Czarna Kompania. Glen Cook

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czarna Kompania - Glen Cook страница 38

Czarna Kompania - Glen  Cook Fantasy

Скачать книгу

dotrzeć tak szybko, prawda? Nie. To znowu Kulawiec. Jazda. Ty weź wóz, Elmo. Jedź w stronę przejścia. Zgubi nas w tłoku. Ja pójdę za tobą. Konował, spróbuj zatrzeć ślady Elma.

      – Gdzie on jest? – zapytał Elmo, wpatrzony w padający śnieg.

      Kruk wskazał palcem.

      – Będziemy musieli go zgubić. Albo nam to zabierze. Naprzód, Konował. Ruszaj, Elmo.

      – Wio! – Elmo szarpnął za postronki.

      Wóz ruszył ze skrzypem. Zanurkowałem pod stół i wypchałem sobie kieszenie, po czym pognałem w stronę przeciwną do tej, gdzie, jak powiedział Kruk, znajdował się Kulawiec.

      Nie wiem, czy miałem dużo szczęścia w zacieraniu śladów Elma. Myślę, że poranny ruch na drogach pomógł nam bardziej niż wszystko, co zrobiłem. Pozbyłem się chłopca stajennego. Wręczyłem mu skarpetkę pełną złota i srebra. Było tego więcej, niż mógł zarobić przez lata pracy w stajni. Zapytałem go, czy mógłby zniknąć, najlepiej opuścić Róże.

      – Nie wrócę nawet po rzeczy – odparł. Rzucił widły, wybiegł i więcej go nie widziano.

      Pospieszyłem z powrotem na kwaterę.

      Wszyscy spali, nie licząc Ottona.

      – O, Konował – powiedział. – Najwyższy czas.

      – Boli?

      – Tak.

      – Kac?

      – To też.

      – Zobaczymy, co się da zrobić. Dawno się obudziłeś?

      – Pewnie z godzinę temu.

      – Był tu Duszołap?

      – Nie. Swoją drogą, co się z nim stało?

      – Nie wiem.

      – Hej, to moje buty! Co ty, kurde, robisz w moich butach?

      – Spokojnie. Wypij to.

      Wypił.

      – No, dobra. Co robisz w moich butach?!

      Zdjąłem buty i ustawiłem je przy piecu. Ogień palił się bardzo słabo. Otto łaził za mną, gdy dokładałem węgla.

      – Jeśli się nie uspokoisz, zerwiesz szwy.

      Muszę przyznać, że nasi ludzie słuchają mnie, jeśli rady dotyczą leczenia. Mimo że Otto był zły, położył się i leżał spokojnie. Nie przestał jednak mnie przeklinać.

      Ściągnąłem mokre ubranie i włożyłem nocną koszulę, która leżała obok. Nie wiem, skąd się wzięła. Była za krótka. Nastawiłem wodę na herbatę, po czym zwróciłem się w stronę Ottona.

      – Przyjrzyjmy się temu bliżej. – Wyciągnąłem apteczkę.

      Oczyszczałem właśnie okolicę rany, a Otto przeklinał cicho, gdy usłyszałem dźwięk. Skrzyp-tup. Skrzyp-tup. Zatrzymał się tuż pod drzwiami.

      Otto wyczuł mój strach.

      – Co jest grane?

      – To…

      Drzwi otworzyły się za moimi plecami. Odwróciłem się. Miałem rację.

      Kulawiec podszedł do stołu, opadł na krzesło i dokonał oględzin pokoju. Przeszył mnie wzrokiem. Zastanawiałem się, czy przypominał sobie, co mu zrobiłem w Wiośle.

      – Właśnie wstawiłem wodę na herbatę – powiedziałem pustym głosem.

      Spojrzał na mokre buty i płaszcz, potem na każdego w pokoju, wreszcie z powrotem na mnie.

      Kulawiec nie jest wysoki. Nie wywiera szczególnego wrażenia, jeśli spotka się go na ulicy, nie wiedząc, kim jest. Podobnie jak Duszołap, wkłada ubranie w jednym kolorze – brudnobrązowym. Strój był obdarty. Twarz zasłaniała mu wyświechtana, ciężko zwisająca skórzana maska. Otaczały ją splątane pasma włosów wystające spod kaptura – siwe z czarnym nalotem.

      Nie powiedział ani słowa. Po prostu siedział i patrzył. Nie wiedząc, co innego uczynić, dokończyłem opatrywanie Ottona, po czym zrobiłem herbatę. Napełniłem trzy cynowe kubki, dałem jeden Ottonowi, drugi postawiłem przed Kulawcem, a trzeci wziąłem sam.

      Co teraz? Nie mam pretekstu, by zająć się czymś. Nie mam gdzie usiąść, tylko przy tym stole… Niech to szlag!

      Kulawiec zdjął maskę. Uniósł cynowy kubek…

      Nie mogłem oderwać wzroku.

      Miał twarz trupa, kiepsko zakonserwowanej mumii. Oczy były żywe, lśniące złowrogim blaskiem, tuż pod jednym z nich znajdował się jednak kawałek zgniłego ciała. Poniżej nosa, w prawym kąciku ust brak było fragmentu wargi. Widać było dziąsło i pożółkłe zęby.

      Kulawiec wypił łyk herbaty, zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechnął się.

      O mało się nie zlałem.

      Podszedłem do okna. Było teraz trochę jaśniej, śnieżyca osłabła, nadal jednak nie widziałem kamienia.

      Na schodach rozległ się tupot. Elmo i Kruk weszli do pokoju. Elmo warknął:

      – Hej, Konował, jak, do diabła, pozbyłeś się tego… – Słowa zamarły mu w gardle, gdy rozpoznał Kulawca.

      Kruk spojrzał na mnie pytająco. Kulawiec obrócił się i odwrócony do mnie plecami, wzruszył ramionami. Kruk podszedł do jednej ze ścian i zaczął ściągać mokre ubranie.

      Elmo zrozumiał, o co chodzi. Skierował się w przeciwną stronę i rozebrał przy piecu.

      – Cholera, dobrze jest ściągnąć te łachy. I jak z tobą, Otto?

      – Jest świeża herbata – oznajmiłem.

      – Cały jestem obolały, Elmo – odparł Otto.

      Kulawiec przyjrzał się każdemu z nas, a potem Jednookiemu i Goblinowi, którzy nie poruszyli się dotąd.

      – No proszę. Duszołap sprowadził najlepszych z Czarnej Kompanii – mówił szeptem, lecz jego głos wypełniał cały pokój. – Gdzie on jest?

      Kruk nie zwracał na niego uwagi. Włożył suche spodnie, usiadł obok Ottona i sprawdził moją robotę.

      – Nieźle go zszyłeś, Konował.

      – Mam mnóstwo praktyki w tym zakresie.

      Elmo osuszył swój kubek i nalał wszystkim herbaty, po czym napełnił czajnik z jednego z dzbanów. Kopnął Jednookiego w żebra, podczas gdy Kulawiec wlepił wzrok w Kruka.

Скачать книгу