Czarna Kompania. Glen Cook
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Czarna Kompania - Glen Cook страница 37
![Czarna Kompania - Glen Cook Czarna Kompania - Glen Cook Fantasy](/cover_pre460629.jpg)
Gdy zbliżaliśmy się do placu, Kruk powiedział:
– Wejdź na górę. Sprawdź, czy straszydło tam jest. Jeśli go nie ma, wyślij najtrzeźwiejszego z ludzi po wóz i wracaj tutaj.
– Dobrze.
Pognałem z westchnieniem do naszej kwatery. Wszystko za odrobinę ciepła.
Śniegu napadało już prawie pół metra. Obawiałem się, że moje nogi uległy trwałym uszkodzeniom.
– Gdzie byłeś, do diabła? – zapytał Elmo, gdy wszedłem, utykając. – Gdzie Kruk?
Rozejrzałem się wkoło. Nie było Duszołapa. Goblin i Jednooki wrócili. Obaj spali jak zabici. Otto i Wypieracz chrapali wniebogłosy.
– Jak Otto?
– Nic mu nie będzie. Co wykombinowaliście?
Usadowiłem się przed piecem i ściągnąłem buty. Stopy miałem sine i odrętwiałe, ale nie odmrożone. Wkrótce poczułem w nich bolesne mrowienie. Ponadto nogi bolały mnie od tego całego łażenia. Opowiedziałem Elmowi wszystko.
– Zabiliście go?
– Kruk powiedział, że Kapitan kazał skończyć tę zabawę.
– Tak. Nie sądziłem, że Kruk pójdzie go ukatrupić.
– Gdzie Duszołap?
– Nie wrócił. – Uśmiechnął się. – Pójdę po wóz. Nie mów nikomu. Za dużo tu gaduł.
Zarzucił sobie płaszcz na ramiona i wymaszerował.
Moje dłonie i stopy odzyskały w połowie ludzki charakter. Zerwałem się i capnąłem buty Ottona. Był mniej więcej mojego wzrostu, a na razie nie miały mu być potrzebne.
Ponownie wyszedłem w noc. Był prawie poranek, wkrótce miał nadejść świt.
Jeśli oczekiwałem jakichś wyrzutów ze strony Kruka, spotkało mnie rozczarowanie. Spojrzał tylko na mnie. Mam wrażenie, że naprawdę przeszył go dreszcz. Przypominam sobie, że pomyślałem: A może on jednak jest człowiekiem?
– Musiałem zmienić buty. Elmo poszedł po wóz. Reszta jest nieprzytomna.
– Duszołap?
– Jeszcze nie wrócił.
– Zasadźmy to nasionko. – Wyszedł zamaszyście w wirujące płatki śniegu. Pośpieszyłem za nim.
Na naszej pułapce śnieg się nie zbierał. Lśniła złotym blaskiem. Woda zbierała się pod nią i wyciekała na zewnątrz, by zamienić się w lód.
– Myślisz, że Duszołap dowie się, gdy rozładujemy to paskudztwo? – zapytałem.
– Idę o zakład. Goblin i Jednooki też.
– Dom mógłby się spalić nad ich głowami, a nawet nie obróciliby się na drugi bok.
– Mimo to… Ciii! Ktoś tam jest. Chodź tędy. – Ruszył w drugą stronę, zataczając krąg.
Po co ja to robię? – myślałem, skradając się przez śnieg z bronią w ręku. Wpadłem na Kruka.
– Widzisz coś?
Spojrzał w ciemność.
– Ktoś tu był.
Powęszył i pokręcił powoli głową w prawo i w lewo. Zrobił tuzin szybkich kroków i wskazał ręką na dół.
Miał rację. Ślady były świeże. Ta ich część, która oddalała się od pułapki, wyglądała na pozostawione w pośpiechu.
Spojrzałem na nie.
– Nie podoba mi się to, Kruk. – Trop naszego gościa wskazywał, że utykał on na prawą nogę. – Kulawiec.
– Nie możemy być pewni.
– Kto inny? Gdzie Elmo?
Wróciliśmy do pułapki. Czekaliśmy niecierpliwie. Kruk chodził w kółko, mrucząc do siebie. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek widział go tak podenerwowanego. W pewnej chwili powiedział:
– Kulawiec to nie Duszołap.
W istocie. Duszołap jest niemal ludzki. Kulawiec to jeden z tych, którzy znęcają się nad dziećmi dla przyjemności.
Dobiegł nas brzęk postronków i skrzyp kiepsko naoliwionych kół. Pojawił się Elmo wraz z wozem. Zatrzymał go i zeskoczył na ziemię.
– Gdzie byłeś, do diabła? – Ze strachu i zmęczenia zrobiłem się zły.
– Potrzeba czasu, żeby znaleźć chłopca stajennego i przygotować zaprzęg. O co biega? Co się stało?
– Kulawiec tu był.
– Niech to szlag. Co zrobił?
– Nic. Tylko…
– Do roboty – warknął Kruk. – Zanim wróci.
Zaniósł głowę do kamienia. Czary ochronne jak gdyby przestały istnieć. Włożył nasze trofeum do przygotowanego na nie zagłębienia. Złocista poświata zniknęła. Płatki śniegu zaczęły opadać na głowę i kamień.
– Jazda – wydyszał Elmo. – Czasu jest mało.
Złapałem za worek i dźwignąłem go na wóz. Przewidujący Elmo rozłożył brezent, by luźne monety nie wpadały pomiędzy deski podłogi.
Kruk kazał mi zgarniać rozsypane pieniądze pod stół.
– Elmo, opróżnij parę worków i daj je Konowałowi.
Oni dźwigali worki. Ja zbierałem na dole monety.
– Minęła minuta – oznajmił Kruk.
Połowa worków była już na wozie.
– Za dużo monet luzem – poskarżyłem się.
– Jak będzie trzeba, to je zostawimy.
– Co z tym wszystkim zrobimy? Jak to ukryjemy?
– W sianie w stajni – odparł Kruk. – Na razie. Potem zamontujemy w wozie fałszywe dno. Minęły dwie minuty.
– A co ze śladami wozu? – zapytał Elmo. – Może pójść za nimi do stajni.
– Dlaczego właściwie miałoby go to obchodzić? – zastanowiłem się głośno.
Kruk nie zwrócił na mnie uwagi.
– Nie