Czarna Kompania. Glen Cook

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czarna Kompania - Glen Cook страница 45

Czarna Kompania - Glen  Cook Fantasy

Скачать книгу

strzeżonym sekretem każdego czarodzieja jest, rzecz jasna, jego prawdziwe imię. Wróg uzbrojony w nie może się przebić przez wszelką magię czy iluzję wprost do wnętrza jego duszy.

      – Mogłeś jedynie domyślać się wartości tego, co odnalazłeś, Konował. Nawet ja mogę tylko zgadywać. Łatwo jest jednak przewidzieć, co z tego wyniknie. Największa dotąd klęska sił buntowniczych oraz cała masa użerania i wstrząsów wśród Dziesięciu. – Ponownie klepnął mnie w ramię. – Uczyniłeś mnie drugą pod względem potęgi osobą w imperium. Pani zna wszystkie nasze prawdziwe imiona. Teraz ja poznałem imiona trzech spośród pozostałych i odzyskałem moje własne.

      Nic dziwnego, że był tak wylewny. Uchylił się przed strzałą, której dotąd nie widział, i za jednym zamachem schwycił Kulawca w śmiertelny uścisk. Odnalazł przypadkowo skarb pełen mocy.

      – Ale Szept…

      – Szept musi zginąć – odparł głosem głębokim i chłodnym. To był głos mordercy, głos przyzwyczajony do wydawania wyroków śmierci. – I to szybko. W przeciwnym razie nic nie zyskamy.

      – Przypuśćmy, że komuś powiedziała.

      – Nie zrobiła tego. O nie. Znam Szept, walczyłem z nią w Rdzy, zanim Pani wysłała mnie do Berylu. Walczyłem z nią w Łaku. Ścigałem ją przez mówiące menhiry na Równinie Strachu. Znam Szept. Jest genialna, ale to typ samotniczki. Gdyby żyła podczas pierwszej ery, Dominator uczyniłby ją jedną ze swych sług. Służy Białej Róży, ale serce ma czarne jak noc w piekle.

      – To mi przypomina wszystkich członków Kręgu.

      Duszołap roześmiał się.

      – Tak. To wszystko hipokryci. Żaden z nich nie dorównuje jej jednak. To niewiarygodne, Konował. Jak zdołała odgrzebać tyle sekretów? Jak poznała moje imię? Ukryłem je doskonale. Podziwiam ją, naprawdę. Co za geniusz, co za śmiałość! Natarcie przez Lordów, potem przejście przez Wietrzną Krainę i w górę po Stopniu Łzy. Niewiarygodne. Niewykonalne. A jednak udałoby się, gdyby nie przypadek, gdyby nie Czarna Kompania i ty. Zapewniam cię, że otrzymasz nagrodę. Ale dość tego. Czeka mnie robota. Glizda potrzebuje tej informacji. Pani musi obejrzeć te papiery.

      – Sądzę, że masz rację – wymamrotałem. – Kopa w dupę, potem przerwa. Jestem wykończony. Walczymy i tyramy już od roku.

      – Głupia uwaga, Konował.

      Poczułem przeszywający dreszczem wzrok spod czarnego morionu. Od jak dawna walczy i tyra Duszołap? Od wieków.

      – To tyle – powiedział mi. – Porozmawiam z tobą i z Krukiem później.

      Zimny, zimny głos. Zwiałem w te pędy.

      Gdy dotarliśmy do Lordów, było już po wszystkim. Glizda przystąpił do akcji szybko i zaatakował całą siłą. Gdziekolwiek się zwrócić, można było dostrzec buntowników powieszonych na drzewach i latarniach. Kompania udała się do koszar. Spodziewaliśmy się długiej, nudnej zimy i wiosny spędzonej na ściganiu niedobitków ku wielkim północnym lasom.

      Och, było to naprawdę słodkie złudzenie.

      – Tonk! – zawołałem, rzucając na stół pięć kart, które dostałem w rozdaniu. – Ha! Podwójnie, chłopaki. Płacić podwójnie!

