Czarna Kompania. Glen Cook
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Czarna Kompania - Glen Cook страница 39
Wyzywające zachowanie Kruka natchnęło mnie odwagą.
– Czy nie powinieneś być teraz w Wiązie? Pani kazała ci opuścić Wcięcie.
Gniew wykrzywił straszliwą twarz. Na czole i lewym policzku widniała blizna, wyraźnie odbijająca się od tła. Podobno ciągnęła się dalej, aż po lewą pierś. Ten cios zadała mu osobiście Biała Róża.
Kulawiec wstał, a ten cholerny Kruk rzucił:
– Masz karty, Elmo? Stół się zwolnił.
Kulawiec skrzywił się. Napięcie szybko narastało.
– Chcę dostać forsę – warknął. – Jest moja. Macie do wyboru: współdziałać ze mną albo nie. Jeśli tego nie zrobicie, możecie mieć nieprzyjemności.
– Jak chcesz ją dostać, to ją sobie weź – odparł Kruk. – Złap Zgarniacza. Urżnij mu głowę. Zanieś ją do kamienia. To nie powinno być dla ciebie trudne. Zgarniacz to zwykły bandyta. Jaką szansę miałby w starciu z Kulawcem?
Myślałem, że Schwytany wybuchnie. Nie zrobił tego. Przez moment nie wiedział, co powiedzieć.
Szybko odzyskał równowagę.
– Proszę bardzo. Jeśli chcecie, pójdziemy na noże. – Uśmiechnął się szeroko i okrutnie.
Napięcie osiągnęło punkt bliski eksplozji.
W otwartych drzwiach poruszył się jakiś cień. Pojawiła się szczupła, ciemna postać, która wbiła wzrok w plecy Kulawca. Odetchnąłem z ulgą.
Kulawiec odwrócił się. Przez chwilę wydawało się, że powietrze pomiędzy Schwytanymi zaiskrzyło.
Kącikiem oka dostrzegłem, że Goblin usiadł. Jego palce tańczyły w skomplikowanym rytmie. Jednooki, zwrócony ku ścianie, szeptał coś w śpiwór. Kruk odwrócił nóż, gotowy nim rzucić. Elmo złapał w rękę czajnik, by w razie potrzeby lać wrzątkiem.
Ja nie miałem pod ręką żadnego pocisku. Jaki wkład mogłem, u diabła, wnieść? Opisać potem ten wybuch w Kronikach. Jeśli przeżyję.
Duszołap uczynił maleńki gest, ominął Kulawca i zasiadł na swym ulubionym krześle. Wyciągnął nogę, przysunął nią sobie jedno z krzeseł i ułożył na nim stopy. Spojrzał na Kulawca.
– Pani przekazała mi wiadomość. Na wypadek, gdybym się na ciebie natknął. Chce się z tobą widzieć – całą kwestię Duszołap wypowiedział jednym tylko głosem. Był to twardy głos żeński. – Chce cię spytać o powstanie w Wiązie.
Kulawiec poderwał się. Jego ręka, wyciągnięta nad stołem, zadrżała nerwowo.
– Powstanie? W Wiązie?
– Buntownicy zaatakowali pałac i koszary.
Pokryta twardą jak podeszwa skórą twarz Kulawca utraciła kolor. Drżenie jego ręki stało się wyraźniejsze.
– Chce wiedzieć, czemu cię tam nie było, żeby temu zapobiec – ciągnął Duszołap.
Kulawiec pozostał w pokoju jeszcze może trzy sekundy. W tym czasie jego twarz przybrała groteskowy wyraz. Rzadko zdarzało mi się widzieć tak nagi strach. Odwrócił się i wybiegł.
Kruk rzucił nożem, który wbił się w ramę. Kulawiec nawet tego nie zauważył.
Duszołap roześmiał się. Nie był to znany nam już śmieszek, lecz głęboki, ostry, porządny, mściwy śmiech. Podniósł się i zwrócił w stronę okna.
– Och. Ktoś zgarnął naszą nagrodę? Kiedy to się stało?
Elmo ukrył swą reakcję, podchodząc blisko drzwi.
– Rzuć mi nóż, Elmo – poprosił Kruk.
Usiadłem obok Duszołapa i wyjrzałem przez okno. Przestało padać. Kamień był widoczny. Zimny, pozbawiony blasku, pokryty kilkucentymetrową warstwą śniegu.
– Nie wiem. – Mam nadzieję, że zabrzmiało to szczerze. – Całą noc szalała śnieżyca. Kiedy ostatnio wyglądałem, zanim on się pokazał, nie było nic widać. Może lepiej zejdę na dół.
– Nie trudź się. – Przestawił krzesło tak, aby widzieć plac. Przyjął od Elma herbatę, odwrócił się, by ukryć twarz, i wypił ją. Potem się zadumał.
– Zgarniacz wyeliminowany. Jego hołota w panice. I, co najsłodsze, Kulawiec ponownie okryty wstydem. Nie najgorsza robota.
– Czy to była prawda? – zapytałem. – Z tym Wiązem?
– Co do słowa – odparł głosem pełnym szalonej wesołości. – Ciekawe, skąd też buntownicy się dowiedzieli, że Kulawca nie ma w mieście? I w jaki sposób Zmiennokształtny zdążył zwąchać kłopoty tak szybko, że przybył tam i zgniótł powstanie, zanim urosło w siłę? – Kolejna pauza. – Niewątpliwie Kulawiec zastanowi się nad tym, gdy będzie wracał do sił.
Roześmiał się ponownie, a jego śmiech był łagodniejszy i bardziej mroczny.
Elmo i ja wzięliśmy się do przygotowywania śniadania. Z reguły Otto zajmował się gotowaniem, a więc zmiana procedury była usprawiedliwiona. Po chwili Duszołap zauważył:
– Nie ma sensu, żebyście tu siedzieli. Modlitwy waszego Kapitana zostały wysłuchane.
– Możemy odejść? – zapytał Elmo.
– Nie ma po co tu zostawać, no nie?
Jednooki miał swoje powody, lecz nas one nie obchodziły.
– Zacznijcie się pakować po śniadaniu – powiedział nam Elmo.
– Mamy jechać w taką pogodę? – zapytał Jednooki.
– Kapitan chce, żebyśmy wrócili.
Podałem Duszołapowi półmisek z jajecznicą. Nie wiem dlaczego. Nie jadał często, a śniadania niemal nigdy. Przyjął go jednak.
Wyjrzałem przez okno. Tłuszcza odkryła już zmianę. Ktoś strzepnął śnieg z twarzy Zgarniacza. Wydawało się, że otwarte oczy wpatrują się przed siebie. Niesamowite.
Ludzie włazili pod stół. Walczyli o monety, które pozostawiliśmy. Tłum roił się jak robaki w gnijącym trupie.
– Ktoś powinien oddać mu honor – szepnąłem. To był cholernie trudny przeciwnik.
– Masz swoje Kroniki – powiedział Duszołap. – Tylko zwycięzca oddaje honor powalonemu wrogowi – dodał.
Zwróciłem się już wtedy w stronę własnego talerza. Zastanawiałem się, co miał na myśli, lecz gorący posiłek był w tej chwili