mu mordę albo grzmotnąć jego głową o ścianę. Gdy w końcu Felix przytruchtał do niego, Kuzniecow zareagował zupełnie inaczej. Sprawiał wrażenie bezradnego.

      – Słyszałeś, co to była za piosenka?

      – Słyszałem – odparł Felix.

      – To znaczy, że ktoś niepowołany wie.

      – Wydaje się, że tak.

      – I jak myślisz, co będzie?

      – Nie wiem.

      – Dostaniemy niedługo list od szantażysty?

      Felix milczał, przygryzając wargę, a Kuzniecow patrzył tępo na ulicę.

      – Wydaje mi się, że musimy się przygotować na coś znacznie gorszego – powiedział Felix.

      Nie mów tak, pomyślał. Nie mów tak.

      – Dlaczego?

      Głos mu się załamał.

      – Bo przed chwilą dzwonił Bogdanow…

      – Bogdanow?

      – Mąż Kiry.

      Kira, pomyślał, cudna, straszna Kira. Wtedy przypomniał sobie: przecież to od niej się zaczęło, od jej pięknej twarzy wykrzywionej straszliwym grymasem, jak krzyczała „strzelajcie, zabijcie”, jej oczu skierowanych na ciemną postać pod ścianą budynku. W jego pamięci wszystko zlało się z potwornym hałasem, który potem nastąpił.

      – I co ci powiedział? – spytał.

      – Że wie, kto nas zhakował.

      Elektryka, pomyślał. Jak, u diabła, mogło mi przyjść do głowy, żeby powiedzieć „elektryka”?

      – Czyli ktoś nas zhakował.

      – Niestety na to wygląda.

      – Przecież to miało być wykluczone. Ty idioto cholerny, zaklinałeś się, że to niemożliwe.

      – Ale ta osoba…

      – Jaka osoba?

      – Ona jest niezwykle sprytna.

      – Więc to ona.

      – Tak, i podobno nie chodzi jej o pieniądze.

      – A o co?

      – O zemstę – odparł Felix, Kuzniecow aż się zatrząsł i strzelił Felixa w pysk.

      Potem sobie poszedł, żeby upić się szampanem i wódką.

      WCHODZĄC

Скачать книгу