Zapach śmierci. Simon Beckett
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zapach śmierci - Simon Beckett страница 7
Nogi były częściowo podkulone, zgięte razem i przechylone na jedną stronę. Zostały z nich głównie skóra i kości pod krótką dżinsową spódniczką pokrytą takimi samymi plamami jak krótka koszulka. Ta zresztą podjechała jeszcze wyżej, zwijając się tuż pod klatką piersiową i odsłaniając brzuch. A raczej to, co z niego zostało. Większość jamy brzuszno-miednicznej, od dolnych żeber do kości łonowej, ziała otworem. Spoczywające w niej resztki narządów wewnętrznych uległy tak daleko posuniętej atrofii i degradacji, że nie dało się ich rozpoznać.
Ale to nie dlatego wszyscy nagle zamilkli. W brzuchu leżało coś, co przypominało blade gałązki. Na ten widok coś się we mnie skręciło, a Ward tak gwałtownie nabrała powietrza, że nie miałem wątpliwości: ona też je rozpoznała.
– Szczury się do niej dorwały – stwierdził jeden z techników, wyciągając szyję, żeby się lepiej przyjrzeć. – Jeden chyba zdechł w środku.
– Nie wygaduj bzdur. I trochę szacunku – zwrócił mu uwagę Whelan miażdżącym tonem.
– No co? Ja tylko…
– To płód – powiedziała cicho Ward. – Była w ciąży.
Wyglądała na głęboko poruszoną, jakby to odkrycie nadwątliło jej zawodową znieczulicę i obiektywizm. Whelan posłał winowajcy spojrzenie zapowiadające, że jeszcze się policzą, po czym zwrócił się do Ward:
– Czyli miała pani rację, że to kobieta.
Rzeczywiście, choć przecież Ward nie mogła o tym wiedzieć.
– Jaki jest wiek płodu?
– Sądząc po rozmiarze i stopniu rozwoju, jakieś sześć, siedem miesięcy – odparłem.
Conrad nie uczestniczył w rozmowie. Zignorował jamę brzuszną, jakby jej zawartość była zupełnie nieistotna, i skupił się na czymś innym.
– Ciąża pomaga – mruknął, bardziej chyba do siebie niż do kogoś z nas. – Skoro była w wieku rozrodczym, to trochę zawęża krąg poszukiwań. Odzież kompletna, z bielizną włącznie, a więc brak ewidentnych śladów napaści seksualnej. Choć to oczywiście nierozstrzygające.
– Nie jest jednak grubo ubrana. Żadnej kurtki, tylko koszulka i spódnica – dodała Ward. – Bez rajstop, co sugeruje, że mogła umrzeć latem.
Whelan pokiwał głową na boki jak wahadłem.
– Chyba że zabito ją w jakimś ogrzewanym pomieszczeniu, a potem przeniesiono tutaj. Moja żona nawet zimą nie wkłada w domu swetra. Podkręca centralne, a ja mam się martwić o rachunki.
Ward chyba go nie słuchała.
– A co z… z brzuchem? To może być robota szczurów czy raczej jakaś rana?
– Proszę mnie zapytać po sekcji – powiedział Conrad. Potem jednak się zamyślił. – Szczury chętniej dobrałyby się do otwartej rany, więc niewykluczone, że dźgnięto ją nożem. Nie wyciągajmy jednak pochopnych wniosków. Zwróćmy uwagę chociażby na brak widocznych plam krwi na ubraniach, co sugeruje, że jeśli doszło do jakiegoś urazu, nie spowodował on obfitego krwotoku.
Miał rację. Łatwo byłoby założyć, że widzimy jakąś straszliwą ranę, ale dobrze wiedziałem, jakie natura zna sztuczki. Na razie mogłem być pewien tylko jednej rzeczy.
– Przemieszczono ją.
Oczy wszystkich zwróciły się na mnie. Nie zamierzałem walić tak prosto z mostu, ale widok malutkiego szkieletu tkwiącego nadal w łonie matki musiał poruszyć mnie bardziej, niż przypuszczałem.
– Jej ciało było przedtem gdzie indziej – ciągnąłem. – Przyniesiono je tutaj już po mumifikacji.
Conrad sapnął z rozdrażnieniem.
– Tak, ma pan rację.
– Jest pan pewny? – zapytała Ward.
Skinąłem głową.
– Kości płodu nie znajdują się w pozycji anatomicznej. Są pomieszane w znacznie większym stopniu, niż można by się spodziewać, nawet biorąc pod uwagę ewentualne ataki padlinożerców. To wskazuje, że poddano je gwałtownemu ruchowi, kiedy w macicy nie było już wód płodowych, które zamortyzowałyby wstrząsy.
– Ciało było zawinięte w plastik – zauważył Whelan. – Może wtedy do tego doszło?
– Możliwe. Zwłoki nie uległyby mumifikacji, gdyby cały czas były owinięte plandeką. W środku zebrałaby się wilgoć i normalnie by zgniły. Gdyby tak się stało, plastik byłby wysmarowany płynami, tak jak ubrania.
– Czyli najpierw uległy mumifikacji, a potem zostały zawinięte? – upewniła się Ward.
– Najpewniej. No i jeszcze to. – Wskazałem kilka ciemnych, podobnych do ryżu łusek, które tkwiły w fałdach odzieży. – Powinno być tu znacznie więcej powłok poczwarek much plujek. Gdyby denatka leżała tu cały czas, walałyby się dookoła.
– A skąd w ogóle wzięłyby się tu muchy? – Ward zmarszczyła czoło. – Ciemno, choć oko wykol. Nic by nie widziały.
– Nie musiałyby widzieć, prowadziłby je zapach. – Powszechnie zakładało się, że muchy plujki nie latają w ciemności, ale brak światła nie wystarczał, żeby odstraszyć te wytrwałe owady. – To prawdopodobnie powłoczki po plujkach burczało. Jeśli jest za ciemno na latanie, to po prostu podpełzają do ciała.
– Urocza wizja – powiedział Whelan, krzywiąc twarz w grymasie.
Ward zerknęła na niego z irytacją.
– Ale skąd muchy, skoro ciało uległo mumifikacji? To by ich nie zniechęciło?
– Nie, jeśli wcześniej doszło do rozkładu – wyjaśniłem. – Po plamach na odzieży widać, że najpierw ciało zaczęło gnić, dopiero potem wyschło. Muchom więcej nie trzeba.
Plujkowate potrafią wywęszyć gnijące szczątki z odległości ponad kilometra, namierzyć cel i złożyć jaja w oczach, nosie i wszelkich innych dostępnych otworach. Choć brak śladów krwi na ubraniach kobiety sugerował, że raczej nie odniosła poważnych obrażeń, wystarczyłaby nawet mała ranka, żeby przyciągnąć muchy. Nawigacja po strychu zajęła im pewnie trochę czasu, ale i tak zaczęły składać jaja na długo przed przybyciem pierwszego szczura. Po wykluciu żarłoczne larwy zaczęły się żywić martwą tkanką, powiększając pierwotną ranę, a następnie powtarzały cykl reprodukcyjny aż do momentu mumifikacji ciała, które następnie porzuciły.
Ward nadal marszczyła brwi.
– Czyli twierdzicie, że zabito ją gdzie indziej, a potem przyniesiono tutaj?
– Niekoniecznie.