Czarna Kompania. Glen Cook
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Czarna Kompania - Glen Cook страница 42
Przez chwilę nikt się nie odzywał. Goblin wydał z siebie kilka piskliwych odgłosów, gdy Cukierek i inni sierżanci wpadli do środka. Wreszcie Kapitan zapytał Kruka:
– Czy to prawda?
Kruk skinął głową.
– Sądząc po tych dokumentach, kręciła się tu już od wczesnej wiosny.
Kapitan złożył dłonie i zaczął spacerować po pokoju. Wyglądał jak stary, zmęczony mnich w drodze na wieczorną modlitwę.
Szept jest najlepiej znaną z buntowniczych generałów. Jej talent zdołał utrzymać front wschodni mimo wysiłków Dziesięciu. Jest też najbardziej niebezpieczną z członków Kręgu Osiemnastu. Słynie z dokładności, z jaką planuje swe kampanie. W wojnie, która aż nazbyt często przypomina zbrojny chaos, jej oddziały wyróżniają się świetną organizacją, dyscypliną i świadomością celu.
– Mówiono, że ona dowodzi buntowniczą armią w Rdzy, prawda? – zastanowił się Kapitan.
Walki o Rdzę trwały już od trzech lat. Mówiono, że setki kilometrów kwadratowych obrócono w perzynę. Ostatniej zimy obie armie były zmuszone zjadać własnych zabitych, by nie umrzeć z głodu.
Skinąłem głową. To było retoryczne pytanie. Kapitan myślał głośno:
– A jatki w Rdzy trwają od lat. Szept się nie załamie. Pani się nie wycofa. Jeśli jednak Szept jest tutaj, to znaczy, że Krąg postanowił oddać Rdzę.
– To oznacza, że zmieniają strategię ze wschodniej na północną – dodałem. Północ wciąż stanowi najsłabszą z flank pozycji Pani. Zachód jest powalony. Sojusznicy Pani władają morzem na południu. Północ ignorowano od chwili, gdy granice imperium sięgnęły do wielkich lasów leżących poza Forsbergiem. To na północy buntownicy odnieśli najbardziej spektakularne sukcesy.
– Nabrali rozpędu – zauważył Porucznik. – Zdobyli Forsberg, podbili Wcięcie, zajęli Róże i oblegają Żyto. Regularne oddziały buntowników zmierzają w stronę Wiedzącego i Baby. Powstrzymamy je, ale Krąg z pewnością o tym wie. Zmienili strategię i ruszyli na Lordów. Jeśli to miasto upadnie, buntownicy znajdą się na krawędzi Wietrznej Krainy. Przejdą przez nią, wdrapią się na Stopień Łzy i spojrzą z góry na Urok z odległości stu kilometrów.
Nie przestawałem przeglądać i sortować dokumentów.
– Elmo, rozejrzyj się wokół i sprawdź, czy nie znajdziesz jeszcze czegoś. Mogła coś gdzieś zamelinować.
– Weź do pomocy Goblina, Jednookiego i Milczka – poradził Kruk. – W ten sposób prędzej coś znajdziesz.
Kapitan wyraził zgodę na tę propozycję.
– Kończ z tą zabawą na zewnątrz – powiedział Porucznikowi. – Karp, ty i Cukierek przygotujcie ludzi do wymarszu. Zapałka, podwoić straże.
– Panie Kapitanie? – zapytał Cukierek.
– Nie chcesz tu być, kiedy wróci Szept, prawda? Goblin, wracaj tu. Nawiąż kontakt z Duszołapem. Musimy to przekazać na górę. Natychmiast.
Goblin zrobił okropną minę, po czym udał się do kąta i zaczął coś szeptać do siebie. To były małe, ciche czary – na początek.
Kapitan ciągnął dalej:
– Konował, ty i Kruk zapakujcie te dokumenty, kiedy skończycie. Weźmiemy je ze sobą.
– Może zostawię najlepsze dla Duszołapa – powiedziałem. – Niektóre z nich wymagają natychmiastowej uwagi, jeśli mamy z nich mieć jakiś pożytek. To znaczy, trzeba będzie coś zrobić, zanim Szept zdąży przekazać ostrzeżenie.
– Słusznie – przerwał mi. Wyślę wam wóz. Tylko się nie guzdrać.
Wyszedł z pokoju z poszarzałą twarzą.
Wśród krzyków i wrzasków dobiegających z zewnątrz pojawiła się nowa nuta przerażenia. Wyprostowałem obolałe nogi i podszedłem do drzwi. Zganiali buntowników na ich plac musztry. Więźniowie poczuli, że Kompania zapragnęła nagle kończyć sprawę i zwiewać. Pomyśleli, że mają umrzeć na kilka minut przed nadejściem ratunku.
Potrząsnąłem głową i wróciłem do lektury. Kruk spojrzał na mnie w sposób, który mógł wykazywać, że dzieli mój ból, lecz – z drugiej strony – mógł też wyrażać pogardę dla mojej słabości. Z Krukiem nigdy nic nie wiadomo.
Jednooki wkroczył do środka, przeszedł nad nami i zwalił na podłogę naręcze zawiniątek w nieprzemakalnej tkaninie. Przywarły do nich grudy ziemi.
– Miałeś rację. Wykopaliśmy to za jej sypialnią.
Goblin wydał z siebie długi, przenikliwy okrzyk, przeszywający dreszczem jak głos sowy usłyszany samotnie w lesie o północy. Jednooki zamarł bez ruchu.
W podobnych chwilach wątpię w szczerość ich wzajemnej wrogości. Goblin jęknął.
– On jest w Wieży. Z Panią. Widzę ją jego oczyma… jego oczyma… jego oczyma… Ciemność! O Boże, ciemność! Nie! O Boże, nie! Nie! – Jego słowa przeszły we wrzask czystego przerażenia, który po chwili ustąpił miejsca słowom. – Oko. Widzę Oko. Przeszywa mnie spojrzeniem na wskroś.
Kruk i ja zmarszczyliśmy brwi i wzruszyliśmy ramionami. Nie wiedzieliśmy, o czym mówi.
Goblin zachowywał się tak, jakby przeszedł regresję do czasów dzieciństwa.
– Każcie mu przestać na mnie patrzeć. Każcie mu przestać. Byłem grzeczny. Niech sobie pójdzie.
Jednooki upadł na kolana obok Goblina.
– Wszystko w porządku. Wszystko w porządku. Tylko ci się wydaje. Wszystko będzie dobrze.
Wymieniłem spojrzenia z Krukiem. Odwrócił się i zaczął gestykulować do Pupilki.
– Wyślę ją po Kapitana.
Pupilka wyszła z niechęcią. Kruk wziął następną kartkę ze stosu i przystąpił do czytania. Jest zimny jak głaz, ten Kruk.
Goblin krzyczał jeszcze przez chwilę, po czym stał się cichy jak śmierć. Odwróciłem się gwałtownie. Jednooki podniósł rękę, by dać mi znać, że nie jestem potrzebny. Goblin dostarczył już naszą wiadomość.
Teraz uspokajał się powoli. Wyraz przerażenia opuścił jego twarz. Wróciły na nią kolory. Uklęknąłem i sprawdziłem mu puls na tętnicy szyjnej. Serce waliło jak młotem, lecz tętno stawało się wolniejsze.
– Dziwię się, że tym razem to go nie zabiło – stwierdziłem. – Czy kiedyś już było tak kiepsko?
– Nie. – Jednooki