      Jednooki zrzędził, warczał i rzucał monety na stół. Kruk zachichotał. Nawet Goblin ożywił się na tyle, by się uśmiechnąć. Jednooki przez cały ranek nie wygrał ani razu, nawet kiedy oszukiwał.

      – Dziękuję, panowie. Dziękuję. Rozdawaj, Jednooki.

      – Co ty wyrabiasz, Konował, hę? Jak to robisz?

      – Ręka jest szybsza niż oko – zasugerował Elmo.

      – Po prostu unikam nałogów, Jednooki. Unikam nałogów.

      Wszedł Porucznik. Twarz wykrzywiał mu wściekły grymas.

      – Kruk, Konował. Kapitan was wzywa. Migiem. – Przyjrzał się karcianym rozgrywkom. – Wy degeneraci.

      Jednooki pokręcił nosem, po czym uśmiechnął się blado. Porucznik był jeszcze gorszym graczem od niego.

      Spojrzałem na Kruka. Kapitan był jego kumplem. Wzruszył tylko ramionami i odrzucił karty. Wepchnąłem wszystko, co wygrałem, do kieszeni i podążyłem za nim do gabinetu Kapitana.

      Był tam Duszołap. Nie widzieliśmy go od tego dnia na krawędzi lasu. Miałem nadzieję, że będzie zbyt zajęty, by do nas wrócić. Spojrzałem na Kapitana. Pragnąłem wywróżyć przyszłość z jego twarzy. Dostrzegłem, że nie jest zadowolony.

      Jeśli Kapitan nie jest zadowolony, ja również nie jestem.

      – Siadajcie – powiedział. Czekały na nas dwa krzesła. Kręcił się niespokojnie po pokoju. Wreszcie oznajmił: – Otrzymaliśmy rozkaz wymarszu. Prosto z Uroku. My i cała brygada Glizdy.

      Wskazał ręką na Duszołapa, pozostawiając jemu zadanie wyjaśnienia sprawy. Ten wyglądał na zatopionego w rozmyślaniach. Wreszcie ledwie słyszalnym głosem zapytał:

      – Jak radzisz sobie z łukiem, Kruk?

      – Nieźle. Ale nie jestem mistrzem.

      – Lepiej niż nieźle – sprzeciwił się Kapitan. – Cholernie dobrze.

      – A ty, Konował?

      – Kiedyś byłem dobry. Od lat nie strzelałem.

      – Musisz trochę poćwiczyć.

      Duszołap również zaczął chodzić po pokoju. Gabinet był mały. W każdej chwili oczekiwałem zderzenia. Po minucie oznajmił:

      – Wydarzyło się parę rzeczy. Próbowaliśmy złapać Szept w jej obozie. Minęliśmy ją o włos. Zwąchała naszą pułapkę. Nadal gdzieś się ukrywa. Pani przysyła oddziały ze wszystkich stron.

      To wyjaśniało uwagę Kapitana, nie powiedziało mi jednak, dlaczego mam odświeżyć swe umiejętności łucznicze.

      – O ile możemy przypuszczać – ciągnął Duszołap – buntownicy nie wiedzą dotąd, co się wydarzyło. Szept nie zdobyła się na odwagę powiadomienia ich o swym niepowodzeniu. To dumna kobieta. Wygląda na to, że chce najpierw powetować sobie straty.

      – Czym? – zapytał Kruk. – Nie mogłaby wystawić nawet plutonu.

      – Wspomnieniami wywodzącymi się z materiału, który odkopaliście. Nie sądzę, żeby wiedziała, że go mamy. Nie zbliżyła się nawet do swej kwatery, dopóki Kulawiec jej nie ostrzegł, a potem uciekła do lasu. Tylko nasza czwórka i Pani wie o dokumentach.

      Kruk i ja skinęliśmy głowami. Teraz zrozumieliśmy niepokój Duszołapa. Szept znała jego prawdziwe imię. Był w samym środku tarczy.

      – Czego chcesz od nas? – zapytał podejrzliwie

Скачать книгу